Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 67–76/2016
z 1 września 2016 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Zdjąć odium nieufności

Renata Furman

W tym roku po raz pierwszy w Polsce opublikowano Kodeks Przejrzystości, którego sygnatariuszami są innowacyjne firmy farmaceutyczne. Założeniem kodeksu jest upublicznienie przepływów finansowych między branżą a przedstawicielami zawodów medycznych. To silny impuls do rozpoczęcia debaty, która powinna zaowocować zmianami w dotychczasowym modelu współpracy.

Renata Furman: Niedawno firmy farmaceutyczne, sygnatariusze Kodeksu Przejrzystości, na swoich stronach internetowych opublikowały informacje na temat wartości i zakresu współpracy z przedstawicielami zawodów medycznych i organizacjami ochrony zdrowia w roku 2015. Jaka jest wartość raportu, który przedstawiła INFARMA?

Jerzy Toczyski: Firmy innowacyjne zrzeszone w INFARMIE uznały, że ten poziom jawności w wydatkowaniu przez nie pieniędzy jest oczekiwany przez interesariuszy systemu ochrony zdrowia: decydentów, płatnika, regulatora oraz szeroko rozumianą opinię publiczną. Chcielibyśmy, aby odium nieufności, które od wielu lat otacza kontakty branży farmaceutycznej ze środowiskiem medycznym, zostało zrównoważone przez publicznie dostępne informacje na temat charakteru tej relacji. Dlatego publikujemy trzy rodzaje danych, które obejmują całość przepływów finansowych towarzyszących naszej wzajemnej współpracy. Niewątpliwie te najbardziej wrażliwe to świadczenia na rzecz indywidualnych lekarzy, które obejmują wynagrodzenia za wykonywane na rzecz branży aktywności o charakterze promocyjnym i edukacyjnym (wykłady, publikacje) oraz bezpośrednie sponsorowanie udziału lekarzy w konferencjach naukowych. Kolejna pozycja w naszych raportach to płatności na rzecz podmiotów działających w obszarze ochrony zdrowia, które obejmują, na przykład, umowy sponsoringowe z towarzystwami naukowymi podczas organizacji kongresów medycznych. Wreszcie trzecim rodzajem publikowanego zestawienia są ponoszone przez branżę wydatki na badania kliniczne. Dzięki tym raportom, nasze społeczeństwo ma okazję przekonać się, na czym właściwe polega współpraca finansowa branży farmaceutycznej ze środowiskiem medycznym: na jakie kwoty opiewa, jakich podmiotów dotyczy i w jakim celu jest realizowana. Trzeba jednak pamiętać, że jest to dopiero początek obowiązywania Kodeksu Przejrzystości w Polsce i publikacja tych raportów miała miejsce po raz pierwszy. Dla mnie te publikacje mają charakter raportu otwarcia, który ilustruje skalę pewnych zjawisk zachodzących na styku biznesu farmaceutycznego z medycyną. Dowiedzieliśmy się więc, że w 2015 roku przepływy finansowe wyniosły w sumie 630 milionów złotych. Taką właśnie kwotą innowacyjne firmy farmaceutyczne zasiliły środowisko medyczne i system ochrony zdrowia w Polsce. Teraz przyszła pora na publiczną debatę na temat zawartych w raportach danych. Powinniśmy zadać sobie pytanie, co właściwie z tych informacji wynika? Czy ta publikacja, będąca ze strony branży dość kontrowersyjnym i bezprecedensowym aktem publicznej odwagi, osiągnęła założony cel? Czy poziom przejrzystości danych jest wystarczający do wyciągania daleko idących wniosków, rozważania zmian w funkcjonowaniu systemu ochrony zdrowia? Czy w niektórych obszarach w ogóle powinny istnieć przepływy finansowe pomiędzy branżą a środowiskiem lekarskim? W mojej ocenie nie powinno być żadnych kontrowersji w dziedzinie badań klinicznych. Tutaj celem współpracy jest tworzenie nowych leków i szczepionek, a więc pokonywanie chorób, rozwój farmakoterapii i medycyny. Branża nie jest w stanie sama, bez pomocy placówek medycznych i lekarzy, prowadzić badań klinicznych na skalę niezbędną do rejestracji nowych technologii medycznych.

