Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 51–54/2001
z 5 lipca 2001 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Likwidacja KZKCh - i co dalej?

30 czerwca zakończył statutową działalność Krajowy Związek Kas Chorych. Według wielu specjalistów, zabraknie bardzo potrzebnej instytucji dla dalszego rozwoju ciągle raczkującego systemu puz. Kto i w jaki sposób może odegrać rolę spajającą system, gdy nie będzie już działać KZKCh? Jaki jest bilans dorobku tej instytucji oraz jakie są największe osiągnięcia i błędy w całym systemie puz?

Adam Struzik,
przewodniczący Rady KZKCh


Adam Struzik Na całym przedsięwzięciu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego zaważyło kilka błędów, i to popełnionych już na początku. Pierwszy i fundamentalny – to decyzja z 1998 r. o obniżeniu składki. W żadnych analizach finansowych, wykonanych przed wprowadzeniem systemu ubezpieczeń zdrowotnych, poziom 7,5% nie był wystarczający. Pod przymusem, i to zasadniczo – politycznym – pana Balcerowicza i Unii Wolności, zmniejszono składkę z obowiązujących 10% do 7,5%.

Drugim błędem były niedoskonałości samej ustawy, wiele luk, wadliwość wielu rozwiązań. Zaowocowało to na pewien czas dużym bałaganem kompetencyjnym i konkretnymi problemami w samym systemie. Przykładami niech będą choćby problemy z opracowywaniem planów zabezpieczenia opieki ambulatoryjnej, czy ustaleniem poziomów referencyjnych jednostek. Nigdy nie zostało to wprowadzone, chociaż w ustawie zapisano.

Trzecia wadliwa sprawa, moim zdaniem, to niestety ciągłe nowelizowanie ustawy. Dokonywane pod presją różnych problemów, które się na bieżąco ujawniły, często też – pod wpływem bardzo powierzchownych, populistycznych ocen, zwłaszcza z okresu najtrudniejszego, czyli wprowadzania systemu puz.

Innym, ważnym elementem stała się liczba kas. Pierwotnie miało być ich tyle, ile akademii medycznych. Chodziło o to, żeby na terenie każdej kasy był zagwarantowany poziom usług wysokospecjalistycznych, jakie zapewniają instytuty naukowe i kliniki. Zaważyła jednak decyzja o podziale terytorialnym kraju, mamy zatem 17 kas. Wszystkie dane i rachunki ekonomiczne wskazują, że kasa, by mogła być organizmem wydolnym, powinna mieć co najmniej cztery miliony, a nawet pięć milionów ubezpieczonych. Dzisiaj kilka kas jest już niewydolnych ekonomicznie, no i jest 17. – kasa branżowa, która – choć ekonomicznie wydolna, bo ma duże dochody – ma olbrzymie koszty organizacyjne i administracyjne, bo działa na terenie całego kraju.

Podsumowując – sama idea obowiązkowego puz i samorządnych, samofinansujących się instytucji, jakimi są kasy, została już na początku – w dużym stopniu przez te krótkowzroczne i nieroztropne w moim odczuciu decyzje – podważona. W efekcie mamy system, w którym są duże napięcia finansowe, problemy prawne, a kolejne nowelizacje ich nie usuwają, tylko pogłębiają. I w którym istnieją duże różnice między kasami.

W założeniu – Krajowy Związek Kas Chorych miał być instytucją, która działając na rzecz kas i w ich imieniu, miała reprezentować ubezpieczonych. Poprzez jego likwidację został zaburzony element samorządności całego systemu. To już nie jest system samorządowy, a powiedziałbym – woluntarystyczny... Dlatego, choć mamy 17 kas, które podlegają ustawie i rozporządzeniom, tak naprawdę – mogą one prowadzić w bardzo dużym stopniu własną politykę zdrowotną czy finansową. Jest to szczególna samodzielność, jednak nie w tym dobrym znaczeniu. Nie powinna ona bowiem przeszkadzać temu, co w ochronie zdrowia musi istnieć, czyli unifikacji. Dotyczy to różnych aspektów działalności kas, nie tylko prawnych, ale i wycen świadczeń zdrowotnych, ich standardów, dostępności, zwłaszcza w tych obszarach, gdzie z przyczyn obiektywnych występują listy oczekujących itd.

