Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 67–70/2001
z 30 sierpnia 2001 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Polemika

Rozważania o rynku

Krzysztof Bukiel

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy od chwili powstania głosi potrzebę wprowadzenia normalnego rynku w opiece zdrowotnej. Rozwiązania rynkowe są bowiem nie tylko sprawniejsze ekonomicznie, ale także uczciwe wobec pacjentów, personelu medycznego i pozostałych obywateli, inaczej niż to jest w obecnym i było w poprzednim systemie ochrony zdrowia w Polsce.

Będąc zwolennikiem rynku w ochronie zdrowia, nie mogę przejść obojętnie wobec "Rozważań o rynku" p. Marcina Kautscha, zamieszczonych w nr. 59-62 "Służby Zdrowia". Zawierają one bowiem fałszywą i b. szkodliwą tezę, że "to, z czym mamy obecnie do czynienia w ochronie zdrowia, jest właśnie rynkiem w pełni rozkwitu". Niestety, teza ta jest dość popularna zarówno wśród społeczeństwa, dziennikarzy, jak i polityków, i jest to chyba największe zwycięstwo przeciwników rynku.

Dlaczego obecnego systemu nie można nazwać rynkowym? Dlatego, że jest on pozbawiony kilku najbardziej podstawowych, niezbędnych cech "normalnego" rynku. Taką cechą jest przede wszystkim dobrowolność transakcji.

Gdyby przyjąć, że do istnienia rynku, jak twierdzi autor artykułu, wystarczą: "kupujący, sprzedający oraz produkty", należałoby stwierdzić, że rynek w polskiej służbie zdrowia istnieje co najmniej kilkadziesiąt lat. Zmieniają się tylko "kupujący, sprzedający oraz produkty". Przed obecną reformą "kupującym" był wojewoda, który ustalając budżet dla danego zespołu opieki zdrowotnej, płacił wszak nic innego, jak tylko zryczałtowaną cenę za "kompleksową opiekę zdrowotną" na danym terenie, sprzedawaną przez ZOZ. Nawet dzisiaj wiele jest głosów, aby kasy chorych kupowały tak właśnie zdefiniowany "produkt" (m.in. propozycja Unii Wolności).

W obecnym systemie ochrony zdrowia w Polsce nie ma dobrowolności transakcji. Jest to tak oczywiste, że aż czuję się zażenowany uzasadnianiem tego faktu. Zacznijmy od obywatela, który nie ma wyboru nie tylko w kwestii, czy chce płacić na tzw. ubezpieczenie zdrowotne (piszę "tzw"., bo kasy chorych nie są prawdziwymi firmami ubezpieczeniowymi), ale nawet – komu płacić. Dla obywatela obecna sytuacja jest praktycznie taka sama jak przed reformą. Tym bardziej że władze kas chorych – wbrew wcześniejszym zapowiedziom – nie stanowią reprezentacji ubezpieczonych, ale są powoływane drogą nadania partyjnego – jak dawniej wojewoda, dzielący pieniądze na służbę zdrowia. Nie są również dobrowolne kontrakty między kasami chorych a publicznymi zakładami opieki zdrowotnej. Zakłady zmuszane są do ich zawierania – nawet skrajnie dla nich niekorzystnych – przez samorząd terytorialny, będący nominalnie właścicielem tych zakładów, ustawowo zobowiązanym do zapewnienia opieki zdrowotnej na swoim terenie. Nawet kasy chorych nie mają wolności w tym względzie. Ulegając różnym pozamerytorycznym naciskom zmuszane są nierzadko do zawierania kontraktów, których nie zawarłyby normalne firmy ubezpieczeniowe działające na normalnym, czyli wolnym rynku.