Nie mam też wątpliwości, że firmy farmaceutyczne powinny nadal wspierać inicjatywy mające na celu edukację lekarzy. W naszym wspólnym interesie jest, aby lekarz mógł stale aktualizować wiedzę, która pozwala mu na korzystanie ze zdobyczy współczesnej farmakoterapii. Wtedy najważniejszym beneficjentem tej współpracy będzie pacjent, który otrzyma optymalną terapię, zgodną z zaleceniami współczesnej medycyny. Natomiast sposób, w jaki to wsparcie edukacyjne jest przez branżę farmaceutyczną dostarczane, powinien być przedmiotem głębszej refleksji. Temu właśnie powinny służyć opublikowane raporty – jako impuls do rozpoczęcia debaty, która powinna zaowocować zmianami w modelu współpracy firm farmaceutycznych z lekarzami. Samo ujawnienie obszarów potencjalnego konfliktu interesów nie spowoduje przecież, że ten konflikt zniknie.

R.F.: Farmacja, to pierwsza branża, która zdecydowała się ujawnić w takim zakresie przepływy finansowe. Dlaczego?

J.T.: Klientem branży farmaceutycznej jest lekarz stosujący produkty lecznicze i to do niego adresowana jest większość naszych przekazów i aktywności promocyjnych. Ten sam lekarz jest jednocześnie dysponentem pieniędzy publicznych, ponieważ każda recepta wypisywana na lek refundowany jest rodzajem czeku, który realizuje płatnik z państwowego budżetu. Musimy więc zdawać sobie sprawę z tego, że odbiorca naszego przekazu promocyjnego, w swojej codziennej praktyce podejmuje decyzje, które w sposób bezpośredni skutkują wydatkowaniem publicznych pieniędzy. Nie ma drugiej branży, która na tak szeroką skalę, w codziennych kontaktach współpracowałaby z dysponentami środków publicznych. A przecież te pojedyncze, indywidualne decyzje terapeutyczne naszych klientów przekładają się na wydatki na poziomie 11 mld zł rocznie. To olbrzymia kwota, a co za tym idzie, odpowiedzialność i konieczność wystrzegania się konfliktu interesów. W interesie samej branży jest dbanie o to, aby budżet na refundację służył przede wszystkim pacjentom przez racjonalne dysponowanie dostępnymi środkami w systemie ochrony zdrowia. Tylko wtedy jesteśmy w stanie budować naszą reputację jako odpowiedzialnego partnera systemu ochrony zdrowia.

Ten rodzaj refleksji spowodował, że w GSK podjęliśmy decyzję o gruntownej zmianie zasad naszej współpracy z lekarzami. Zaprzestaliśmy angażowania lekarzy do realizacji aktywności promocyjnych i edukacyjnych oraz sponsorowania ich udziału w konferencjach naukowych. Doszliśmy do wniosku, że taka współpraca rodzi zbyt wiele rodzajów ryzyka i skutkuje nieufnością do całego modelu relacji pomiędzy branżą farmaceutyczną a środowiskiem medycznym. Przy czym nie wydaje się, aby sponsorowanie indywidualnych lekarzy albo zatrudnianie ich do prowadzenia wykładów było konieczne do realizowania naszej podstawowej misji, jaką jest przekazywanie lekarzom wiedzy o naszych terapiach. Nie musimy zatrudniać lekarza specjalisty, żeby edukował lekarzy, jak stosować leki naszej firmy albo w naszym imieniu opowiadał o danych klinicznych, które sami wygenerowaliśmy w programach badawczych. Dostęp do publikacji naukowych jest dzisiaj powszechny, a my jesteśmy w stanie przekazywać wiedzę za pomocą własnych środków i zasobów: wykształconych i profesjonalnych pracowników działu medycznego oraz komercyjnego, ze wsparciem nowoczesnych kanałów komunikacji. Swoją decyzją staramy się promować nowy model działania, pokazując, że można z powodzeniem informować o swoich produktach i sprawiać, aby lekarze używali naszych leków we właściwym kontekście klinicznym oraz terapeutycznym, nie wchodząc przy tym na pole minowe bezpośrednich relacji finansowych. Równocześnie jesteśmy zwolennikami wspierania edukacji lekarzy przez współpracę z towarzystwami naukowymi, uczestniczymy jako sponsor w wielu wydarzeniach medycznych, przekazujemy niezależne granty organizacjom, które w sposób profesjonalny potrafią je spożytkować na cele statutowe związane z edukacją zdrowotną. Na tego rodzaju działalność wydaliśmy w zeszłym roku ponad 5 mln zł, nie ustępujemy w tym zakresie innym firmom farmaceutycznym o porównywalnej wielkości. Mam przy tym świadomość, że nie jesteśmy zbyt łatwym partnerem do współpracy. Przez bardzo restrykcyjne procesy wewnętrzne staramy się wyeliminować wszelkie znamiona konfliktu interesów i uzyskać gwarancję, że możemy obdarzyć pełnym zaufaniem beneficjenta przekazywanych świadczeń i że te środki będą użyte zgodnie z zawartym w umowie przeznaczeniem.

