Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 51–66/2018
z 12 lipca 2018 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


A orkiestra gra

Małgorzata Solecka

– Jeśli rząd nie zrealizuje w stu procentach lutowego porozumienia, wrócimy do wypowiadania klauzul opt-out, a w końcu zaczniemy zwalniać się z pracy – zagrozili na początku lipca lekarze.

Ale ewentualny protest lekarzy to zaledwie czubek góry lodowej,
o który może w najbliższych miesiącach uderzyć okręt, zwany
systemem ochrony zdrowia.


1 lipca minął termin, w jakim miały wejść w życie przepisy realizujące część postanowień porozumienia, które minister zdrowia zawarł z rezydentami 12 lutego. Nie weszły, bo projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach zdrowotnych (tzw. ustawy 6 proc. PKB) przygotowany był przez Ministerstwo Zdrowia na ostatni moment (przesłany został do konsultacji publicznych w ostatnim wyznaczonym w porozumieniu dniu), zebrał liczne uwagi – krytyczne lub bardzo krytyczne, również ze strony rządowej, został zaakceptowany przez rząd pod koniec czerwca, ale pierwsze czytanie odbyło się w Komisji Zdrowia dopiero 3 lipca. Jednak przekroczenie terminu to problem głównie w sferze symbolicznej. Negocjujący z ministrem rezydenci mogą się czuć zlekceważeni, rozgoryczeni, ale ustawa zawiera rozwiązania, dzięki którym wszystkie jej kluczowe dla lekarzy postanowienia dotyczące ich wynagrodzeń (bony lojalnościowe dla rezydentów, podwyżki dla specjalistów) zaczną i tak działać z mocą wsteczną od

1 lipca. Problem w tym, że w pracach nad projektem na ostatniej prostej pojawiły się nie tyle wątpliwości, co olbrzymie rozbieżności między ministerstwem a lekarzami – jak należy rozumieć i interpretować poszczególne zapisy porozumienia.

– Podpisywaliśmy porozumienie w dobrej wierze – mówią rezydenci. I czują się oszukani, bo minister zdrowia nie przeniósł do ustawy tego, co zostało uzgodnione w lutym, tylko własną interpretację, rozszerzającą i, jak podkreślają rezydenci, wypaczającą ducha ugody, na którą się wtedy zdecydowali. 3 lipca zaś, podczas pierwszego czytania projektu, lekarze usłyszeli, że resort zdrowia nie wprowadzi już żadnych, postulowanych przez nich poprawek.

– Jest 2 lipca i ustawy nie ma. Jest projekt, co do którego mamy wiele zastrzeżeń – mówił podczas konferencji w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie dr Jarosław Biliński, jeden z liderów Porozumienia Rezydentów, członek Naczelnej Rady Lekarskiej. Konferencja została zorganizowana w miejscu, w którym jesienią 2017 roku rezydenci prowadzili protest głodowy. Ale Dziecięcy Szpital Kliniczny – niedawno oddany do użytku, piękny, przestronny, pachnący i przyjazny dzieciom – to również symbol katastrofalnej sytuacji w ochronie zdrowia: 400 milionów złotych zadłużenia, postępowanie upadłościowe. Szpital spełniający (jako jeden z nielicznych w Polsce) wszelkie standardy pobytowe – wystarczy zapytać rodziców, którzy ze swoimi dziećmi bywają i w DSK przy ul. Żwirki i Wigury i np. w Centrum Zdrowia Dziecka o różnice między tymi placówkami – przy obecnym kontraktowaniu świadczeń zdrowotnych został z góry skazany na bankructwo. Bo ma „za wiele wolnych przestrzeni” (dzięki tzw. wolnym przestrzeniom łatwiej zapobiegać zakażeniom szpitalnym). Po prostu – jest za nowoczesny, by nas było na niego stać.

I niezależnie od tego, czy sejm uchwali zmiany w ustawie o świadczeniach zdrowotnych, które przewidują skrócenie o rok czasu dochodzenia do 6 proc. PKB wydatków publicznych na zdrowie, na początku czy pod koniec lipca – jeszcze długo nas na tak nowoczesne szpitale, takie warunki leczenia (nie mówiąc o dostępie do nowoczesnych terapii lekowych, szybkich badań diagnostycznych etc.) stać nie będzie. Powód jest oczywisty: pieniądze, pieniądze, pieniądze. A raczej ich brak.

