Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 17–32/2023
z 30 marca 2023 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Byle jakość

Małgorzata Solecka

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.



Odyseja ustawy zmierza w każdym razie do finału, jakikolwiek by on nie był. Kluczowa data to 10 marca, gdy sejm podjął decyzję, na którą minister zdrowia czekał od września, gdy podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu wezwał do przyjęcia na stojąco decyzji o akceptacji projektu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej przez Komitet Stały Rady Ministrów. Potem wielokrotnie Adam Niedzielski powtarzał, jak wiele zmieni owa ustawa, jakie przełomy – przede wszystkim dla pacjenta – ze sobą przyniesie. Im głośniej i wyraźniej środowiska medyczne, przede wszystkim środowisko lekarzy i lekarzy dentystów, artykułowało wątpliwości, tym zapewnienia ministra o wadze tego aktu prawnego wybrzmiewały głośniej. Nie inaczej było 9 marca, gdy minister otwierał VIII Kongres Wyzwań Zdrowotnych. – To jest ustawa, która w najbliższym czasie będzie porządkowała nasze prace. Bez względu na to, czego one dotyczą, w jakiej dziedzinie i w jakim zakresie są realizowane, będzie dawała wyznacznik – mówił o projekcie, który kilkadziesiąt godzin wcześniej, wbrew swojej decyzji z lutego, gdy jednym głosem odrzucono sprawozdanie podkomisji, przyjęła Komisja Zdrowia. – To pierwszy tak ważny krok w historii polskiego systemu ochrony zdrowia stawiający na bezpieczeństwo pacjenta i najwyższe standardy jego obsługi – mówił szef resortu zdrowia. – Ocena jakości opieki w placówkach medycznych to istota troski o dobro pacjenta – dodawał, że po wejściu w życie nowych przepisów płatnik będzie finansował w większym stopniu jakość leczenia, zamiast – jak teraz – płacić tylko za wykonywanie świadczeń.

W ocenie ministra zdrowia ustawa o jakości nie tylko „domyka” proces przemyślanych zmian w ochronie zdrowia, ale przede wszystkim stanowi gwarancję, że pacjenci będą korzystać z gwarantowanego przez ustawę wzrostu nakładów publicznych na zdrowie. To w zasadzie powinno wyczerpać temat, bo jeśli patrzeć na realny odsetek PKB, wydawany na zdrowie ze środków publicznych, on nie rośnie – ustawa o jakości ma duże szanse pozostać, przynajmniej w zakresie korzystania przez pacjentów z dobrodziejstw ustawy 7 proc. PKB na zdrowie martwa w takim samym stopniu, w jakim martwa jest ustawa „gwarantująca” wzrost nakładów.

Co prawda, nie będzie pieniędzy na finansowanie jakości, ale nie zabraknie przepisów. Ustawa wprowadza m.in. dla podmiotów wykonujących działalność leczniczą, a udzielających świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wymóg obligatoryjnej autoryzacji. Autoryzację będzie wydawać prezes NFZ na pięć lat. Celem autoryzacji jest potwierdzenie spełnienia przez podmioty wykonujące działalność leczniczą pewnych warunków dotyczących miejsca udzielania świadczeń opieki zdrowotnej, personelu medycznego i wyposażenia w sprzęt i aparaturę medyczną.