Po likwidacji KZKCh – teoretycznie – jego zadania ma przejąć ministerstwo zdrowia. Obawiam się jednak, że wpływ obecnej sytuacji politycznej, gorączka okresu przedwyborczego, spowoduje, że bardzo ciężko będzie wyegzekwować od układu rządzącego podjęcie decyzji, które by system porządkowały. Mamy obecnie poważny bałagan. Sądząc po tym, co się dzieje w parlamencie – przegłosowywane są zmiany, które w oczach posłów mają czynić system bardziej przyjaznym człowiekowi, nie zaś – uporządkowanym. Ale przez to cały system staje się nieszczelny, narażony na różnego rodzaju nieprawidłowości, nadużycia, a nawet – zwykłe oszustwa, bo i takie elementy dostrzegamy w sprawach związanych np. z refundacją leków.

Myśląc więc o tak istotnych zadaniach dla kas, jakie spełniał dotąd KZKCh i całej gorączce przedwyborczej – obawiam się, że obecny minister nie uchwyci już tego wszystkiego mocną ręką. Jeśli jednak i minister zdrowia w przyszłym rządzie nie stworzy odpowiedniej instytucji, czy też samo ministerstwo nie rozpocznie takich działań porządkujących – to tak czy inaczej będzie musiała powstać instytucja, która obecny system uporządkuje.

Andrzej Masiakowski,
wiceprzewodniczący Rady Krajowego Związku Kas Chorych


Andrzej Masiakowski Zmiany w systemach ochrony zdrowia zachodzą niezwykle powoli. Okres ponaddwuletni jest więc zbyt krótkim przedziałem czasowym, by mogły się w nim dokonać znaczące przekształcenia. Dzisiaj należy więc bardziej wskazywać na potrzebę dalszych reform niż utrwalania takich czy innych dokonań. Przede wszystkim – brak nadal wielu podstawowych aktów prawnych. Konstytucja RP gwarantuje wszystkim obywatelom równy dostęp do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Warunki i zakres ich udzielania miała określić ustawa. Do dzisiaj jednak (a termin upłynął 17 października 1999 r.) Rada Ministrów nie przedstawiła Sejmowi projektu takiej ustawy. Minister Zdrowia nie wydał też, zgodnie z art. 37 ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, rozporządzenia o planie rozmieszczenia szpitali. Nie wydał również m.in. rozporządzenia o planie zabezpieczenia ambulatoryjnej opieki zdrowotnej. W braku tych unormowań należy upatrywać prawnych przyczyn niepowodzeń wdrażanej obecnie reformy.

Poważnym mankamentem jest też brak zewnętrznego systemu informacyjnego, przez co zasady udzielania świadczeń zdrowotnych w ramach ubezpieczenia zdrowotnego są nadal dla pacjenta niezrozumiałe. Pacjent czuje się w systemie osamotniony i zagubiony. Nic dziwnego, że odbiera go jako wrogi. Brak systemu informacyjnego sprowadza ponadto kasy do roli biernego odbiorcy faktur od świadczeniodawców. Nie mają one możliwości zweryfikowania zawartej na nich informacji, bowiem dane, które posłużyły do jej wygenerowania, są nieautoryzowane. Kasy płacą więc za świadczenia nie zrealizowane lub płacą wielokrotnie za to samo. Jaka jest skala tego zjawiska, pokazują doświadczenia Śląskiej RKCh, która obecnie próbuje się temu przeciwstawić. Potwierdza to także, jak wielkim błędem było nieprzejęcie przez kasy systemu Rejestru Usług Medycznych.

Odrębnym zagadnieniem jest nieprzygotowanie świadczeniodawców do współpracy z nowym płatnikiem. Świadczeniodawcy dopiero teraz zmieniają swoją strukturę, przystosowując ją do zmieniających się potrzeb zdrowotnych. Pieniądze przeznaczane z rezerw celowych państwa na regionalne programy restrukturyzacji – to spóźnione środki finansowe na reformę systemu ochrony zdrowia. Z kolei samorządy terytorialne, będące organami założycielskimi świadczeniodawców, nie wyposażone w odpowiednie instrumenty prawne i środki finansowe, nie są w stanie wykonywać swoich obowiązków właścicielskich. Tym samym nie są one sojusznikami kas chorych w procesie zmian.

