SZ nr 77–84/2016
z 6 października 2016 r.
Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania
Praca zespołowa
Oliwia Tarasewicz-Gryt
Dobre zarządzanie zespołem w ochronie zdrowia polega na integrowaniu go w dążeniu do celu, jakim jest efektywne leczenie. Gdy to się nie udaje, pracownicy przestają dostrzegać ten nadrzędny kierunek. Zaczynają łączyć siły w walce
o docenienie i lepsze warunki pracy.
W dobrze zarządzanych organizacjach za integrację zespołu odpowiada szef. Nie wprowadza podziałów i nie wartościuje pracy poszczególnych pracowników. Wie, że ten zespół pracuje także na jego sukces. Wyobraźmy sobie firmę, w której funkcjonują osobne związki zawodowe zrzeszające projektantów, menedżerów projektów, specjalistów od kluczowych klientów i specjalistów od marketingu. I kierownictwo tej korporacji, które zamiast integrować swoich pracowników, od czasu do czasu postanawia zrealizować postulaty jednej z grup, pozostawiając pozostałe w poczuciu niedocenienia. Tak jest w ochronie zdrowia, jeśli przyjrzeć się jej z perspektywy systemu, a nie jednej placówki (bo te bywają zarządzane bardzo dobrze).
Przedstawiciele zawodów medycznych walczą więc wspólnie o swoje prawa po tym, jak MZ ujawniło szczegóły projektu ustawy o płacy minimalnej. Propozycje zmian uznali zgodnie za niesprawiedliwe i nieadekwatne do ich kompetencji, nakładów pracy oraz odpowiedzialności, jaką ponoszą. Stworzyli Porozumienie Zawodów Medycznych i zorganizowali manifestację.
By pokazać, że są ważniZarówno obecny, jak i proponowany przez MZ system wynagradzania rodzi antagonizmy: pielęgniarki, diagności i ratownicy medyczni nie czują się wystarczająco docenieni, więc próbują podkreślać na własną rękę, że ich praca jest ważna i odpowiedzialna, że są istotnym elementem zespołu. Udowadniają, że to diagnosta analizuje szpik przy podejrzeniu białaczki i dobiera krew przy transfuzji, że lekarz sam nie dobierze leku do chemioterapii i każdy błąd może kosztować życie. O swej ważnej roli mówią też ratownicy oraz dietetycy. Od lat podkreślają ją pielęgniarki i położne.
Takie wypowiedzi są bardzo symptomatyczne. Inicjatorzy Porozumienia Zawodów Medycznych twierdzą, że powstało ono nie tylko po to, by wspólnie walczyć, ale także, by pomóc zaistnieć w świadomości społeczeństwa tym zawodom medycznym, o których wiele się nie mówi. To również kwestia edukacji na temat roli pewnych zawodów (np. dietetyków) w całym procesie leczenia i pokazania, że jest ona bardzo istotna. Dlaczego muszą to robić sami?
Dziel i rządźMedycy postanowili działać na własną rękę, tymczasem to system powinien być tak zorganizowany, by ani ratownik, ani diagnosta nie musieli walczyć o uznanie. Jednym z elementów tego uznania jest wynagrodzenie. W chwili wypłaty członek zespołu, niezależnie od charakteru organizacji, może odczuć, że jego praca podlega ocenie i wartościowaniu. Nie można tego uniknąć, można jednak tak ustalić kryteria wynagradzania, by pracownika motywować, a nie utwierdzać w przekonaniu, że nikt nie docenia tego, co robi. Podstawową przeszkodą jest, rzecz jasna, niedofinansowanie ochrony zdrowia, ale – jak przekonują przedstawiciele PZM – oszczędności na personelu są jednym z najgorszych rozwiązań, ponieważ cały system bazuje na ludziach, których zwyczajnie może niedługo zabraknąć. Niedostateczna ilość pieniędzy i niewydolne gospodarowanie to nie jedyny problem. Jak twierdzi Michał Bulsa, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów, od dawna stosuje się w Ministerstwie Zdrowia (niezależnie od rządów) strategię polegającą na podwyższaniu wynagrodzenia tylko jednej grupie zawodowej, np. tylko pielęgniarkom lub tylko określonym lekarzom. Pozostałe grupy czują się pominięte, co rodzi podziały i antagonizmy. Nietrudno dostrzec, że taki sposób zarządzania nie prowadzi do integracji, jednak wdrażanie zasady „dziel i rządź” pozwala na łatwiejsze rządzenie i minimalizuje opór skłóconego środowiska.
Zespół w teoriiMimo że studenci kierunków medycznych czytają w podręcznikach akademickich, że personel ochrony zdrowia tworzy interdyscyplinarny zespół, to często tylko teoria. W praktyce sprawdza się to wyłącznie w aspekcie operacyjnym, czyli wtedy, gdy personel tworzy zespół na sali operacyjnej czy szpitalnym oddziale. Wielu lekarzy i dyrektorów potrafi zadbać o dobrą organizację pracy. To służy nie tylko dobrym relacjom, ale i efektom terapeutycznym.