Wiele szpitali, przede wszystkim powiatowych, obawia się konsekwencji wprowadzenia przepisów o autoryzacji: w ich ocenie mogą one spowodować, że placówki bez autoryzacji w ogóle nie otrzymają kontraktów, co będzie oznaczać konieczność ich likwidacji – w rozumieniu działalności szpitalnej – i wymuszonej zmiany profilu działalności, na przykład w kierunku ambulatoryjnego centrum zdrowia albo zakładu opieki długoterminowej. Samorządowcy mieli lobbować w PiS, by ustawy w tej kadencji nie uchwalać i jeszcze na początku sejmowego tygodnia wiele wskazywało, że zabiegi zatrzymają prace nad projektem. Również w kierownictwie Komisji Zdrowia nie widać było w lutym – gdy komisja jednym głosem odrzuciła sprawozdanie podkomisji nadzwyczajnej, powołanej do prac nad projektem – determinacji w „pchaniu” ustawy do sejmu. Przeciwnie, z publicznych wypowiedzi przewodniczącego Tomasza Latosa można było wyciągnąć wniosek, że prace nad projektem w tej kadencji stoją pod dużym znakiem zapytania (czemu zdecydowanie zaprzeczał resort zdrowia, powtarzając tezę o „parlamentarnym potknięciu”). Ostatecznie jednak posiedzenie Komisji Zdrowia zostało zwołane, a PiS przeforsowało projekt, korzystając (w dużym stopniu) z nieobecności posłanek opozycji, które 7 marca brały udział w pierwszym czytaniu obywatelskiego projektu penalizującego (kara więzienia nawet do ośmiu lat) informowanie o aborcji. W trakcie posiedzenia posłowie PiS podwyższyli limit kwoty, jaką Narodowy Fundusz Zdrowia będzie mógł w 2023 roku przekazać na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej. Pierwotnie miało to być 20 mln zł – i już wówczas, w trakcie lutowych prac, budziło to wątpliwości. Dlaczego ze składek zdrowotnych miałby być zasilany fundusz na cele sportowe? Przedstawiciele rządu tłumaczyli, że pieniądze trafią via FRKF do samorządów organizujących półkolonie i skorzysta z nich 300 tysięcy dzieci. W trakcie kilku tygodni kwota uległa więcej niż podwojeniu, a cele doprecyzowano – pieniądze mają pójść na porady dietetyków, fizjoterapeutów i psychologów, zaś resort sportu ma dołożyć drugie tyle (nie wiadomo, czy wobec 20 czy 50 mln zł) na profesjonalne treningi sportowe. Wszystko w ramach edukacji zdrowotnej i profilaktyki zdrowia najmłodszych Polaków, jak uzasadniał wiceprzewodniczący Komisji Zdrowia Bolesław Piecha.

To właśnie w tych 50 mln zł opozycja upatruje zmiany nastawienia części posłów PiS, mówiąc wprost, że pieniądze na krótko przed wyborami zostaną „rzucone” tam, gdzie trzeba będzie pokazać, że parlamentarzyści dbają o społeczność lokalną – domyślnie więc, nie dadzą też „skrzywdzić” szpitala. Zwłaszcza że – jak można usłyszeć w kuluarach – Adam Niedzielski miał, w zamian za uchwalenie ustawy o jakości, obiecać, że nie będzie forsować kolejnego już projektu o modernizacji szpitalnictwa. Nie musi, bo jeśli przepisy o akredytacji zostaną właściwie „oprzyrządowane”, efekt – w postaci wymuszenia restrukturyzacji na części podmiotów – i tak zostanie osiągnięty.

Ale spojrzenie na ustawę o jakości od strony podmiotów leczniczych nie wyczerpuje problemu. Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec podczas HCC w Katowicach (podobnie jak wcześniej w sejmie), podobnie jak wcześniej jego szef, dowodził, jak wiele dobrego mogą oczekiwać po niej pacjenci. Ustawa, mówił RPP, „wprowadza bardzo prosty i przyjazny system kompensacji szkód” – wzorowany na tym, który działa w obszarze szczepień ochronnych od marca 2022 roku. – Do tej pory, w ciągu roku, rozpatrzyliśmy już 1,4 tysiąca wniosków. Bez tych rozwiązań sprawy tkwiłyby w sądach – tłumaczył. – Ponad dwustu pacjentów otrzymało odszkodowanie na prawie 4 mln zł. Analogiczny mechanizm sprawdzi się w przypadku funduszu kompensacyjnego zdarzeń medycznych – zapewniał. Rzecznik Praw Pacjenta wyraził też nadzieję, że „środowisko lekarskie zostanie w pełni przekonane, bo znaczna część już jest” do zapisów ustawy.

Jednak powiedzieć, że szanse na to są niewielkie, to nic nie powiedzieć. Samorząd lekarski w lutym przekazał do konsultacji publicznych własny projekt ustawy o bezpieczeństwie leczenia, stawiający – jak mówią jego władze – na budowę prawdziwego systemu no fault. Takiego, który z jednej strony gwarantuje pacjentom otrzymanie odszkodowania za poniesione w wyniku czy to błędu medycznego, czy niepożądanego zdarzenia medycznego szkody oraz potrzebnego wsparcia w procesie niwelowania uszczerbku na zdrowiu, z drugiej – pewność personelu medycznego, że jeśli nie doszło do niebudzących wątpliwości zaniedbań, ewentualny błąd medyczny nie uruchomi postępowania karnego, nie wciągnie lekarza (czy innego pracownika medycznego) w wir postępowania prokuratorskiego i potem – procesu. Bezpieczeństwo karne to, według lekarzy, minimum, jakie musi mieć zapewniony lekarz, by koncentrować się na ratowaniu życia i zdrowia pacjenta, a nie na uprawianiu medycyny asekuracyjnej.