Doświadczenia minionych 2,5 lat wskazują także na to, że wysokość nakładów finansowych przeznaczanych obecnie na funkcjonowanie ochrony zdrowia jest niewystarczająca. W ciągu najbliższych kilku lat powinny one rosnąć w tempie przekraczającym poziom inflacji. Dokonywać się to powinno nie tylko poprzez wzrost wysokości składki ubezpieczeniowej, ale także – wzrost wydatków budżetowych na sfinansowanie zadań własnych samorządów, jakimi powinno być ratownictwo medyczne, promocja zdrowia, programy profilaktyczno-lecznicze oraz inwestycje w samodzielnych publicznych zakładach opieki zdrowotnej. System z ubezpieczeniowego powinien ewoluować w kierunku systemu mieszanego, ubezpieczeniowo-budżetowego.

Najwięcej pozytywnych zmian można dostrzec w podstawowej opiece zdrowotnej, chociaż i tutaj w wielu wypadkach nastąpiło zbyt duże rozdrobnienie zintegrowanych wcześniej struktur "zozowskich". Powstało wiele małych zakładów niepublicznych, słabych ekonomicznie, które nie będą się rozwijać i które są dostarczycielem słabej jakości świadczeń. Duża ich liczba generuje ponadto w systemie wysokie koszty transakcji. Z każdym takim świadczeniodawcą trzeba prowadzić negocjacje, zawrzeć umowę, przeprowadzać kontrolę jego działalności itp. Przyszłość należy do praktyk dużych, zespołowych, połączonych funkcjonalnie ze wspierającym poz lecznictwem specjalistycznym ambulatoryjnym oraz lecznictwem stacjonarnym. Należy też powrócić do zarzuconej przez ostatnie dwa lata idei lekarza rodzinnego i nie domkniętej formuły podpisywanego z nim kontraktu (w części – opłata kapitacyjna, w części – za usługę) oraz do systemu RUM, choć pewnie już w nowocześniejszej formie – elektronicznej.

Warunkiem dobrego działania każdego systemu ochrony zdrowia jest sprawne, na poziomie centralnym, funkcjonowanie trzech obszarów: polityki zdrowotnej, za którą odpowiada rząd, a prowadzi Ministerstwo Zdrowia; regulacji systemowych, gdzie powstają jednolite dla całego systemu rozwiązania prawne, organizacyjne, standardy medyczne i informatyczne oraz – nadzoru nad stosowaniem w praktyce rozwiązań przyjętych przez instytucję ds. regulacji systemowych. Krajowy Związek Kas Chorych pełnił właśnie rolę takiego regulatora. Podejmowanymi przez siebie uchwałami zalecał wszystkim kasom stosowanie jednolitych zasad. Niestety, ta z całą pewnością bardzo potrzebna instytucja przestaje istnieć. Jest za mało czasu, by w jej miejsce powołać inną. Dlatego też rolę KZKCh przejmie Ministerstwo Zdrowia lub powołana przez nie agenda.

Andrzej Sośnierz,
dyrektor Śląskiej RKCh


Andrzej Sośnierz Co do Krajowego Związku Kas Chorych – to od początku swego istnienia obarczony był on niezawinionym przez siebie grzechem nadmiernego upolitycznienia. I padł jego ofiarą. Kasom chorych potrzebna jest jednak instytucja, która ułatwiałaby ich wzajemne porozumiewanie się, sprzyjała koordynacji działań, umożliwiała wymianę informacji. Dyrektorzy kas chorych zawarli już między sobą porozumienie o współdziałaniu. Myślę, że ich inicjatywa stopniowo wypełni lukę, jaką pozostawia po sobie KZKCh. Bo problemów merytorycznych naprawdę jest wiele.

