Obserwowany od dłuższego czasu kryzys finansowy w większości publicznych zakładów opieki zdrowotnej nabrał w ostatnim czasie nowego wymiaru. Pochylanie się z troską przez media i polityków nad nieszczęsnym losem zadłużonych zakładów zaowocowało niespodziewanie przyspieszeniem tempa cesji wierzytelności. O ile jeszcze w początkowych miesiącach bieżącego roku, w skali jednego zakładu, zamiar cesji lub informację o już dokonanej sprzedaży zgłaszały 1-2 firmy miesięcznie, o tyle obecnie takich informacji jest już kilkanaście. Czy stanęliśmy zatem przed problemem nieuniknionego wykupienia wierzytelności przez podmioty rynku finansowego?
Przyczyny zadłużania się publicznych zakładów opieki zdrowotnej zostały przedstawione już w tak wielu artykułach, że nie miejsce i czas znowu je przypominać. Znacznie ważniejsze są konsekwencje tego faktu – rosnące zobowiązania i malejące szanse ich spłacenia.
Paradoksalnie, poziom finansowania świadczeń, który nie pozwala pokryć kosztów ich udzielania, może doprowadzić z czasem do pozytywnych zjawisk, jeżeli stanie się inspiracją do faktycznych działań restrukturyzacyjnych. Bo nie oszukujmy się – restrukturyzacja pozostała na ogół tylko hasłem. Różne są oczywiście możliwości uzyskania pozytywnych efektów takich działań i, rzecz jasna, przeważnie wywołują one bolesne i niepopularne konsekwencje dla części pracowników. Czy jednak istnieją inne rozwiązania? Obawiam się, że proste zwiększanie składki, a w ślad za tym – oferowanych przez kasy chorych stawek za świadczenia, utrwali tylko sytuację i odsunie w czasie niezbędne działania naprawcze.
Jako dyrektor zakładu opieki zdrowotnej wolałbym oczywiście otrzymywać większe stawki już teraz, bo zadłużenie mojego zakładu i tak rośnie ponad miarę, a na działania restrukturyzacyjne może nam po prostu zabraknąć czasu. Ale powodzenie całości systemu wymaga kuracji wstrząsowej, bo tylko taka może wymusić racjonalizację działań.
Najpoważniejszym problemem, jaki dziś zaprząta większość czasu pracy kierownictw zakładów opieki zdrowotnej, jest odsuwanie w czasie terminów spłaty wciąż, niestety, rosnących zobowiązań za dostarczane leki, żywność, media itp. Skala zjawiska w najbardziej zadłużonych zakładach jest już taka, że brakuje czasu na skuteczne i efektywne zajęcie się poważniejszymi sprawami, np. sposobami i możliwościami redukcji kosztów, zmianami organizacyjnymi czy poszukiwaniem nowych źródeł przychodów. Koniecznością staje się długa rozmowa z dostawcą pieczywa do kuchni szpitalnej i nakłanianie go do wykazywania nadal cierpliwości przy oczekiwaniu na należną zapłatę, zamiast – przekonywanie do oszczędności kierownictwa oddziału chirurgicznego, które na liście żywionych pacjentów umieszcza stale i niezmiennie wszystkich chorych, w tym operowanych, nawet po resekcji żołądka. Można przejść nad tym zjawiskiem do porządku dziennego, ponieważ oszczędności tu poczynione nie oszałamiają skalą, lecz ileż podobnych miejsc można odnaleźć w każdym z zakładów.
Rozmawiać więc trzeba z każdym, tym bardziej że większość wierzycieli, zwłaszcza drobnych, traktuje rozmowę z dyrektorem zakładu jak ostatnią deskę ratunku przed bankructwem własnej firmy. Właśnie ci wierzyciele, których nie sposób zaspokoić w najmniejszym choćby stopniu, bo jest ich zbyt wielu, stanowią największe zagrożenie – z uwagi na jedyną możliwą dla nich drogę dochodzenia swych praw. Zbyt mali, by wywołać zainteresowanie gigantów rynku skupu wierzytelności, decydują się na drogę sądową lub sprzedaż wierzytelności rosnącym jak grzyby po deszczu wyspecjalizowanym kancelariom lub spółkom, zajmującym się prowadzeniem egzekucji niewielkich właśnie długów.
W konsekwencji pojawiają się więc sądowe nakazy zapłaty, przy których próby porozumienia w większości przypadków skazane są na niepowodzenie. Jeżeli nawet możliwe są jeszcze wtedy negocjacje, to wymuszone terminy spłat i wysokość rat w szybkim czasie wyczerpują niewielkie przecież możliwości finansowe dłużnika. W takiej sytuacji pozostaje już tylko krok do pojawienia się pierwszej egzekucji komorniczej.