R.F.: Dzięki temu zyskali Państwo narzędzie do poprawienia wizerunku branży farmaceutycznej. Rozmawiamy w GSK, bo to firma, którą Pan kieruje, osiągnęła najwyższy stopień upublicznienia tych newralgicznych danych. Jak to było możliwe?

J.T.: Analizując raporty poszczególnych firm widać, że sygnatariusze Kodeksu Przejrzystości w bardzo różny sposób interpretują i wdrażają jego zapisy. Firmy, wydające na współpracę z lekarzami po kilkanaście milionów złotych rocznie, mają najniższy odsetek raportowania tych świadczeń na poziomie indywidualnych beneficjentów. Z drugiej strony mamy przykłady firm, które osiągają po kilkadziesiąt procent w raportowaniu na poziomie indywidualnym. Widać więc, jak wiele zależy od samych firm, na ile przykładają się do tego, aby zbierać indywidualne zgody lekarzy na publikację ich danych. Tymczasem Kodeks mówi wyraźnie, że powinniśmy podjąć maksymalne starania, aby dążyć do tego, by świadczenia związane z promocją i ze sponsoringiem na rzecz indywidualnych osób i organizacji publikować na poziomie zindywidualizowanym. Tylko w wyjątkowych przypadkach, kiedy okazuje się to niemożliwe, można publikować te dane na poziomie zagregowanym, podając łączną kwotę wydatków. W Polsce realizacja tego fundamentalnego postulatu Kodeksu nie wypadła imponująco. Tylko ok. 20% danych opublikowanych przez firmy farmaceutyczne wskazuje indywidualnego beneficjenta przekazanych świadczeń. To jeden z najniższych wskaźników w Europie. Są kraje, gdzie ten wskaźnik sięga 80–90%. W polskich mediach pojawiły się komentarze, że tylko co piąty lekarz zgodził się na publikację swoich danych. To bardzo wygodny dla branży komunikat, przesuwający cały ciężar krytyki za tak słaby wynik na lekarzy, wzmacniany, niestety, przez narrację samej INFARMY. Ja mam zupełnie odmienne zdanie. Uważam, że każdy ma prawo do zachowania prywatności i nie należy krytykować lekarzy, jeśli nie zgadzają się, by ich dochody ze współpracy z branżą były publikowane. Żyjemy w kraju, w którym ujawnianie swoich dochodów nie jest społecznie akceptowaną normą. Nie zmienia to faktu, że firma farmaceutyczna także ma wybór. Przecież nikt nie każe firmie współpracować z osobą, która decyduje się chronić swoją prywatność. To od wyłącznej decyzji firmy zależy, czy będzie realizować współpracę z lekarzami zgodnie z ideą przejrzystości, na której opiera się Kodeks, czy też uzna, że ta współpraca jest bardziej istotna niż cele Kodeksu.

R.F.: Takie działania gubią ideę Kodeksu?

J.T.: W mojej opinii, opublikowanie milionów złotych płatności, a równocześnie niewskazanie kto i w jakim celu je otrzymał, bynajmniej nie wspiera podstawowego celu Kodeksu, jakim jest budowanie zaufania do branży farmaceutycznej. Przecież intencją tych publikacji miała być legitymizacja naszej współpracy ze środowiskiem medycznym w oczach opinii publicznej, przez wskazanie konkretnych sytuacji, w których ta współpraca zachodzi, oraz zilustrowanie jej wysokością przekazywanych świadczeń. Tymczasem opublikowanie zagregowanych kwot rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Takie dane mogą przysłużyć się bardziej krytykom, którzy po raz pierwszy będą posługiwać się konkretnymi kwotami, które w ocenie opinii publicznej mogą się wydawać szokująco wysokie, jeśli nie nadamy im odpowiedniego kontekstu.