Największym osiągnięciem ostatnich lat było to, że tę reformę w ogóle wprowadzono. Przez lata dyskutowało się o tym, mieliśmy nawet spore grono stałych pomysłodawców i komentatorów projektowanych zmian. Aż tu nagle – wdrożono nowy system. Dyskutanci na chwilę oniemieli, po czym ze zdwojoną energią rzucili się dyskutować, że owszem, reforma była konieczna (bo przecież przez lata to udowadniali), tylko nie całkiem taka, jaką wprowadzono. Ale dość tych aluzji.

Osiągnięciem ostatnich 2,5 lat jest też to, że decydenci szczęśliwie oparli się ogromnym naciskom "ulepszania" reformy. Najczęściej każdy taki przypadek załatwiałby problem jakiegoś lobby służby zdrowia, ale psuł system. Pozostaje tylko życzyć sobie, aby pod koniec kadencji parlamentu czegoś nadmiernie nie "poprawiono".

Największą porażką reformy była polityka informacyjna. W tym zakresie zrobiono bardzo niewiele, i to zarówno w stosunku do pracowników ochrony zdrowia, jak i ubezpieczonych. Wszyscy możemy się bić w piersi, przede wszystkim media, które w pierwszym okresie ścigały się w tropieniu i nagłaśnianiu drobnych często potknięć, nie dostrzegając ogromu całego przedsięwzięcia i nie pomagając pacjentom znaleźć się w nowej sytuacji. Ale to już mija i chyba także w tym zakresie sytuacja znacznie się poprawiła.

Jacek A. Kukurba,
dyrektor Małopolskiej RKCh


Jacek A. KukurbaZ dotychczasowych doświadczeń wynika jedno – system puz należy jak najszybciej uszczelnić. Działania powinny iść w dwóch kierunkach. Po pierwsze – poprzez skuteczniejszą weryfikację ubezpieczonych (wręczenie im kart ubezpieczenia zdrowotnego i wprowadzenie systemu on-line, umożliwiającego przekazywanie informacji do kas chorych w czasie rzeczywistym). Po drugie, należy uporządkować ustawę o puz, wprowadzając rozwiązania legislacyjne, które zostały przez ustawodawcę pominięte (np. ubezpieczenie cudzoziemców, studentów i dzieci, kwestie rozliczeń międzykasowych). To są potknięcia. Niezależnie od tego, nie sprzyjały i nie sprzyjają reformie takie zjawiska, jak nadmierne upolitycznienie zagadnień związanych z ochroną zdrowia, brak opracowania wieloletniej strategii, która byłaby realizowana ponad podziałami partyjnymi – zwłaszcza że cztery największe ugrupowania polityczne wyraziły już w 1997 r. zgodę co do kierunku reformy.

Barierą przy reformowaniu ochrony zdrowia był też brak odpowiednio przygotowanej do zmian i akceptującej nowy system – kadry zarządzającej w placówkach. Oczywiście, pozostaje do rozważenia dylemat: czy najpierw kształcić kadry, a potem wprowadzać system, czy też odwrotnie – najpierw reformować, a dopiero później kształcić. Logika wskazywałaby na pierwsze rozwiązanie. Myślę jednak, że właśnie wprowadzenie tego drugiego wariantu, wymuszonego aktualnymi uwarunkowaniami, pozwoliło – metodą w pewnym sensie szokową dla całego środowiska – szybciej i skuteczniej wdrożyć zmiany.

Bardzo poważnym wstrząsem dla środowiska medycznego był jednak brak zabezpieczenia ekonomicznego dla całej branży w okresie przekształceń. Takiego, które zapewniłoby przejście w płynny sposób z systemu budżetowego, nakazowo-rozdzielczego – do wolnego rynku świadczeń zdrowotnych (funkcjonującego zgodnie z zasadami popytu i podaży oraz w oparciu o analizy potrzeb zdrowotnych społeczeństwa).