Bez dobrowolności transakcji nie można mówić o cenach rynkowych. Myślę, że autor "Rozważań" chyba jednak żartował, nazywając ceny płacone przez kasy chorych rynkowymi. Skoro ceną rynkową jest na przykład 9 zł płaconych przez kasę za tzw. prostą poradę lekarza specjalisty, to jak nazwać cenę 40 czy 50 złotych płaconą u tego samego specjalisty za taką samą poradę, udzielaną temu samemu pacjentowi – prywatnie. Każdy wie, że tak niskie ceny płacone przez kasy lekarzom, szpitalom i innym zakładom opieki zdrowotnej wynikają z ogromnej przewagi kas nad świadczeniodawcami. Wielkim błędem jednak jest twierdzenie, że przewaga ta "to nic innego niż jedna z cech rynku", bo "zawsze są na nim słabi i silniejsi, i to ci ostatni dyktują warunki". Uprzywilejowana pozycja kas chorych nie wynika bowiem z działania mechanizmów rynkowych, na przykład ze zdobycia przewagi w stosunku do konkurencji wskutek szczególnie dobrego zarządzania, wprowadzenia nowej technologii, chronionej patentem itd., itp. Przewaga tych instytucji nad świadczeniodawcami została ustanowiona w sposób administracyjny i ma ten sam charakter, jak na przykład przewaga wojewody nad zespołami opieki zdrowotnej przed reformą. Jeśli zaś chodzi o ceny ustalane przez kasy, to nie można nawet powiedzieć, że są to ceny dyktowane przez monopolistę. Prawdziwy rynkowy monopolista musi się bowiem liczyć z barierą popytu i ma rzeczywistą suwerenność w ustalaniu cen. Dlatego zachowuje pewien umiar, aby nie przekroczyć granicy, poza którą może stracić. Kasy chorych są natomiast zdeterminowane zasadniczym imperatywem obecnego systemu ochrony zdrowia – za ograniczoną ilość środków zapewnić nieograniczoną liczbę świadczeń. Ta zasada powoduje, że ceny za świadczenia zdrowotne muszą zmierzać do zera w miarę wzrostu liczby kontraktowanych świadczeń. Zatem kasy są zmuszone do maksymalnego zaniżania cen. W istocie – ceny na te świadczenia ustalili już z góry politycy, którzy stwierdzili, że na cały "rynek ochrony zdrowia", finansowany ze środków publicznych, wystarczy 7,5% (czy 7,75%) składka od naszych dochodów.

Obecny system ochrony zdrowia ma jednak rzeczywiście pewne elementy naśladujące normalny rynek, np. konkurencję między zakładami. Jednak nie każda konkurencja ma charakter rynkowy. Już "za komuny" zespoły opieki zdrowotnej konkurowały ze sobą o "dojścia" do urzędników przydzielających budżet. Czy była to jednak konkurencja rynkowa? Dzisiejsza "konkurencja" o kontrakty z kasą chorych często przypomina tamte zabiegi, a już z pewnością nie ma ona nic wspólnego z "dzikim kapitalizmem", którym straszy pan Kautsch. "Dziki kapitalizm", nie spętany jeszcze całym szeregiem biurokratycznych przepisów, opierał się na najbardziej podstawowych wartościach, jak zaufanie, prawdomówność, poszanowanie cudzej własności itp. Bez przestrzegania tych zasad, w warunkach zupełnej dobrowolności i wzajemnej zależności kontrahentów od siebie, nie byłoby możliwe prowadzenie jakichkolwiek interesów. Gdzież nam dzisiaj do takiego "dzikiego kapitalizmu"? Nieuzasadnione jest też pocieszanie się, że "na innych rynkach nie jest lepiej". Zwłaszcza przykład Stanów Zjednoczonych, w których "co trzeci lekarz był już sądzony za błąd w sztuce", jest tutaj zupełnie nie na miejscu. Liczne procesy sądowe przeciwko lekarzom w USA nie wynikają bowiem z "rynkowości" tamtej służby zdrowia, ale ze szczególnej pozycji prawników i tradycji tego kraju. W USA nawet urzędujący prezydent musi się tłumaczyć przed sądem za nieobyczajne zachowanie, zupełnie inaczej niż w Polsce.