R.F.: Może implementacja Kodeksu jest dla firm bardzo trudna? Co musieli Państwo zmienić w modelu firmy, żeby wdrożyć przepisy Kodeksu, przełożyć je na swoją pracę?

J.T.: Na pewno konieczny jest znaczny wysiłek, aby zachęcić współpracujących z branżą lekarzy do uczestnictwa w realizacji idei Kodeksu Przejrzystości przez zgodę na publikację ich danych. Porównując raporty poszczególnych firm, widać, w jak różny sposób podeszły one do tego zadania. Trudno uznać uzyskanie zgody od kilku procent lekarzy za dowód, że takie starania w ogóle zostały podjęte. Z drugiej strony firmy, które podeszły do tego zadania w sposób odpowiedzialny, udowodniły, że jest możliwa realizacja celów Kodeksu w znacznie większym zakresie niż średni wynik branży. A przecież wszystkie firmy działają w tym samym środowisku biznesowym i kontekście społecznym. Na tym tle GSK jest dość skrajnym przykładem, na który składają się decyzje zmieniające nasz model współpracy ze środowiskiem lekarskim oraz literalne przestrzeganie postanowień Kodeksu i determinacja we wdrażaniu idei przejrzystości. Opublikowane przez GSK dane są ilustracją podjętych przez nas wyzwań. Z naszego raportu widać, że w 2015 roku, za łączną kwotę 32 tys. zł, zatrudniliśmy na potrzeby szkoleń wewnętrznych i konsultacji z Działem Medycznym jedynie 13 lekarzy. Oprócz badań klinicznych są to jedyne sytuacje, w których nadal musimy posiłkować się wiedzą ekspercką pochodzącą spoza zasobów firmy, w celu podnoszenia kompetencji naszych własnych pracowników. Dla porównania, liczba lekarzy zatrudnianych lub sponsorowanych przez firmy o podobnej do GSK wielkości liczona jest w tysiącach, a wydawane na ten cel kwoty w milionach. Wszyscy zatrudnieni przez nas lekarze udzielili zgody na upublicznienie swoich danych. Niestety, przed publikacją raportu, jedna osoba taką zgodę wycofała. Musieliśmy uszanować tę decyzję, dlatego odsetek danych na poziomie indywidualnym wyniósł 92% a nie sto, co było naszą intencją.

R.F.: Komu służą dane ujawnione w raportach?

J.T.: Ponieważ procent danych na poziomie indywidualnych beneficjentów jest stosunkowo niski, praktyczne zastosowanie tych danych jest niewielkie. Trudno na ich podstawie ograniczać ryzyko wystąpienia konfliktu interesów, skoro w 80% nadal nie wiadomo, kogo on może dotyczyć. Na razie te raporty mają więc charakter bardziej symboliczny, pokazują gotowość branży na otwartą debatę na temat modelu relacji ze środowiskiem lekarskim. Natomiast celem GSK jest udowodnienie, że jest możliwe ograniczenie współpracy z lekarzami na poziomie finansowym do obszarów niezwiązanych z promocją leków, bez szkody dla jakości tej współpracy w zakresie wspierania edukacji medycznej. To jest nasz wkład do publicznej debaty, który ilustrują opublikowane przez GSK dane.

R.F.: Kto powinien taką publiczną debatę zainicjować?

J.T.: Wiodącą rolę mają dziennikarze branżowi i eksperci, ale chyba głównym interesariuszem tej debaty jest jednak płatnik i regulator systemu ochrony zdrowia. Pamiętajmy o tym, że Kodeks Przejrzystości powstał równolegle do zachodzących w wielu krajach zmian legislacyjnych, które ten poziom przejrzystości w relacjach branży ze środowiskiem lekarskim wprowadzają jako normę prawną. Zaczęło się w USA od tzw. Sunshine Act, w Europie takie regulacje mamy już we Francji, Portugalii i Danii. Kodeks jest samoregulacją branży, która wychodzi naprzeciw tym zjawiskom, ma udowodnić, że jesteśmy gotowi odpowiedzieć na te wyzwania, nie trzeba nas do tego zmuszać. Jednak niejednorodny sposób wdrażania tej samoregulacji przez poszczególne firmy wskazuje, że dopiero odpowiednia norma prawna może zapewnić jednorodność implementacji idei przejrzystości.
Istnieje, niestety, ryzyko, że zamiast rzetelnej analizy zjawisk i wniosków służących poprawie funkcjonowania modelu współpracy branży z lekarzami, poruszane przez media wątki skupią się na „sensacjach”, ekscytowaniu się pojedynczymi przypadkami, niekoniecznie w oparciu o meritum. To najgorszy scenariusz, który może wręcz opóźniać tę zasadniczą debatę, odwracać uwagę opinii publicznej od fundamentalnych pytań, które powinny teraz być przedmiotem dyskusji na podstawie opublikowanych danych.