Od początku przyjęto jednak niewłaściwe założenia dotyczące polityki informacyjnej towarzyszącej wprowadzaniu reformy. Pracownicy służby zdrowia nie stali się rzetelnym i wiarygodnym źródłem informacji o nowym systemie. Należało zatem wykorzystać inne formy informowania pacjentów i ubezpieczonych, w jaki sposób mogą się poruszać w systemie, jak egzekwować prawa należne im z tytułu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego itp. Myślę, że w tym przypadku można mówić o niepowodzeniu, gdyż pracownicy służby zdrowia, niezadowoleni z rozwiązań systemowych, bardzo szybko i skutecznie wytworzyli negatywny obraz reformy, kas chorych i nowego systemu.

Krytycznie ocenić należy także postawę polityków, zwłaszcza parlamentarzystów, którzy, oderwani od rzeczywistości, wprowadzali lub proponowali zmiany, które zamiast porządkować – rozregulowywały nowy system. Opierając się na im tylko znanych przesłankach, wielokrotnie wypracowywali i proponowali nierealne rozwiązania, nie mające niestety nic wspólnego z ponoszeniem rzeczywistej współodpowiedzialności za tworzenie spójnego systemu.

Za największe osiągnięcie uznać należy jednak samo wprowadzenie nowego systemu. Pozytywnie oceniam nie tylko wprowadzenie zmian ekonomicznych, ale przede wszystkim – powolną zmianę mentalności społecznej.

Dzięki reformie rozpoczęto mówić na temat kosztów w służbie zdrowia. Wiemy już, w jaki sposób wydatkowane i wykorzystywane są przez placówki ochrony zdrowia pieniądze podatników – takiej możliwości system budżetowy nie dawał.

W zreformowanej ochronie zdrowia nie ma już miejsca dla anonimowych lekarzy; nowe warunki zmusiły środowisko medyczne do podjęcia indywidualnej odpowiedzialności za wykonywane świadczenia. Pacjenci są coraz bardziej świadomi swoich praw – wybierają lekarza, poradnię, szpital, do których mają zaufanie. Najlepiej widać to w podstawowej opiece zdrowotnej, gdzie mieszkańcy mogą zrezygnować z lekarza, jeśli nie spełnia ich oczekiwań i w każdej chwili wybrać innego.

W specjalistyce do przeszłości należy rejonizacja – pacjent ma do dyspozycji ogólnodostępną listę lekarzy zakontraktowanych przez kasę. Może jeszcze w zbyt małym stopniu działa system wolnego wyboru szpitala, ale prawo do tego jest zagwarantowane w ustawie o puz. Coraz częściej oprócz głosów niezadowolenia pojawiają się więc wypowiedzi zarówno lekarzy, jak i ubezpieczonych, akceptujące wprowadzone już zmiany.

Oczywiście, można długo wyliczać niedociągnięcia, jak i pozytywne efekty reformy ochrony zdrowia, ale nie można – w ślad za licznymi dziennikarzami, niektórymi politykami czy pracownikami służby zdrowia mówić, że "pieniądz nie idzie za pacjentem". Takie stwierdzenie w krzywym zwierciadle przedstawia nowy system. Moim zdaniem, "pieniądz idzie za pacjentem", ale jest tak mały, że go zza tego pacjenta nie widać. Pieniędzy na ochronę zdrowia jest wciąż za mało, ale jestem przekonany, że trzeba ich szukać nie tylko w kieszeni podatnika. Ogromne pieniądze wciąż przepadają w źle zarządzanych placówkach i w szarej strefie, która nadal funkcjonuje.

Co do likwidacji Krajowego Związku Kas Chorych – to przysłowiowe wylanie dziecka z kąpielą. Polityka wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Zapewne wpłynął na to fakt, że posłowie uchwalali nowelizację ustawy w perspektywie zbliżających się wyborów. Teraz pojawiły się kolejne, mało odpowiedzialne projekty likwidacji UNUZ.

Zdrowie nie powinno być elementem przetargów politycznych. Partie nie mogą traktować ochrony zdrowia jak swojej własności. Musimy zrobić wszystko, aby zdrowie – ze względu na fakt, że jest obszarem niezwykle wrażliwym politycznie i społecznie – stało się wartością ponadpartyjną.

Ponieważ jednak życie nie lubi pustych przestrzeni, po zlikwidowaniu KZKCh dyrektorzy regionalnych kas chorych łącznie z dyrektorem kasy branżowej powołali Radę Dyrektorów Kas Chorych. Ma ona realizować dwa podstawowe zadania: po pierwsze – spajać system, po drugie – go doskonalić.

