Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 67–76/2018
z 6 września 2018 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Premiujmy doświadczenie i perfekcję

Ewa Szarkowska

Z prof. Arkadiuszem Jawieniem, kierownikiem Katedry Chirurgii Naczyniowej i Angiologii w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 im. dr. A. Jurasza w Bydgoszczy i nowym prezesem Polskiego Towarzystwa Chirurgii Naczyniowej rozmawia Ewa Szarkowska.

Ewa Szarkowska: W maju tego roku w Klinice Chirurgii Ogólnej, Naczyniowej i Transplantacyjnej WUM przeprowadzono kolejną implantację stentgraftu do łuku aorty z odgałęzieniami do pnia ramienno-głowowego i lewej tętnicy szyjnej. Merytorycznie nadzorował polskich lekarzy prof. Stéphan Haulon, kierownik wiodącego ośrodka leczenia chorób aorty w Paryżu, prezes elekt Europejskiego Towarzystwa Chirurgii Naczyniowej. To są zabiegi na najwyższym światowym poziomie.

Arkadiusz Jawień: To jedyna klinika w Polsce i 10. na świecie, która wykonuje takie zabiegi. Należy się więc tylko cieszyć, że mamy ośrodek, gdzie tego typu implantacje wykonują polscy specjaliści. Bez wątpienia promuje to nie tylko ten oddział, ale i Polskę, wysiłek wszystkich osób, którzy zajmują się chirurgią naczyniową w naszym kraju. Podejrzewam, że w przyszłości jeden taki ośrodek to będzie za mało, bo chorych wymagających takich zabiegów jest sporo, ale jak na początek to jest dobry start. Zabiegi ewaskularne warszawska klinika jako pierwsza w Polsce zaczęła wykonywać już wiele lat temu. Ma więc największe w Polsce – i jedno z większych na świecie – doświadczenie w wewnątrznaczyniowym leczeniu tętniaków piersiowo-brzusznych i okołonerkowych aorty.

E.S.: Zabiegi, jakie wykonują chirurdzy naczyniowi WUM wymagają nieprzeciętnych zdolności nie tylko manualnych i mentalnych, ale również organizacyjnych. Czy zatem możemy je robić zawsze i wszędzie?

A.J.: To jest pytanie, na które w Polsce trzeba będzie odpowiedzieć w najbliższym czasie. Stéphan Haulon, prezydent elekt Europejskiego Towarzystwa Chirurgii Naczyniowej powiedział mi, że we Francji trzeba być znakomicie wyszkolonym i wykonać co najmniej 50 zabiegów piersiowo-brzusznych z użyciem stentgraftów z odnóżkami, żeby mieć możliwość odpowiedniego finansowania. Jeśli ośrodek z mniejszym doświadczeniem zdecyduje się jednak przeprowadzić taką operację i ona się nie uda, francuski płatnik nie zapłaci mu za to i wtedy koszty spadają na barki szpitala. Jesteśmy krajem, który nie jest tak bogaty jak Francja i nie mamy tyle pieniędzy, więc tym bardziej nie możemy sobie pozwolić na to, żeby tego typu procedurę wysokospecjalistyczną wykonywał każdy szpital. To powinny być wyselekcjonowane ośrodki, które potwierdzą swoje zdolności i doświadczenie, bo dotychczas wykonywały określoną liczbę zabiegów. Myślę, że na początek 1–2 takie centra w zupełności wystarczą.

E.S.: Czy takie rozwiązanie nie odbije się niekorzystnie na pacjencie?

A.J.: Wręcz przeciwnie! To będzie z korzyścią dla chorego, bo tam gdzie jest perfekcja i odpowiednie finansowanie, efekty są lepsze. Jeśli pieniądze na leczenie są rozparcelowane na dużo mniejsze ośrodki, to efekt końcowy jest gorszy. Z przykrością muszę powiedzieć, że są ośrodki w Polsce, które rocznie implantują tylko po kilka prostych stentgraftów. Kto z nas chciałby pójść do takiego ośrodka i mieć wykonane tam operacje? Sami wiemy dobrze, że jak chcemy mieć dobrze naprawiony but, to idziemy do takiego szewca, który wykonuje w odpowiedniej liczbie obcasy i wiemy, że jak nam ten obcas dobrze przyklei, to się nam będzie długo trzymał. Taka sama sytuacja jest w medycynie. I to nie dotyczy tylko chirurgii naczyniowej, ale również innych dziedzin. Mam nadzieję, że w czasie mojej dwuletniej kadencji uda się nam przybliżyć pewne kwestie organizacyjne i osobiście będę nalegał, żebyśmy mieli sprecyzowane miejsca, gdzie tak wysoko wyspecjalizowane procedury mogą być wykonywane i odpowiednio finansowane, bo to jest z korzyścią dla ośrodka, który to wykonuje, dla naszych chorych i dla systemu. Jeżeli NFZ będzie adresował pieniądze do wysokospecjalistycznych placówek, to automatycznie wysokie koszty wynikające z powikłań będą mniejsze, a zaoszczędzone pieniądze będzie można przekazać na leczenie innych chorób.