To główny zarzut rezydentów pod adresem rządu: skrócenie o rok okresu przejściowego miało przynieść przyspieszenie wzrostu nakładów. – Nie ma większych pieniędzy na ochronę zdrowia – przyznają młodzi lekarze. W dodatku rząd, jak zauważają, chce w sztuczny sposób wykazywać, że nakłady na zdrowie jednak rosną. Jak? Do wydatków, które będą po zsumowaniu wliczane do puli pieniędzy na ochronę zdrowia, zostały przez rząd dopisane środki przeznaczane na Agencję Oceny Technologii Medycznych oraz plan finansowy Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych. To kreatywna księgowość, pozorne zwiększanie nakładów. – Tylko w tym roku jest to

173 mln zł, czyli 250 tysięcy badań rezonansem magnetycznym – podkreślał dr Biliński. Lista instytucji, których budżety miały być doliczane do wydatków na ochronę zdrowia, miała być zresztą dłuższa: Ministerstwo Finansów chciało, by znalazło się na niej również Biuro Rzecznika Praw Pacjenta, ale resort zdrowia w tej akurat sprawie postawił skuteczne weto.

Nie zmienia to jednak faktu, że ani w tym, ani w przyszłym roku ochrona zdrowia nie odczuje dobrodziejstw ustawy 6 proc. PKB. Pieniędzy jest (i będzie) oczywiście nominalnie więcej, ale te wzrosty są niwelowane przez wzrost kosztów, przede wszystkim rosnące wynagrodzenia pracowników. Przyznał to zresztą publiczne prezes NFZ Andrzej Jacyna podczas konferencji „Medyczna racja stanu – tezy dla zdrowia”. – Cieszymy się z ustawy gwarantującej 6 proc. PKB na zdrowie. Ale po pierwsze, ta ustawa faktycznie zacznie działać dopiero w 2020 roku. Po drugie, ciągle nie są znane źródła, z jakich rząd chce sfinansować skokowy wzrost nakładów na zdrowie – stwierdził. Efekt ustawy – podkreślał szef Funduszu – jest odłożony w czasie. Choć już za rok, w czerwcu 2019 roku, będzie ostatni moment na powiedzenie „sprawdzam”. Przy okazji tworzenia planu finansowego NFZ na 2020 rok Fundusz będzie musiał uzyskać informację, w jaki sposób zostaną zapewnione przychody gwarantujące przekroczenie 5 proc. PKB (dokładnie – 5,03 proc.). – Premier i rząd będą musieli podjąć decyzję, w jaki sposób ten wzrost zostanie sfinansowany – podkreślił Jacyna.

Na razie jednak NFZ przygotował plan finansowy na 2019 rok. Szacowane na podstawie danych makroekonomicznych przychody Funduszu mają wynieść ponad 88,4 mld zł. Pierwotny plan finansowy na 2018 rok zakładał ok. 83,1 mld zł (choć ostateczne wykonanie będzie z pewnością wyższe). Składki odprowadzane przez ZUS mają się zwiększyć o ponad 5 mld zł, natomiast te, spływające z KRUS – zmniejszyć o ok. 13,6 mln zł.

Na świadczenia zdrowotne NFZ planuje przeznaczyć 83,66 mld zł, czyli ok. 6,5 proc. więcej, niż zakładał pierwotny plan finansowy na 2018 rok. O tyle właśnie mają wzrosnąć wydatki Funduszu na POZ, AOS i lecznictwo szpitalne, a także pomoc doraźną i transport sanitarny oraz opiekę paliatywną i hospicyjną. To oznacza, że w tych obszarach zostanie co najwyżej utrzymany obecny stan posiadania.

Wyższe mają być nakłady na zaopatrzenie w wyroby medyczne (12 proc.) i rehabilitację (9 proc.). Ale finalnie okaże się zapewne, że i tu wyższe wzrosty są tylko „złudzeniem optycznym”, ponieważ ich dynamika określana jest wobec pierwotnego planu finansowego na 2018 rok. Tymczasem zgodnie z dokonanymi w czerwcu zmianami w planie finansowym, NFZ przeznaczył setki milionów złotych właśnie na te dwa obszary – realizując przepisy ułatwiające dostęp części osób niepełnosprawnych do świadczeń z zakresu rehabilitacji i zaopatrzenia w wyroby medyczne. Nakłady na refundację leków mają wzrosnąć jedynie o 2 proc. – czyli mniej niż zakładana średnia, a 1,5-proc. wzrost Fundusz zaplanował dla psychiatrii, wymienianej jako obszar priorytetowy, w którym mają rosnąć wyceny świadczeń. Podobnie większe finansowanie zagwarantowano na programy profilaktyczne. Mniejszy niż w tym roku (minimalnie, ale jednak) ma być udział i tak słabo finansowanej stomatologii (-0,1 proc.). Dużo mniej (-11 proc.) Fundusz rezerwuje na koszty świadczeń udzielonych w latach ubiegłych (nierozliczone świadczenia wykonane ponad limit).