Myślę, że Rada Dyrektorów może z powodzeniem zastąpić KZKCh. Rozwiązania przez nią proponowane mogą być szybciej i sprawniej wprowadzane w życie, gdyż wypracowywać je będą ludzie zajmujący się w praktyce zarządzaniem i finansowaniem świadczeń zdrowotnych. Rada Dyrektorów, bez względu na zaangażowanie i sympatie polityczne, stanowi poprzez swoje zaplecze w kasach chorych najbardziej merytoryczny zespół, zdolny do pełnienia tych funkcji – niezależnie od tego, jakie rozwiązania (np. co do liczby kas chorych) przyjmą politycy.

Rada powinna stać się partnerem nie tylko dla ministra zdrowia i rządu, ale również polityków – w szczególności Sejmowej Komisji Zdrowia.

Jeżeli udałoby się w najbliższej przyszłości stworzyć nowy, efektywniejszy model prowadzenia dyskusji i wprowadzania rozwiązań ponad podziałami partyjnymi – można będzie powiedzieć, że wkroczyliśmy na drogę prowadzącą do osiągnięcia sukcesu.

Mariusz Tarhoni,
dyrektor Zachodniopomorskiej RKCh


Mariusz TarhoniWprowadzenie systemu ubezpieczenia zdrowotnego w kraju, w którym przez 50 lat obowiązywała zasada centralnego sterowania, było zadaniem trudnym, ale koniecznym wobec ekspansji wolnego rynku, który udowodnił, że centralne planowanie i zarządzanie finansami na ochronę zdrowia jest po prostu niewydolne. Długi służby zdrowia rosły lawinowo, dlatego rzeczywiste usamodzielnienie się zakładów opieki zdrowotnej, określenie ich nieprzekraczalnych budżetów i podporządkowanie prawom rynkowym – okazały się rozwiązaniem tyleż optymalnym, co niezbędnym. Konieczność zmian zaowocowała ustawą o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym – aktem legislacyjnym, który spełnia standardy umożliwiające stworzenie nowoczesnej, powszechnej ubezpieczalni. Należy tylko ubolewać, że towarzysząca mu ustawa o zozach jest anachroniczna i nie sprzyja pełnej samodzielności publicznych placówek służby zdrowia. Wprowadzając tak odmienny od poprzedniego system funkcjonowania ochrony zdrowia, trudno było uniknąć błędów. Za najpoważniejszy uznaję ten, że kasom chorych nie nadano statusu jednoosobowych spółek z udziałem Skarbu Państwa, w których zarząd byłby kontrolowany nie przez społeczne rady kas, ale – przez merytoryczne rady nadzorcze. Powinna obowiązywać też dostosowana do systemu i znowelizowana pod kątem kas – ustawa o rachunkowości.

Generalnie jednak ustawa o puz pozwoliła wprowadzić nowy sposób finansowania ochrony zdrowia, ograniczyć bezzasadny wypływ środków i skutecznie kontrolować wydawanie tych, które pochodzą ze składek osób ubezpieczonych.

Pozytywną konsekwencją reformy jest także prywatyzacja zakładów opieki zdrowotnej, bo przynosi większą dyscyplinę finansową przy jednoczesnym podnoszeniu jakości leczenia. Dobrym rozwiązaniem są konkursy ofert, ponieważ dzięki nim kasy chorych mogą kupić dla swoich podopiecznych maksymalną liczbę świadczeń medycznych na dobrym poziomie za relatywnie niską cenę, a tylko dzięki temu można realizować – przy ograniczonych środkach – zasadę jak największej dostępności usług medycznych.