O tym, że w trudnych i wymagających solidarności sytuacjach zespołu nie ma, świadczą m. in. reakcje grup zawodowych medyków na wcześniejsze strajki. Żadna organizacja lekarska, poza Porozumieniem Rezydentów OZZL, nie poparła oficjalnie czerwcowego strajku pielęgniarek w CZD. W mediach lekarze popierali pielęgniarki i wyjaśniali, dlaczego nie zasługują one na potępienie, odchodząc od łóżek dzieci. Robili to przeważnie anonimowo. Podziały i głęboko zakorzenione przekonania o wartości i roli poszczególnych zawodów medycznych są ciągle żywe, szczególnie w starszym pokoleniu. Młodsi coraz częściej zdają sobie sprawę, że praca każdego z członków zespołu jest istotna. Mają doświadczenie z zagranicy, porównują warunki pracy swoje i kolegów. Najkorzystniej byłoby, gdyby zarządzający sektorem publicznym sami integrowali, motywowali i doceniali pracowników za pomocą odpowiednich rozwiązań systemowych.
„Ludzie, którzy pozytywnie o sobie
myślą, osiągają lepsze rezultaty”To zdanie z „Jednominutowego menedżera” Kena Blancharda, autora koncepcji tzw. zarządzania sytuacyjnego. Zgodnie z tym modelem, sposób zarządzania pracownikami zależy od sytuacji, jego kompetencji i nastawienia do pracy.
Obecna sytuacja jest sytuacją kryzysową. Większość pracowników ochrony zdrowia nie myśli o sobie pozytywnie. „Zmuszanie pracowników medycznych do strajkowania o należne wynagrodzenie to ich poniżanie, niszczenie etosu tych zawodów, obniżanie ich rangi i zaufania społecznego. Pracownicy służby zdrowia chcą się porozumieć, nie strajkować. Nie zrezygnują jednak ze swoich uzasadnionych postulatów pod wpływem szantażu moralnego stosowanego przez rządzących” – to bardzo mocne słowa przedstawicieli Porozumienia Zawodów Medycznych. To, że padły, to także porażka zarządzających systemem.
Rządzenie to nie zarządzanieZamiast zarządzania jest polityka. Najbardziej skomplikowane sprawy rozgrywają się w świetle reflektorów. To kolejny błąd z punktu widzenia pracowników, ale już niekoniecznie z perspektywy wizerunku rządzących. Jeśli przyjmiemy, że ich celem jest nie tyle efektywne zarządzanie, co usprawiedliwianie własnych decyzji, wówczas najkorzystniejsza wydaje się nie tylko dezintegracja środowiska, która osłabia siły protestu i wprowadza do potencjalnych negocjacji większą liczbę interesów i stanowisk, ale także negatywne nastawienie opinii publicznej. Media, niezależnie od ich opcji politycznej, upraszczają problem i nie prezentują (niestrawnej dla przeciętnego widza) analizy sytuacji. W sprawach związanych z ochroną zdrowia niemal zawsze działają na korzyść wizerunku rządzących, bo zarówno strajk w szpitalu, jak i wymagania płacowe są etycznie dwuznaczne. Lekarzowi nie wypada walczyć o wynagrodzenie, bo przecież leczenie z publicznych pieniędzy należy się każdemu. Nadanie sprawie korzystnej dla rządu interpretacji, przez powiązanie z kwestiami finansowymi, nie nastraja pozytywnie opinii publicznej. Nie stanie się ona sojusznikiem strajkujących. Atmosfera się zagęszcza, kryzys narasta.
Czego potrzebuje pracownik?Zmotywowany pracownik identyfikuje się z miejscem pracy, grupą zawodową, ma poczucie wspólnoty celów z osobami zarządzającymi. To, co go motywuje, zależy od stanowiska, kwalifikacji i rodzaju wykonywanej pracy. Część potrzeb wynika z piramidy potrzeb Maslowa. Każdy potrzebuje zatem poczucia przynależności, stąd waga zespołu i integracji. Wymaga także poczucia szacunku i uznania zarówno we własnych oczach, jak i w oczach przełożonych oraz dobrego statusu społecznego. Ważna jest też możliwość rozwoju i samorealizacji. Pieniądze nie zawsze są czynnikiem motywującym, jednak ich niedostatek wzmaga niezadowolenie. W obecnej sytuacji nie chodzi wyłącznie o pieniądze. Przedstawiciele Porozumienia Zawodów Medycznych podkreślają, że ważna jest też ilość pracy. Wielu z nich może ostatecznie osiągnąć takie wynagrodzenia, o jakich chętnie mówią przedstawiciele ministerstwa, jednak czas, jaki na to poświęcą to stanowczo zbyt dużo, jak na tak odpowiedzialne stanowiska. Konsekwencje przepracowania bywają tragiczne w każdym z medycznych zawodów.
Czy szef należy do zespołu?Rozmaite teorie zarządzania pracownikami, motywowania i doceniania nie będą miały zastosowania w polskiej publicznej ochronie zdrowia, dopóki nie wprowadzi się systemowych zmian i nie przeznaczy odpowiedniej puli pieniędzy na ochronę zdrowia. Wdrożenie tych zasad może najwyżej zmniejszyć niezadowolenie pracowników. Trzeba pamiętać, że zależy im na zrozumieniu postulatów i sytuacji, w jakiej się znajdują. To jest kryzys – podwładni manifestują a zarządzający (rządzący) nie czują się członkami zespołu, którym zarządzają. Strajk świadczy o niemożności porozumienia się na pokojowych zasadach.
Czy zatem – skoro publicznych pieniędzy na ochronę zdrowia tak szybko nie przybędzie – nie byłoby korzystniej, gdyby rządzący spróbowali zintegrować się z własnym zespołem, szukać bardziej elastycznych rozwiązań i stać się rzecznikiem wszystkich grup zawodowych, których praca ma wpływ na sukces rządu, ponieważ zależy od niej zdrowie i poczucie bezpieczeństwa obywateli?
Najpopularniejsze artykuły