Planu finansowego Funduszu nie sposób analizować, abstrahując od tego, co się dzieje w tej chwili w placówkach ochrony zdrowia, patrząc zarówno od strony pacjentów, jak i pracowników. Ci pierwsi – jak wykazują raporty Fundacji Alivia i Fundacji WHC – czekają na deficytowe świadczenia zdrowotne coraz dłużej. Mimo dodatkowych pieniędzy, przekazanych w ubiegłym roku, kolejki w wielu dziedzinach wcale nie stały się krótsze. Dotyczy to przede wszystkim diagnostyki obrazowej, co kładzie się cieniem choćby na deklaracjach o priorytetowym traktowaniu onkologii. Ci drudzy coraz głośniej i dosadniej mówią: „Nie!”. Rośnie liczba szpitali, których oddziały są zamykane (najczęściej na czas określony) z powodu braku personelu. Lekarze zwalniają się z pracy, pielęgniarki protestują albo idą masowo na zwolnienia lekarskie. Ta ostatnia forma protestu oburza rząd, a ministrowie zapowiadają kontrole ZUS wobec chorujących pielęgniarek. Jednak wielu dyrektorów szpitali (niekoniecznie tych, które dotknęła plaga zwolnień personelu pielęgniarskiego) uważa, że rząd, grożąc sankcjami za nadużywanie zwolnień przez pielęgniarki, tylko się kompromituje. – Jeśli 55-letnia kobieta ciężko pracuje po 12–15 godzin dziennie, to w jakim stanie zdrowia ona jest? Jeśli mówimy, że zawód pielęgniarki się starzeje, że mamy lukę pokoleniową, to pamiętajmy o konsekwencjach. Również o tym, że część pielęgniarek przychodzi do pracy, choć tak naprawdę to one potrzebowałyby pomocy medycznej – słyszę podczas jednej z czerwcowych debat poświęconych, a jakże, perspektywom stojącym przed systemem ochrony zdrowia.

Tymczasem dla polityków „kryzys kadrowy”, „luka pokoleniowa w zawodach medycznych” to ciągle bon moty, którymi można próbować wyjaśniać, że – trawestując hasło z kampanii 2015 roku – jednak „nie dajemy rady”. – Sytuacja w służbie zdrowia jest w takim stanie, że problemów nie da się szybko rozwiązać – mówiła podczas spotkania z wyborcami na początku lipca wicepremier ds. społecznych Beata Szydło, przypominając, że od 2024 roku rząd przeznaczy na służbę zdrowia 6 proc. PKB. – To będą ogromne pieniądze przeznaczone na opiekę zdrowotną, natomiast samo zwiększenie środków finansowych na opiekę zdrowotną nie rozwiąże problemów – stwierdziła.

– Mamy lukę pokoleniową w zawodach medycznych i to jest problem, z którym szybko sobie nie poradzimy – powiedziała wicepremier, zwracając uwagę, że średnia wieku pielęgniarek w Polsce to ponad 55 lat.

Protestujące pielęgniarki, niezadowoleni ratownicy medyczni (też głośno grożący wznowieniem protestu), lekarze, którzy zapowiadają spotkanie liderów wszystkich organizacji lekarskich, na którym mają zapaść decyzje, w jaki sposób środowisko będzie walczyć o wyznaczone cele – i mowa tu przede wszystkim o postulacie radykalnego przyspieszenia wzrostu nakładów do 6,8 proc. PKB i zrealizowaniu wnioskowanego od dekady wzrostu płacy minimalnej dla lekarzy (od jednej do trzech średnich krajowych). Rezydenci, wspierani przez samorząd lekarski, mówią o wypowiadaniu klauzul opt-out, a nawet o masowych zwolnieniach z pracy. Sytuację, i tak napiętą, może w każdej chwili zaostrzyć projekt nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach minimalnych pracowników medycznych. W kształcie proponowanym przez resort zdrowia jest on przez stronę społeczną (zarówno pracowników, jak i pracodawców, choć z różnych przyczyn) nieakceptowalny. Przewlekanie prac nad nim – traktowane jest z kolei (przez związki zawodowe) jako lekceważenie postulatów pracowniczych.