Instytucja lekarza rodzinnego z rozliczeniem kapitacyjnym jest kolejnym osiągnięciem reformy. Za sukces można uznać także zmiany w świadomości – tak pacjentów, jak i świadczeniodawców. Dzisiaj nikogo już nie dziwi, że przychodząc do lekarza, należy okazać dowód ubezpieczenia; że to lekarz pierwszego kontaktu, a nie sam pacjent, decyduje o dalszym leczeniu specjalistycznym; że pobyt w szpitalu musi być uzasadniony. Przedtem pacjenta kładło się na oddział, czy było to potrzebne, czy nie, i tydzień zajmowały same badania. Teraz pacjent przychodzi do szpitala z pakietem wyników – po to, aby się leczyć, a nie poleżeć. Reforma wymusiła na dyrektorach zakładów opieki zdrowotnej myślenie ekonomiczne. Wielu z nich zrozumiało, że jeśli nie zrestrukturyzują swoich placówek, to koszty ich "zjedzą", a na leczenie będzie brakować pieniędzy.

Sukcesem reformy jest to, że na naszych oczach powstaje rzeczywisty rynek usług medycznych: lekarze coraz częściej zabiegają o pacjentów; poradnie specjalistyczne, ośrodki diagnostyczne i szpitale zamieszczają w prasie anonse, zapraszają na bezpłatne badania w ramach "białych" sobót i niedziel, reklamują swoje usługi, podkreślając nie tylko wysoki poziom medyczny, ale i przyjazność obsługi, a nawet – komfort otoczenia. Trudno uznać te zjawiska za powszechne, ale z pewnością są one pozytywnym efektem reformy.

Sukcesem kasy, którą ja zarządzam, jest stałe utrzymywanie płynności finansowej, dzięki czemu nasi świadczeniodawcy mogą bez ryzyka, w ramach kontraktów, planować budżety i działać.

ZRKCh nawiązała dobre stosunki z Kolegium Lekarzy Rodzinnych oraz Związkiem Zawodowym Pracodawców Zakładów Opieki Zdrowotnej Pomorza Zachodniego, skupiającym największe placówki w województwie. Wspólnie opracowaliśmy treść umów dotyczących zakupu świadczeń medycznych, dzięki czemu jako pierwsi w Polsce zakontraktowaliśmy podstawową opiekę zdrowotną na rok 2001, a proces kontraktacji wszystkich świadczeń zakończyliśmy w planowanym czasie. Prawie połowa naszych świadczeniodawców otrzymała kontrakty trzyletnie, co sprzyja stabilizacji rynku usług medycznych. W specjalnościach zabiegowych wprowadziliśmy system procedur medycznych, za które płacimy tyle samo i klinice, i szpitalowi powiatowemu. To pacjent ma decydować, gdzie chce się leczyć, a zatem – gdzie pójdą pieniądze. Ten system finansowania nasi świadczeniodawcy uznali za sprawiedliwy i przejrzysty. Niebawem ogłosimy konkurs na hospitalizacje domowe – pacjent po operacji będzie "doleczany" we własnym domu, pod opieką lekarza i pielęgniarki, ale w otoczeniu najbliższych, co przyspieszy jego rekonwalescencję. Motywujemy lekarzy, aby przepisywali tańsze od zagranicznych, równie skuteczne leki polskie. Dzięki receptariuszowi pacjenci wydają na lekarstwa mniej pieniędzy, a tegoroczna refundacja recept ze strony ZRKCh pozostaje na tym samym poziomie, co w roku ubiegłym.

Rozmawiałem niedawno z ministrem zdrowia Brandenburgii, który przez wiele lat był dyrektorem publicznej kasy chorych – AOK. Pan minister gratulował nam tego, co zrobiliśmy, mając do dyspozycji tak skromne środki finansowe. Podobne opinie miałem okazję usłyszeć od wielu innych osób, realizujących ubezpieczenia zdrowotne czy społeczne w Niemczech.

Krajowy Związek Kas Chorych był superradą wszystkich kas. Nie zamierzam komentować faktu likwidacji tego organu, skoro taką decyzję podjęła parlamentarna większość. Sądzę, że część zadań likwidowanego związku mógłby przejąć Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych, który pełni funkcje kontrolne wobec kas chorych oraz świadczeniodawców, a działa w imieniu ubezpieczonych – pod warunkiem że będzie istniał.