Chybione tezy zawarte są też w kolejnej części artykułu, poświęconej ułomnościom rynku. Rynek rzeczywiście działa na rzecz indywidualnych potrzeb, ale nie oznacza to wcale, że preferuje dobra luksusowe przed elementarnymi. Wręcz przeciwnie. Najlepsze interesy zawsze można było robić na zaspokajaniu "masowych" potrzeb. Co więcej – spadek cen na towary produkowane masowo powoduje, że stają się one dostępne dla szerokich kręgów obywateli, nawet tych najbiedniejszych. Zatem to właśnie oni są głównymi beneficjentami rynku, bogaci poradziliby sobie bowiem w każdych warunkach i przy każdych cenach. Do ułomności rynku zalicza też autor "Rozważań" fakt, że nie można na zasadach rynkowych, a więc za pośrednictwem prywatnego, indywidualnego finansowania, zorganizować na przykład obrony narodowej, ochrony przeciwpowodziowej itp. To prawda, ale wynika to nie z tego, że dobra te są za drogie, tylko z tego, że służą nie indywidualnemu człowiekowi, ale całej zbiorowości jednocześnie. Stanowią zatem dobro publiczne, nie indywidualne.

Czy można do dóbr publicznych zaliczyć zdrowie? Moim zdaniem, zdecydowanie nie. Zdrowie jest bodaj czy nie najbardziej indywidualnym z indywidualnych dóbr człowieka. Dobitnym tego dowodem jest fakt, jak wiele pieniędzy potrafią wydawać ludzie poważnie chorzy na wszelkie działania dające jakąkolwiek nadzieję wyzdrowienia. Dla większości osób stojących z boku są to pieniądze oczywiście zmarnowane, jednak nie dla chorego. Jeżeli zdrowie miałoby być dobrem publicznym, to należałoby się zgodzić, że jakaś władza publiczna będzie za Ciebie i za mnie decydować, czy opłaca się nas leczyć, czy nie. Tak rzeczywiście dzieje się obecnie i tak działo się przez ostatnich kilkadziesiąt lat. Dlatego od chwili zmian ustrojowych w Polsce ludzie głośno domagali się wprowadzenia ubezpieczeń zdrowotnych. Trzeba dodać – prawdziwych ubezpieczeń, to znaczy finansowanych prywatnie, z indywidualnej składki. W przypadku takich ubezpieczeń o opłacalności leczenia (czyli o tym, czy wydać na taką czy inną kurację) decydują jedynie względy merytoryczne, lekarz i pacjent. Ubezpieczalnia może – co najwyżej – zmienić w przyszłości warunki ubezpieczenia. Inną sprawą jest stworzenie wszystkim możliwości wykupienia takich polis ubezpieczeniowych. Tutaj jest pole do popisu dla władz publicznych. Można np. odpowiednio skonstruować system podatkowy, zdecydowanie przy tym obniżając podatki i ustalając odpowiednie preferencje dla najuboższych.

Na koniec tej polemiki chciałbym stwierdzić, że nie jest obojętne, czy obecny system opieki zdrowotnej jest oceniany jako rynkowy, czy nie. Od tej oceny zależy bowiem to, jakie kroki należy przedsięwziąć, aby system naprawić, bo nikt w miarę rozsądny nie twierdzi przecież, że obecny jest systemem sprawnym. Jeśli bowiem tak wygląda rynek, oczywistym wnioskiem powinien być powrót do nakazowo-rozdzielczej organizacji lecznictwa – jak przed reformą. Jeśli jednak to nie jest rynek, należy wprowadzić jak najszybciej normalne zasady rynkowe, czyli prawdziwe ubezpieczenia zdrowotne, zapewniane przez konkurujące ze sobą firmy, normalną rynkową i nielimitowaną konkurencję, równoprawność świadczeniodawców bez względu na formę własności.

Za tym drugim scenariuszem opowiada się Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, oceniając, że "urynkowienie" służby zdrowia – wbrew wcześniejszym zapowiedziom reformatorów – nie nastąpiło. Wprowadzono jedynie "rynkowe" nazewnictwo, powodując przy tym jak sądzę – celowo – wiele zamieszania.

Krzysztof Bukiel – przewodniczący Zarządu Krajowego OZZL




Najpopularniejsze artykuły

Fenomenalne organoidy

Organoidy to samoorganizujące się wielokomórkowe struktury trójwymiarowe, które w warunkach in vitro odzwierciedlają budowę organów lub guzów nowotworowych in vivo. Żywe modele części lub całości narządów ludzkich w 3D, w skali od mikrometrów do milimetrów, wyhodowane z tzw. indukowanych pluripotentnych komórek macierzystych (ang. induced Pluripotent Stem Cells, iPSC) to nowe narzędzia badawcze w biologii i medycynie. Stanowią jedynie dostępny, niekontrowersyjny etycznie model wczesnego rozwoju organów człowieka o dużym potencjale do zastosowania klinicznego. Powstają w wielu laboratoriach na świecie, również w IMDiK PAN, gdzie badane są organoidy mózgu i nowotworowe. O twórcach i potencjale naukowym organoidów mówi prof. dr hab. n. med. Leonora Bużańska, kierownik Zakładu Bioinżynierii Komórek Macierzystych i dyrektor w Instytucie Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej w Warszawie im. Mirosława Mossakowskiego Polskiej Akademii Nauk (IMDiK PAN).

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

2024 rok: od A do Z

Czym ochrona zdrowia będzie żyć do końca roku? Kto i co wywrze na system ochrony zdrowia największy – pozytywny i negatywny – wpływ? Do pełnej prognozy potrzeba byłoby zapewne stu, jeśli nie więcej, haseł. Przedstawiamy więc wersję, z konieczności – i dla dobra Czytelnika – skróconą.

Demencja i choroba Alzheimera – jak się przygotować do opieki?

Demencja i choroba Alzheimera to schorzenia, które dotykają coraz większą liczbę seniorów, a opieka nad osobą cierpiącą na te choroby wymaga nie tylko ogromnej empatii, ale także odpowiednich przygotowań i wiedzy. Choroby te powodują zmiany w funkcjonowaniu mózgu, co przekłada się na stopniową utratę pamięci, umiejętności komunikacji, a także zdolności do samodzielnego funkcjonowania. Dla rodziny i bliskich opiekunów staje się to wielkim wyzwaniem, gdyż codzienność wymaga przystosowania się do zmieniających się potrzeb osoby z demencją. Jak skutecznie przygotować się do opieki nad seniorem i jakie działania podjąć, by zapewnić mu maksymalne wsparcie oraz godność?

Wygrać z sepsą

W Polsce wciąż nie ma powszechnej świadomości, co to jest sepsa. Brakuje jednolitych standardów jej diagnostyki i leczenia. Wiele do życzenia pozostawia dostęp do badań mikrobiologicznych, umożliwiających szybkie rozpoznnanie sespy i wdrożenie celowanej terapii. – Polska potrzebuje pilnie krajowego programu walki z sepsą. Jednym z jej kluczowych elementów powinien być elektroniczny rejestr, bo bez tego nie wiemy nawet, ile tak naprawdę osób w naszym kraju choruje i umiera na sepsę – alarmują specjaliści.

Budowanie marki pracodawcy w ochronie zdrowia

Z Anną Macnar – dyrektorem generalnym HRM Institute, ekspertką w obszarze employer brandingu, kształtowania i optymalizacji środowiska pracy, budowania strategii i komunikacji marki oraz zarządzania talentami HR – rozmawia Katarzyna Cichosz.

Jak cyfrowe bliźniaki wywrócą medycynę do góry nogami

Podobnie jak model pogody, który powstaje za pomocą komputerów o ogromnej mocy obliczeniowej, można generować prognozy zdrowotne dotyczące tego, jak organizm za-reaguje na chorobę lub leczenie, niezależnie od tego, czy jest to lek, implant, czy operacja. Ilość danych potrzebnych do stworzenia modelu zależy od tego, czy modelujemy funkcjonowanie całego ciała, wybranego organu czy podsystemu molekularnego. Jednym słowem – na jakie pytanie szukamy odpowiedzi.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Kongres Zdrowia Seniorów 2024

Zdrowy, sprawny – jak najdłużej – senior, to kwestia interesu społecznego, narodowego – mówili eksperci podczas I Kongresu Zdrowia Seniorów, który odbył się 1 lutego w Warszawie.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.




bot