E.S.: Jak Pan ocenia obecne finansowanie chirurgii naczyniowej w Polsce?

A.J.: Uważam, że obecny poziom finansowania świadczeń chirurgii naczyniowej wymaga zweryfikowania zarówno przez NFZ, jak i przez MZ. Miażdżyca obojętnie, czy dotyczy naczyń wieńcowych, czy też naczyń szyjnych, naczyń kończyn dolnych lub aorty to jest to ta sama choroba. Niestety, zgodnie z obecną polityką zdrowotną, finansowanie ze środków publicznych wypada dużo gorzej dla naczyń obwodowych. W przypadku ostrych stanów naczyń wieńcowych i serca kardiolodzy mają możliwość wykonywania nielimitowanych procedur. My jako chirurdzy naczyniowi cały czas obracamy się wokół pewnego limitu. Kiedyś to był limit określany przez NFZ, teraz w ramach sieci szpitali. Dyrektor szpitala dostaje tzw. ryczałt i chcąc zabezpieczyć wszystkie działy medycyny, również nam w jakiś sposób stawia pewne limity na leczenie. Z przykrością muszę powiedzieć, że chorzy naczyniowi w Polsce są w sensie finansowym niewłaściwie zabezpieczeni. Jeżeli mamy do czynienia z chorym kardiologicznym, to wszyscy łącznie z całym systemem boją się, że chory może umrzeć, bo choroba serca wiąże się z ryzykiem nagłego zgonu. W przypadku choroby naczyń obwodowych mówi się, że chory „co najwyżej” straci stopę, goleń czy całe udo i jakoś do tego przywykliśmy. I nasz system w ogóle nie liczy potężnych kosztów, jakie są związane z rehabilitacją takich chorych i ich niezdolnością do pracy. Myślę, że powinniśmy czym prędzej powołać zespół, który by zweryfikował kwestię wyceny świadczeń naczyniowych, ponieważ one w moim odczuciu stanowczo są za niskie w porównaniu do świadczeń kardiologicznych.

E.S.: Skoro finansowanie chirurgii naczyniowej jest niewystarczające, to może pieniądze powinny być lepiej celowane?

A.J.: Dotknęła pani bardzo ważnej kwestii. W Polsce z jakichś powodów bardzo nam trudno wprowadzić system, jaki istnieje w innych krajach, gdzie pewne procedury trafiają tylko do ośrodków, które są do tego typu zabiegów desygnowane. Na przykład w Danii chirurdzy naczyniowi, którzy nie pracują w ośrodku akademickim czy innym ośrodku określonym w kontekście swoich kompetencji, nie mogą wykonać większych, bardziej skomplikowanych zabiegów, bo wiadomo, że ich doświadczenie jest mniejsze i że ryzyko powikłań jest większe. To jest kwestia określonej polityki zdrowotnej. Być może, że w jej kreowaniu powinno brać udział również Polskie Towarzystwo Chirurgii Naczyniowej. Jako obecny prezes PTCN chętnie bym się włączył w tego typu działania, gdyby takiego typu inicjatywa powstała i osoby, które zajmują się ochroną zdrowia chciały do tego podejść poważnie i zastanowić się, czy rzeczywiście chorzy naczyniowi nie powinni zasługiwać na większą uwagę ze strony płatnika.

E.S.: Uważa pan, że powinniśmy dążyć do kategoryzacji ośrodków. Ale przecież już mamy system referencyjności…

A.J.: I powszechnie uprawiana jest „turystyka medyczna”, która polega na tym, że jeden wykształcony chirurg naczyniowy czy radiolog naczyniowy jeździ po różnych ośrodkach, wykonuje tam jeden czy dwa zabiegi w miesiącu, dając jednostkom, które nie zawsze spełniają określone warunki, możliwość uzyskania odpowiedniego poziomu referencyjności. To jest element, który powoduje, że pieniądze zostają w jakiś sposób rozproszone. Mamy w Polsce 16 województw. Nie wiem, czy potrzebujemy aż 16 ośrodków wysokoreferencyjnych. Ale gdyby to było 10 ośrodków na Polskę z jednoznacznie określonymi procedurami i odpowiednim zabezpieczeniem finansowym, wtedy współpraca ośrodka II stopnia referencyjności z ośrodkiem I stopnia referencyjności mogłaby być znakomita, a chory byłby właściwie leczony. Za tym, żeby koncentrować ośrodki chirurgii naczyniowej, by nie rozpraszać środków finansowych, przemawia także niedobór kadry.

E.S.: To nie są proste decyzje. Nie tylko finansowe.

A.J.: To prawda. Zwłaszcza, że kto jak kto, ale chirurdzy mają takie poczucie własnego ego, że każdy z nich jest najlepszy, że każdy potrafi zrobić wszystko, a życie dopiero weryfikuje, że nie do końca tak jest. Dyrektorzy szpitali też mają swoje ambicje. Wiedzą, że ośrodek z II stopniem referencyjności przekłada się na wyższy kontrakt z NFZ.

E.S.: Jednym ze sprawdzonych na całym świecie narzędzi w skutecznej walce z chorobami naczyń są programy przesiewowe. My jakoś z tego nie korzystamy.

A.J.: Wyłuskiwanie chorych, którzy mają tętniaka w stadium, kiedy nadaje się do operacji planowych, a nie jest przywożony do oddziału z powodu pękniętego tętniaka, jest szalenie ważna. Jeśli operujemy tętniaka aorty metodą wewnątrznaczyniową, to ryzyko operacyjne jest od 0,5 do 1 proc. Jeśli operujemy metodą konwencjonalną to ryzyko operacyjne wynosi maks. 3 proc. Natomiast możliwość uratowania chorego z pękniętym tętniakiem w polskich warunkach, nawet w dobrze zorganizowanych ośrodkach, wynosi między 10 a 40 proc. Przykład tej jednej choroby pokazuje, że prowadzenie badań przesiewowych powinno zaowocować lepszymi efektami leczniczymi, będzie też miało przełożenie ekonomiczne korzystne dla całego systemu ochrony zdrowia.

Dowodzą tego dotychczasowe doświadczenia zwłaszcza krajów skandynawskich i Wielkiej Brytanii, a także Stanów Zjednoczonych, gdzie taki program wpłynął na znaczne ograniczenie przypadków tętniaków pękniętych.
Wiele lat temu złożyłem wniosek o sfinansowanie w ramach programu POLKARD projektu ogólnopolskiego, który powstał na bazie doświadczeń woj. kujawsko-pomorskiego. Niestety, nie zyskał wtedy poparcia. W chwili obecnej program przesiewowy zyskał większą atencję, jest w fazie poważnych dyskusji i być może w tym roku zaistnieje.

E.S.: Ilu mamy w Polsce chirurgów naczyniowych?

A.J.: Liczba chirurgów naczyniowych w Polsce jest niewystarczająca. Jak sama nazwa wskazuje to powinni być ludzie, którzy aktywnie, jak przystało na chirurga, funkcjonują na sali operacyjnej. Tymczasem my jako chirurdzy musimy obsługiwać potężną liczbę poradni chirurgii naczyniowej, gdzie w większości czas oczekiwania na pierwszą wizytę wynosi między 6 a 9 miesięcy. Z pozycji chorego tak długi okres oczekiwania jest nie do zaakceptowania, ale to wynika nie tylko z organizacji systemu ochrony zdrowia, ale też ze zbyt małej liczby lekarzy z tą specjalizacją.

Obecnie w chirurgii naczyniowej pracuje łącznie około 500 lekarzy, z tego ponad 200 osób to są osoby w trakcie treningu, czyli rezydenci szkolący się w chirurgii naczyniowej. Następne 200 osób to specjaliści, którzy efektywnie pracują na salach operacyjnych. Reszta to są chirurdzy w wieku emerytalnym, którzy pracują na pół etatu gdzieś w poradniach. Dlatego uważam, że liczba miejsc rezydenckich powinna być większa.

E.S.: Ale potrzebna jest jeszcze chęć młodych, żeby chcieli się w tej dziedzinie specjalizować. A z tym nie jest chyba najlepiej?

A.J.: Z przykrością muszę przyznać, że na chirurgię ogólną i chirurgię naczyniową nie ma w tej chwili tak dużo kandydatów, jak było jeszcze 10 czy 15 lat temu. Być może, że jako Polskie Towarzystwo Chirurgii Naczyniowej, jako już wykształcona i doświadczona klasa chirurgów naczyniowych, powinniśmy być bardziej otwarci na młodych, bardziej reklamować tę specjalność, używać argumentów, które zachęcałyby młodych do działania. Być może należy być otwartym też na to, żeby ci młodzi ludzie szybciej wchodzili w życie praktyczne, bo to, co napędza chęć bycia chirurgiem, to jest właśnie kwestia aktywności. Wbrew pozorom to wszystko, co robimy manualnie na salach operacyjnych, to jest bardzo ekscytujące. To jest coś, co nie tylko podnosi adrenalinę chirurgowi, ale jeśli wszystko idzie dobrze również daje niesamowitą satysfakcję. Chirurg jest w stanie spędzić kilka godzin przy stole operacyjnym nie tylko po to, żeby pomóc choremu, ale również, żeby wykazać się swoimi zdolnościami i tym, czego się nauczył, żeby służyć choremu.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Artrogrypoza: kompleksowe podejście

Artrogrypoza to trudna choroba wieku dziecięcego. Jest nieuleczalna, jednak dzięki odpowiedniemu traktowaniu chorego dziecku można pomóc, przywracając mu mniej lub bardziej ograniczoną samodzielność. Wymaga wielospecjalistycznego podejścia – równie ważne jest leczenie operacyjne, rehabilitacja, jak i zaopatrzenie ortopedyczne.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.




bot