Jednak ewentualne protesty pracowników to zaledwie preludium problemów. Góra lodowa, na którą – przy akompaniamencie debat o przyszłości i strategii – płynie nasz zdrowotny RMS Titanic, to (przynajmniej w tej chwili) niuanse zawarte w oprotestowywanej przez rezydentów nowelizacji ustawy o świadczeniach zdrowotnych. – Jeśli w życie wejdą przepisy w takim kształcie, w jakim je przygotowało Ministerstwo Zdrowia, część szpitali w Polsce po prostu padnie – przestrzegali 2 lipca rezydenci. Można powiedzieć, rychło w czas. O tym, że propozycja podwyżek dla specjalistów, obwarowanych klauzulą wyłączności (nieudzielanie tzw. świadczeń tożsamych poza macierzystym szpitalem), oznacza dla wielu, przede wszystkim mniejszych szpitali gigantyczne problemy z pozyskaniem kadry i zapewnieniem ciągłości udzielania świadczeń pisaliśmy od momentu podpisania porozumienia. W tej chwili ten scenariusz jest bliski realizacji, a co będzie oznaczać, okaże się dopiero, gdy przepisy wejdą w życie.

Jednak Ministerstwo Zdrowia nie zatrzymało się w pół kroku. Lektura uwag, jakie do projektu ustawy zgłosiło m.in. Ministerstwo Finansów, każe się zastanowić, czy autorzy przepisów z pełną świadomością tej katastrofy, wiszącej nad placówkami ochrony zdrowia, nie chcą przyspieszyć. Projekt (jak zwróciło uwagę MF) przewiduje m.in., że w sytuacji, gdy specjalista złamie umowę lojalnościową, zobowiązującą go do nieświadczenia pracy w określonym zakresie w innych placówkach, jego główny pracodawca „może” obniżyć mu wynagrodzenie. Na pytanie o fakultatywność obniżenia pensji (resort finansów sugerował, że obniżenie powinno być obligatoryjne) resort zdrowia odpowiedział, że decyzja o obniżeniu pensji zapada w tej sytuacji między pracodawcą a pracownikiem, natomiast szpital, który na obniżkę się nie zdecyduje, różnicę będzie pokrywać ze środków własnych. – To wręcz zachęta dla lekarzy, by podpisywali „lojalki”, a po miesiącu czy dwóch podejmowali pracę tam gdzie wcześniej dyżurowali. Ponieważ ustawa generalnie obnaży braki kadrowe, dyrektorzy wielu jednostek nie będą mieć możliwości obniżenia lekarzowi wynagrodzenia zasadniczego i zostaną ze wszystkimi kosztami, jakie ministerstwo wygenerowało tym przepisem – denerwuje się szef dużego szpitala specjalistycznego.

Z drugiej strony – resort potrafił zadbać o swój (budżetowy) interes. Projekt przewiduje, że w przypadku, gdy w ciągu pięciu miesięcy przed wejściem w życie ustawy pensja zasadnicza specjalisty została obniżona, maksymalna wysokość dotacji, którą otrzyma szpital, to różnica między 6750 zł brutto a poprzednią wysokością wynagrodzenia. Ministerstwo Zdrowia najwyraźniej otrzymało sygnały, że są szpitale, w których dyrektorzy zaproponowali lekarzom taktyczną obniżkę wynagrodzenia zasadniczego, wiedząc, że resort zdrowia będzie dopłacać do pensji specjalistów.

Resort zdrowia zresztą w uzasadnieniu do projektu pisze wprost, że część rozwiązań ma chronić przed „ewentualnymi nieprawidłowościami”. Gdy rządowi legislatorzy poprosili o przykłady takich nieprawidłowości, Ministerstwo Zdrowia odmówiło: „nie należy bowiem zbytnio wyjaśniać, na czym miałyby polegać ewentualne nieprawidłowości, tak aby adresaci projektowanych przepisów z takich informacji nie skorzystali”.

A szalupy, na wszelki wypadek, trzeba dobrze zabezpieczyć.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.




bot