W bardziej optymistycznym wariancie mamy do czynienia z faktem cesji wierzytelności przez wierzycieli, najczęściej dużych, na rzecz instytucji rynku finansowego, zajmujących się tymi operacjami na większą skalę. Istnieje wtedy realna szansa zawarcia porozumienia w sprawie odroczenia terminu rozpoczęcia spłat, okresu i wysokości rat, a nawet wysokości odsetek. Nie jesteśmy oczywiście całkowicie pewni, jaki jest ostateczny cel przejmowania coraz większego pakietu wierzytelności tego czy innego zakładu. Nie można tu wykluczyć daleko idących zamierzeń, prowadzących do przejęcia całkowitej kontroli nad jakimś zakładem, jakkolwiek jest to możliwe w świetle obowiązującego prawa. Dla większości firm może to być jednak tylko sposób na pewny, choć odległy w czasie, interes finansowy, ponieważ za każdym z zadłużonych zakładów stoi organ założycielski, który w konsekwencji zobowiązany będzie spłacić wszystkie długi.
Większości zadłużonych zakładów opieki zdrowotnej potrzebny jest czas na podjęcie działań naprawczych, redukcję kosztów, zmiany organizacyjne, rozwijanie nowych, opłacalnych form działalności. Czas ten można zyskać dzięki restrukturyzacji obecnego zadłużenia, lecz należy się zastanowić, czy nie ma tańszego sposobu niż zgoda na cesję wierzytelności i późniejsze układanie się o sposób spłaty.
Bez wątpienia, największe możliwości wstępnej redukcji zadłużenia mają sami dłużnicy (o ile dane im będą takie szanse), samodzielnie układający się z wierzycielami. Istnieją wtedy realne możliwości, aby wynegocjować spłatę należności głównej przy mniejszej lub większej redukcji należności odsetkowych. Takiej możliwości już nie ma, jeżeli zobowiązania wykupi ktoś trzeci. Traci wówczas oczywiście wierzyciel, zmuszony koniecznością do sprzedania wierzytelności często poniżej jej wartości, nie wspominając nawet o odsetkach. Traci jednak także dłużnik, który w rezultacie jest zobowiązany zapłacić od dnia wykupienia długu: należność główną z odsetkami od dnia wymagalności każdej płatności, a co gorsza – także odsetki ustawowe, liczone od dnia wejścia osoby trzeciej w posiadanie długu.
Gdzie zatem szukać pieniędzy na tańsze rozwiązanie?
Najtańszym sposobem pozyskania środków na restrukturyzację jest emisja obligacji komunalnych. Ustawa o finansach publicznych nie pozwala właścicielowi zakładu (czy aby na pewno?) przekazywać środków podległej mu placówce w postaci jakiejś formy pożyczki do zwrotu w okresie kilku lat. Nie istnieją za to przeszkody, aby przyznać dotację, pod warunkiem, rzecz jasna, przedstawienia realnego programu naprawczego. W programie takim można na przykład uwzględnić konieczność corocznego przeznaczania wypracowanych przez dotowany zakład środków (tych, które i tak należałoby przeznaczyć na obsługę kredytu, jeśli restrukturyzacja długu miałaby się dokonać poprzez pozyskanie kredytu) na remonty i zakupy wyposażenia, co jest obowiązkiem właściciela zakładu.
Wątpiącym w sensowność takiego rozwiązania przypomnę tylko jedno – organ założycielski tak czy inaczej odpowiada za długi zakładu, który utworzył. Może więc warto zastanowić się nad innym rozwiązaniem niż tylko oczekiwanie na cud, co jest dziś niestety praktyką większości organów właścicielskich.
Dla przypomnienia: obligacja jest papierem wartościowym emitowanym w serii, w którym to papierze emitent stwierdza, że jest dłużnikiem właściciela obligacji i zobowiązuje się wobec niego do wykupu obligacji. Obligacja jest więc, najprościej mówiąc, świadectwem długu emitenta w stosunku do aktualnego właściela obligacji. Większość samorządów, np. w Europie Zachodniej, finansuje wiele obszarów działalności za pomocą emisji kolejnych obligacji, realizując np. długoterminowe inwestycje, z których będą korzystały przyszłe pokolenia, a więc i z założenia uwzględniając fakt partycypowania tych pokoleń w kosztach finansowania rozwoju (spłaty obligacji w przyszłości). Ten sposób myślenia nie znajduje jeszcze niestety szerszego uznania rodzimych samorządów, ale widoczne są już pierwsze takie próby. Czyżby pozyskanie w ten sposób środków na ratunek (oddłużenie) i rozwój (doinwestowanie w celu uatrakcyjnienia oferty świadczeń) publicznych zakładów opieki zdrowotnej nie było inwestycją w przyszłość?
Nie powinno być też wątpliwości, czy obligacje komunalne stanowią atrakcyjny papier wartościowy. Dane rynku finansowego wskazują, że ich wieloletnie oprocentowanie (15-20 lat) może wynosić ok. 11%, co przy malejącej inflacji (obecnie ok. 6%) stanowi na wstępie o atrakcyjności wyemitowanego papieru wartościowego.
Proces emisyjny składający się z: