Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 26–33/2020
z 23 kwietnia 2020 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Wirus pustoszy kasę

Małgorzata Solecka

Narodowy Fundusz Zdrowia straci z powodu koronawirusa, w perspektywie kilku lat, miliardy złotych. Wyrwa może sięgnąć nawet kilkudziesięciu miliardów złotych, o ile… nie wyrwiemy się z pułapki ustawy 6 proc. PKB.



To jednak koniec dobrych wiadomości, bo te miliardy uzupełnią niedobory – ale równocześnie, przynajmniej w tym roku, muszą być wydane na cele związane ze zwalczaniem COVID-19. Z drugiej strony – zapewne najwcześniej w maju, wraz z odmrażaniem gospodarki, Ministerstwo Zdrowia zdecyduje się na stopniowe odmrażanie i świadczeń zdrowotnych, o ile krzywa epidemiczna pozostanie pod kontrolą i nie trzeba będzie przekształcać kolejnych szpitali (zwłaszcza tych specjalistycznych) w szpitale jednoimienne.

W dłuższej perspektywie ustawa 6 proc. PKB, oparta na założeniu ciągłego, nawet jeśli niewysokiego, wzrostu gospodarczego – i spodziewanego umacniania się przewagi pracowników wobec pracodawców na rynku pracy niesie ze sobą ryzyko załamania finansowania systemu ochrony zdrowia – czarny scenariusz może się zacząć realizować w 2022 roku. W ustawie nie ma bowiem podstawowego bezpiecznika: zapisu, że niezależnie od wielkości PKB, wobec którego jest liczony wskaźnik nakładów na zdrowie, nie mogą być one niższe niż w poprzednim roku budżetowym.

– Jeśli gospodarka nie ruszy, jeśli gospodarka się załamie, będziemy mieli więcej zgonów spowodowanych chorobami układu krążenia, chorobami nowotworowymi – mówi minister zdrowia. Łukasz Szumowski, który w pierwszej połowie marca przeforsował niemal całkowity lockdown życia społeczno-gospodarczego, doskonale wie, że przestoju – zwłaszcza produkcji, ale też konsumpcji – nie można przeciągać w nieskończoność. Zapowiedziany przed Świętami Wielkanocnymi obowiązek noszenia maseczek w miejscach publicznych (od 16 kwietnia) to wstęp do stopniowego zmniejszania restrykcji w obszarze gospodarki (choć jednocześnie niewykluczone, że placówki opiekuńcze i szkoły będą zamknięte np. do połowy maja, a Ministerstwo Edukacji Narodowej sugeruje wręcz, że można sobie wyobrazić zdalną klasyfikację uczniów i zakończenie roku szkolnego on-line). – Niestety, ekonomia jest bardzo blisko związana z medycyną. Stąd między innymi przez całe lata słyszeliśmy postulaty zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia. Bez ekonomii medycyna nie funkcjonuje – mówi Łukasz Szumowski.

Jeśli chodzi o ekonomię, to jest oczywiste, że czeka nas szok. Jak duży, jeszcze nie wiadomo – co samo w sobie jest zagrożeniem, bo niepewność hamuje skłonność do konsumpcji, która w ostatnich latach była głównym kołem zamachowym polskiej gospodarki. Ponieważ problemy – recesja, mówiąc wprost – dotknie wszystkie kraje Unii Europejskiej, z pewnością odczuje to również polski eksport.

Analitycy kreślą różne scenariusze – od kilkuprocentowej recesji (Morgan Stanley przewiduje, że polska gospodarka skurczy się w tym roku aż o 5,6 proc. PKB), przez dwuprocentowy spadek PKB (S&P), po – wariant najbardziej optymistyczny, ale raczej nierealny, niemal 2-proc. wzrost gospodarczy, dzięki odbiciu w trzecim i czwartym kwartale (Fitch).

Prawda nie leży – warto pamiętać – pośrodku, ale agencja S&P, prognozująca dwuprocentową recesję, przedstawiła tuż przed Świętami Wielkanocnymi kompleksową ocenę polskiej gospodarki, utrzymując wysoką ocenę ratingową – A. Można zaryzykować – choć bardziej pesymistycznego scenariusza nie da się wykluczyć – że sytuacja rozwinie się właśnie w ten sposób.

Kryzys, zdaniem analityków, poważnie odbije się na finansach publicznych Polski, ale jednocześnie widzą oni wystarczającą przestrzeń fiskalno-budżetową (rezerwy) do łagodzenia szoku. Warunek: pandemia nie może trwać zbyt długo. Gdyby miał się realizować czarny scenariusz wielomiesięcznych przestojów, akcja ratunkowa rządu – czyli obie tarcze antykryzysowe mogą negatywnie wpłynąć na finanse publiczne. W optymistyczno-realistycznym scenariuszu działania antykryzysowe nie przyczynią się do powstania nierównowagi fiskalnej. Stanie się tak, jeśli nasza gospodarka szybko powróci na ścieżkę wzrostu. Dlatego S&A ocenia, że w 2021 roku PKB Polski może się powiększyć nawet o 5 proc., a w kolejnych latach gospodarka powinna się rozwijać w tempie nie mniejszym niż 2,5 proc. PKB.

S&P prognozuje, że deficyt sektora finansów publicznych podskoczy aż do 6,1 proc. Dług publiczny też wzrośnie – prawdopodobnie do 50 proc. PKB. Będą to jednak problemy wewnętrzne, Polska nie musi obawiać się reperkusji ze strony Komisji Europejskiej, która już dała do zrozumienia, że w najbliższym czasie będzie przymykać oko na nieprzestrzeganie dopuszczalnych wskaźników zadłużenia zapisanych w pakcie stabilności i rozwoju. Jeśli sytuacja się nie skomplikuje, już w 2021 r. deficyt w finansach publicznych może znacznie spaść, tj. do poziomu 3,1 proc. PKB.

Te dość optymistyczne – co do przyszłości – prognozy nie przesłaniają jednak faktu, że w tym roku z dużym prawdopodobieństwem trzeba założyć spadek polskiego PKB – po raz pierwszy od 1992 roku.

Odczuje to – boleśnie – budżet Narodowego Funduszu Zdrowia, którego podstawowym źródłem są składki zdrowotne, uzależnione od liczby pracujących i wysokości wynagrodzeń. Epidemia koronawirusa, pustosząc gospodarkę, odciśnie piętno na rynku pracy. Bezrobocie z poziomu około 4–5 proc. wzrośnie, minimum, dwukrotnie. – Jeśli w tym roku nie zarejestrujemy dwucyfrowego bezrobocia, będzie to duże zaskoczenie – uważa większość ekonomistów. Rząd stawia sobie za cel uratowanie minimum czterech, optymistycznie pięciu milionów miejsc pracy. Organizacje pracodawców, chwaląc drugą tarczę antykryzysową, która przewiduje wysokie i łatwe w pozyskaniu subwencje (warunkowo, w dużej części, bezzwrotne), oceniają, że realnie może ona ocalić około trzy miliony miejsc pracy. Każde sto tysięcy dodatkowo będzie ogromnym sukcesem.

Ale nie tylko o poziom bezrobocia chodzi. Części miejsc pracy może się w ogóle nie udać zapełnić – w marcu, przed zamknięciem granic przez Ukrainę, Polskę opuściły dziesiątki tysięcy obywateli tego kraju. Czy i kiedy wrócą? Czy Polacy, przerażeni likwidacją swoich miejsc pracy zdecydują się zastąpić Ukraińców na stanowiskach, które w ostatnich latach – gdy kształtował się rynek pracownika – były poniżej oczekiwań pod względem płacy i warunków?

Jest jeszcze za wcześnie, by choć w przybliżeniu szacować ubytek składek choćby w tym roku. Firma doradcza Public Policy przygotowała jednak, już pod koniec marca, analizę wpływu kryzysu gospodarczego związanego z epidemią COVID-19 na finansowanie systemu ochrony zdrowia. W zależności od scenariusza, jaki może się zrealizować w gospodarce, NFZ może w bieżącym roku zanotować wpływy pochodzące ze składek niższe od 4,9 mld zł do 19,4 mld zł.