Projekt Naczelnej Rady Lekarskiej, przyjęty zresztą jednogłośnie, stawia też na system zgłaszania i rejestracji zdarzeń niepożądanych i błędów medycznych, i tu akurat nie różni się w założeniach od projektu rządowego i uchwalonej już ustawy, ale – diabeł tkwi w szczegółach. Lekarze obawiają się, że podobnie jak w wielu innych krajach, system, w którym zgłoszenia dokonuje się imiennie, po prostu się nie sprawdzi. Anonimowość zgłoszenia to pierwsza gwarancja bezpieczeństwa – inaczej rejestry pozostaną jeśli nie puste, to poważnie wybrakowane i nie zostanie osiągnięty efekt „uczenia się na cudzych błędach”, co jest jednym z deklarowanych celów ustawy. Łukasz Jankowski, polemizując podczas katowickiego kongresu z Bartłomiejem Chmielowcem stwierdził wprost, że lekarze nie będą zgłaszać przypadków błędów czy niepożądanych zdarzeń „bo zgłoszenie do rejestru może być potraktowane jako donos na siebie, a nikt nie zagwarantuje, że do tego rejestru za chwilę nie zajrzy prokurator i nie potraktuje zgłoszenia tego lekarza jako automatyczne przyznanie się do winy”. – Nie będziemy zgłaszać zdarzeń niepożądanych w takiej liczbie i w takim odsetku dlatego, że ustawa nie gwarantuje nauki, gwarantuje jedynie złagodzenie kary – mówił prezes NRL.




Przeprowadzić ryzykowną operację, narażając się na dochodzenie prokuratorskie, zarzuty, a być może i wyrok, czy czekać, aż pacjent umrze? Przed takim dylematem stoją bohaterowie najnowszego filmu Łukasza Palkowskiego, twórcy „Bogów”, a także nakręconego w 2021 roku we współpracy z ORL w Warszawie spotu „Jestem lekarzem, jestem człowiekiem”. Najnowszy, trwający niespełna sto sekund obraz, zatytułowany „Ratowanie życia to nie przestępstwo” powstał na zlecenie Naczelnej Izby Lekarskiej, zaś w rolę lekarzy wcielili się Tomasz Kot (Zbigniew Religa w „Bogach”) i Katarzyna Dąbrowska, znana widzom z kultowej telenoweli „Na dobre i na złe”, gdzie grała zdolną młodą chirurżkę.

Film podejmuje temat ryzyka, jakie codziennie towarzyszy lekarzom w podejmowaniu decyzji dotyczących życia i zdrowia pacjentów. Historia zaczyna się od transportu 65-letniego pacjenta w ciężkim stanie do szpitala. Kończy – oczekiwaniem nieprzytomnego mężczyzny na decyzję lekarzy. – Spot zaczyna się i kończy na pacjencie, co perfekcyjnie pokazuje, że to pacjent jest najważniejszą osobą w tej opowieści. Cały dylemat dotyczy tego, jak najlepiej go zabezpieczyć, jak najlepiej go leczyć – mówił podczas premiery filmu prezes NRL Łukasz Jankowski. Jednak kluczowa dla zrozumienia dramatu jest rozmowa między lekarzami, w której Tomasz Kot przekonuje Katarzynę Dąbrowską (starszy lekarz młodszą koleżankę), że bez podjęcia ryzykownej operacji pacjent niemal na pewno umrze. Lekarka na to ryzyko nie chce się zgodzić, twierdząc, że prokurator i rodzina nie wezmą pod uwagę, że operacja była jedyną szansą, jeśli pacjent nie przeżyje, a ona sama ma dwoje małych dzieci.

– Lekarze w ogóle nie powinni musieć myśleć o takich rzeczach – podkreślał prezes NRL.
– Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że lekarz w momencie kiedy zajmuje się „ryzykownym”, czyli takim, u którego zabieg ratujący życie jest ryzykowny, bo prawdopodobieństwo powodzenia może wynosić poniżej 50 proc., ale bez tego zabiegu szans żadnych nie ma, a w momencie niepowodzenia zabiegu lekarz może być potraktowany jak przestępca, byłem zszokowany. Mam nadzieję, że choć w niewielkim stopniu przyczynimy się do zmiany postrzegania tych kwestii – mówił Łukasz Palkowski.
Film – nie ostatni, jak zapowiedziano – wpisuje się w kampanię społeczną, którą chce prowadzić samorząd. Kampanię na rzecz budowy systemu no fault, w którym ciężar postępowań dotyczących odpowiedzialności lekarza za niepożądane zdarzenia medyczne z karnych na postępowania cywilne i zawodowe. – Bez poparcia pacjentów i zbudowania świadomości społecznej nie uda nam się zmienić rzeczywistości – mówi szef lekarskiego samorządu.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".




bot