R.F.: Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?

J.T.: Na przykład bardzo ciekawa jest informacja, że ponad 60 proc. kwot, które firmy wydają w Polsce, to są pieniądze na działania badawczo-rozwojowe. 400 milionów złotych przeznaczone na badania kliniczne pokazuje, jak ważnym rynkiem do prowadzenia tej działalności jest Polska. Dla GSK, Polska jest szóstym co do wielkości krajem na świecie pod względem liczby prowadzonych badań. Obecnie mamy 500 pacjentów uczestniczących w 40 protokołach badawczych. Warto mieć na uwadze, jak dużą wartość dla systemu ochrony zdrowia mają badania kliniczne, zarówno z punktu widzenia zapewnienia pacjentom dostępu do najnowocześniejszych leków, jak i kontrybucji finansowej dla ośrodków prowadzących te badania. Ten obszar aktywności firm innowacyjnych powinno się chronić, chociażby przez odpowiednie regulacje, zgodne z kierunkiem dyrektyw unijnych, których celem jest ułatwienie i przyspieszenie prowadzenia badań klinicznych. Pozostałe 230 milionów złotych z opublikowanych kwot branża innowacyjna przeznacza na działalność promocyjną i edukacyjną. Wokół tych wydatków powinna przebiegać główna debata co do zasadności niektórych aktywności prowadzonych przez branżę i sposobów, jakimi są one realizowane. Ale aby zadawać odpowiednie pytania, trzeba się przygotować merytorycznie. Znać kontekst współpracy przemysłu farmaceutycznego ze środowiskiem medycznym, rozumieć cele tej współpracy i ich wartość dla systemu ochrony zdrowia i jego interesariuszy. Przede wszystkim mieć wiedzę, która wynika z analizy treści opublikowanych raportów, porównać dane pomiędzy poszczególnymi krajami. Jeżeli taka debata nie będzie kontynuowana, to za rok jakość implementacji zapisów Kodeksu może spaść, zamiast się poprawić, bo firmy dojdą do przekonania, że nie ma żadnych zachęt, by podążać drogą zwiększania przejrzystości, ponieważ społeczeństwo, poza sensacyjnymi wątkami, szkodliwymi dla firm i współpracujących z branżą lekarzy, tak naprawdę nie jest zainteresowane tą problematyką.

R.F.: Co, w Pana opinii, jest powodem tego, że przedstawiona przez INFARMĘ analiza raportów, przeszła bez większego echa? Wydawało się, że będzie duże zainteresowanie społeczne i medialne, a tymczasem pojawiło się tylko trochę informacji w mediach branżowych.

J.T.: INFARMA nigdy nie miała intencji, by komentować raporty indywidualnych firm. Chciała jedynie stworzyć pewien kontekst dla Kodeksu Przejrzystości. Komunikacja na poziomie INFARMY ma więc charakter bardzo ogólny, jest jedynie fundamentem, na którym dalsze pytania i obserwacje powinny być budowane. W tym celu trzeba sobie zadać trochę trudu i przyjrzeć się dokładniej, co wynika z raportów poszczególnych firm. Postawić pytania: Dlaczego są tak wielkie różnice pomiędzy jakością tych danych? Co kryje się za znacznymi kwotami, które nie zostały zilustrowane na oczekiwanym przez Kodeks poziomie szczegółowości? Dlaczego firmy kontynuują współpracę z lekarzami, jeśli nie uzyskują ich zgody na publikację danych? Czy do realizacji celów promocyjnych firm farmaceutycznych konieczne są przepływy świadczeń finansowych na poziomie indywidualnych lekarzy? Tego typu refleksja może spowodować lepsze rozpoznanie oczekiwań społecznych i przyspieszyć ewolucję relacji pomiędzy lekarzami a przemysłem farmaceutycznym w stronę modelu współpracy, który nie będzie wzbudzać tyle nieufności, co dzisiaj.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.




bot