To rujnuje cały mechanizm, wpisany w ustawę 6 proc. PKB, zgodnie z którym nakłady nominalnie rosną przede wszystkim dzięki coraz większemu wolumenowi składki zdrowotnej (budżet państwa ani w 2018 roku, ani w 2019 roku, ani – według planów – w 2020 roku nie musiał uruchamiać dotacji, by uzyskać minimalny, wymagany ustawą, coraz wyższy wskaźnik nakładów na zdrowie względem PKB). Jeśli z NFZ „wyparuje” kilka (a prawdopodobnie około dziesięciu) miliardów złotych, budżet będzie musiał tę lukę załatać.

Public Policy przygotowała trzy scenariusze rozwoju sytuacji:



Jeśli nałożyć scenariusze Public Policy na prognozy analityków S&P, można założyć, że najbliższy realizacji byłby scenariusz, przewidujący recesję na poziomie -1,5 proc. Przy założonym poziomie bezrobocia trzeba się liczyć z ubytkiem 7–9 mld zł z kasy NFZ z tytułu składek. 7,5 mld zł, jakie rząd zamierza uruchomić na walkę z COVID-19 nie zrekompensuje w całości tej luki, zwłaszcza że nie wszystkie środki będą mogły zostać zaliczone do wydatków na ochronę zdrowia.

Public Policy szacuje, że dodatkowe dotacje z budżetu państwa w latach 2020–2024, wynikające z konieczności osiągnięcia minimalnych nakładów na ochronę zdrowia, wyniosą 5,8–44,5 mld zł (łącznie). O ile kwoty rzędu kilku czy dziesięciu miliardów złotych (w ciągu pięciu lat) nie robią wrażenia, kilkadziesiąt miliardów złotych (czyli co roku 8–9 mld zł) – już tak.

Warto dodać, że w pierwszych dniach epidemii koronawirusa premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda proponowali powołanie Funduszu Medycznego, z którego miałyby być finansowane m.in. drogie terapie w rzadkich chorobach. Fundusz Medyczny miał mieć budżet niespełna 3 mld zł (i w tym roku te pieniądze miały wesprzeć walkę z epidemią). Takie było – jeszcze kilka tygodni temu, na początku marca – wyobrażenie o potrzebach i, co ważniejsze, możliwościach wsparcia systemu ochrony zdrowia. – Wydaje się, że osiągnięcie minimalnego poziomu publicznych nakładów na ochronę zdrowia bez stałego naruszania reguły wydatkowej będzie niemożliwe. Poradzenie sobie z tą sytuacją będzie wymagało przyjęcia nowych obciążeń w postaci wzrostu składki zdrowotnej lub wprowadzenia innych obciążeń – mówi Wojciech Wiśniewski z Public Policy.

Tymczasem epidemia pokazała jasno, że jeśli chcemy myśleć o podstawowym nawet bezpieczeństwie, finansowanie ochrony zdrowia musi „odbić” nie tylko z obecnych, realnych 4,5–4,7 proc. PKB, ale również tych mitycznych 6 proc. PKB.

To o wiele za mało, by – chociażby – zapewnić stałe funkcjonowanie dobrze wyposażonych i niemających problemów z obsadą kadrową nowoczesnych laboratoriów – dochodzenie do wydajności 20 tysięcy testów na dobę zajęło Polsce ponad dwa miesiące (licząc od końca stycznia, gdy zapowiedziano uruchomienie pierwszego laboratorium wykonującego testy w kierunku koronawirusa). To dramatycznie długo, a dystans dzielący Polskę nie tylko od Niemiec, ale choćby Czech pod względem zdolności do testowania pacjentów jest wręcz upokarzający.

To o wiele za mało, by zmorą – i fundamentem – systemu przestała być praca na dwa, trzy etaty (wymiar i miejsca pracy) lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych.

To o wiele za mało, by szpitale mogły regulować swoje zobowiązania na bieżąco i nie popadać w spiralę zadłużenia, która w momencie kryzysu zmienia się w pętlę. Dyrektorzy, z którymi rozmawialiśmy w marcu i kwietniu w ogóle nie chcieli mówić o finansach szpitali, wychodząc z założenia – podobnie jak minister zdrowia – że pieniądze w tej chwili nie są problemem. Ale – za moment – będą.

I nie ma się co pocieszać informacją, że zadłużenie szpitali na koniec 2019 roku w stosunku do trzeciego kwartału się obniżyło. Zobowiązania ogółem wyniosły na koniec roku nieco ponad 14,3 mld zł, o kilkanaście milionów złotych mniej niż na koniec trzeciego kwartału. O blisko 160 mln zł zmalały zobowiązania wymagalne.