Brakuje mi natomiast merytorycznej organizacji, która skupiłaby się na sprawach istotnych dla sposobu funkcjonowania kas oraz prowadziła lobbing na rzecz wspólnych rozwiązań w obrębie całego systemu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Mam na myśli np. konwent dyrektorów i zarządów regionalnych kas chorych, który powinien być powołany, zanim powstaną alternatywne ubezpieczalnie. Konwent byłby ogólnopolską organizacją reprezentującą wykonawców ustawy, do tego mówiącą jednym głosem. Taki organ mógłby wyznaczyć, a następnie realizować tak ważne zadania, jak ujednolicenie procedur medycznych oraz sposobu ich kontraktowania i finansowania. Przy jego pomocy można by też dokonywać swoistych recenzji rozwiązań systemowych praktykowanych przez płatników ubezpieczenia zdrowotnego w kraju.


Notowała: Zbigniewa Nowodworska




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Odmitologizować otyłość

– Większość Polaków uważa, że otyłość to efekt słabej woli. Gdyby podać im hormon głodu – grelinę i zablokować wydzielanie poposiłkowe hormonu sytości – GLP1, nie pohamowaliby się przed kompulsywnym jedzeniem i wciąż byliby głodni. I tak właśnie czują się chorzy na otyłość – mówił podczas konferencji Ekonomia dla Zdrowia prof. Mariusz Wyleżoł. Eksperci wyjaśniali, że otyłość jest chorobą, którą trzeba leczyć.

Protonoterapia. Niekończąca się opowieść

Ośrodek protonoterapii w krakowskich Bronowicach kończy w tym roku pięć lat. To ważny moment, bo o leczenie w Krakowie będzie pacjentom łatwiej. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że ułatwienia dotyczą tych, którzy mogą za terapię zapłacić.

Reforma systemu psychiatrii zbacza z wyznaczonego kursu

Rozmowa z Markiem Balickim, byłym pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. reformy psychiatrii dorosłych i byłym kierownikiem biura ds. pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego na lata 2017–2022, ministrem zdrowia w latach 2003 oraz 2004–2005.

Neonatologia – specjalizacja holistyczna

O specyfice specjalizacji, którą jest neonatologia, z dr n. med. Beatą Pawlus, lekarz kierującą Oddziałem Neonatologii w Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny w Warszawie oraz konsultant województwa mazowieckiego w dziedzinie neonatologii rozmawia red. Renata Furman.

Mielofibroza choroba o wielu twarzach

Zwykle chorują na nią osoby powyżej 65. roku życia, ale występuje też u trzydziestolatków. Średni czas przeżycia wynosi 5–10 lat, choć niektórzy żyją nawet dwadzieścia. Ale w agresywnej postaci choroby zaledwie 2–3 lata od postawienia rozpoznania.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Wciąż nie rozumiemy raka trzustki

 – W przypadku raka trzustki cele terapeutyczne są inne niż w raku piersi, jelita grubego czy czerniaku. Postęp w zakresie leczenia systemowego tego nowotworu jest nieznośnie powolny, dlatego sukcesem są terapie, które dodatkowo wydłużają mediany przeżycia nawet o klika miesięcy – mówi dr Leszek Kraj z Kliniki Onkologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. 

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Ból głowy u dzieci: niedoceniany problem

Paluszek i główka to szkolna wymówka. Każdy zna to powiedzenie. Bywa używane w różnych kontekstach, ale najczęściej jest komentarzem do sytuacji, gdy dziecko skarży się na ból głowy i z tego powodu nie chce iść do szkoły lub wykonać jakiegoś polecenia rodzica. A może jest tak, że nie doceniamy problemu, którym są bóle głowy u dzieci?

Kongres Zdrowia Publicznego 2022

W jakiej sytuacji po bez mała trzech latach pandemii znajduje się system ochrony zdrowia w Polsce? Co ze zdrowiem publicznym, poddanym przeciążeniom pandemii COVID-19 oraz skutków wojny w Ukrainie? Czy możliwe jest funkcjonowanie i zarządzanie wrażliwym dobrem, którym jest zdrowie i życie, w warunkach permanentnego kryzysu? Te, i nie tylko te, pytania mocno wybrzmiewały podczas IX Kongresu Zdrowia Publicznego (8–9 grudnia, Warszawa).




bot