Co wynika z tych danych? Jak co roku, szpitale w ostatnim kwartale starały się regulować jak najwięcej zobowiązań. Gdy Ministerstwo Zdrowia pod koniec listopada prezentowało dane za trzeci kwartał, wiceminister Sławomir Gadomski podkreślał, że na koniec roku dane o zadłużeniu szpitali będą korzystniejsze. W październiku do szpitali trafiły ostatnie transze dodatkowych środków z NFZ, przyznanych w związku z podniesieniem wartości ryczałtów (od 4 proc. dla szpitali ogólnopolskich, w tym klinicznych po 8–9 proc. dla szpitali powiatowych) oraz procedur kontraktowanych oddzielnie.

Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia w czasie epidemii stabilizują finanse szpitali, uruchamiając wypłaty ryczałtów zgodnie z planem, dofinansowując szpitale jednoimienne. Nie ma jednak wątpliwości, że na epidemii zdecydowana większość szpitali, mówiąc eufemistycznie, finansowo nie skorzysta. Gdy sytuacja się unormuje, płatnik przeliczy straty w przychodach (wyższe bezrobocie, duże spadki wynagrodzeń, umorzenie składek od drobnych przedsiębiorców i samozatrudnionych, odroczenie składek dla nieco większych firm itp.) może się okazać, że cięcia będą potrzebne i po stronie wydatków. Bo choć pieniądze w nienormalnych czasach nie są problemem, wszystko – tak czy inaczej – na nich się kończy.

Narodowy Rachunek Zdrowia 2017



W marcu GUS opublikował raport „Zdrowie i ochrona zdrowia 2018” a w nim – Narodowy Rachunek Zdrowia 2017, czyli ostateczne podsumowanie i rozliczenie wszystkich wydatków Polaków na cele zdrowotne.

Wydatki bieżące na ochronę zdrowia w 2017 r. wyniosły nieco ponad 130,1 mld zł i były wyższe niż w 2016 r. o około 8,4 mld zł. Wydatki publiczne wyniosły nieco ponad 90 mld zł, czyli 4,55 proc. PKB. Ogółem, wydatki publiczne i prywatne na zdrowie w 2017 roku wyniosły 6,54 proc. PKB – tyle samo, co w roku 2016. Nieznacznie (o 0,1 p.p.) wzrosły wydatki publiczne (w 2016 roku wynosiły one 4,45 proc.).

Ponad 58 proc. ogólnych wydatków na zdrowie było przeznaczane na usługi lecznicze (w stosunku do 2016 roku nastąpił wzrost o ponad 1 p.p.), z tego 30,6 proc. środków finansuje leczenie szpitalne (tu również wzrost – o 0,6 p.p.). Tylko o 0,3 p.p. wzrosło natomiast finansowanie leczenia ambulatoryjnego (GUS uwzględnia całość opieki ambulatoryjnej, łącznie z POZ) – w 2017 roku wyniosło ono 27,1 proc. całości środków. Najmniej wydajemy na usługi rehabilitacyjne (4,8 proc.) profilaktykę i zdrowie publiczne – 2,3 proc. (biorąc pod uwagę skalę, wystąpił duży spadek w stosunku do 2016 roku, gdy wydatki wynosiły 2,8 proc.) oraz zarządzanie i administrację finansowaniem ochrony zdrowia – 1,8 proc. całości nakładów.

W 2020 roku dodatkowym problemem dla sektora ochrony zdrowia może być spadek prywatnych wydatków Polaków. Po pierwsze, praktycznie od połowy marca pozostawały zamknięte (lub dostępne wyłącznie w pilnych sytuacjach) gabinety stomatologiczne. Nie pracowali rehabilitanci i fizjoterapeuci. Swoje gabinety zamknęła większość specjalistów, a prywatne przychodnie mocno ograniczyły działalność, przestawiając się głównie na teleporady. Po drugie, gdy już wszystko ruszy, wiele osób – na skutek pogorszenia się sytuacji ekonomicznej – będzie musiało zdecydować się na rezygnację z komercyjnego leczenia. I ustawi się w kolejce do świadczeń w ramach NFZ.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".




bot