Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 67–76/2019
z 5 września 2019 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Chwile do zapamiętania

Krzysztof Boczek

Chirurg Andrzej Mazur, jako lekarz w wojsku, złamał rozkazy i podawał płyn Lugola tuż po katastrofie w Czarnobylu, a przed tym, zanim władza oficjalnie na to pozwoliła.

Krzysztof Boczek: Pan był wojskowym lekarzem w czasie gdy doszło do katastrofy w Czarnobylu. Jako zawodowy żołnierz?

Andrzej Mazur: Nie. W 1984 r. powołano mnie do wojska na podstawie nieistniejącej już ustawy o okresowej służbie wojskowej lekarzy. Nie wiedziano, co ze mną zrobić, bo ta ustawa nie przewidywała powoływania osób ze specjalizacją, a ja jako chirurg tam trafiłem. W stopniu podporucznika pracowałem w szpitalu, a byłem rozlokowany w batalionie w Prudniku – na granicy z Czechami.

W kwietniu 1986 r. miałem już wychodzić do domu, gdy nagle wstrzymano wyjścia. 26 kwietnia poszła plotka, że jakaś awaria jest w elektrowni, w Rosji czy na Ukrainie. Żadnych konkretów. Chyba 2 dni potem wicepremier Szałajda (szef kryzysowej komisji rządowej, powołanej przez gen. Jaruzelskiego w związku z katastrofą w Czarnobylu – red.) w radiokonferencji nakazał trzymanie gęby na kłódkę, o tym, co się wydarzyło. Kazał wydać płyn Lugola służbom medycznym, ale zakazał podawania go dzieciom. To miało się stać dopiero po zakończeniu kryterium ulicznego Wyścigu Pokoju w Kijowie – partia nie chciała wzniecać niepokojów społecznych przed tym ważnym i lubianym przez ludzi wydarzeniem sportowym. Jak się potem okazało, cały Wyścig Pokoju odbył się w cieniu Czarnobyla.

Jako lekarz, wiedzialem, że w takich sytuacjach (możliwe skażenie radioaktywne – red.) bardzo istotne jest, by substytut jodu podawać jak najwcześniej, zwłaszcza małym dzieciom. Bo jeśli ich tarczyca już wychwyci jod radioaktywny, to podawanie płynu Lugola stanie się bez sensu – „dziura” już będzie zapchana. A tutaj władza chciała opóźnić podawanie tego leku. To się nie mieściło w mojej głowie i mentalności. Byłem młodym lekarzem z rodziny o silnych tradycjach – dziadek był w Katyniu i brał udział w wielu historycznych wydarzeniach tamtego okresu Polski. Nie mogłem zrozumieć, jak rząd Polski może tak zakłamywać społeczeństwo?! Zrodził się we mnie bunt. Tym bardziej że widziałem, iż dorosłe osoby – ustosunkowane – popijały sobie na boczku płyn Lugola. To zakłamanie i obłuda podnosiło mi zawartość żołądka.

Na tej radiokonferencji z Szałajdą byłem z żołnierzem zawodowym, starszym chorążym sztabowym Stanisławem Żolichem, wówczas szefem izby chorych. Zgodnie z rozkazami, rozwieźliśmy sanitarką płyn Lugola do placówek w Głubczycach, Strzelcach Opolskich... – nie pamiętam pełnej listy miast.

K.B.: Dużo tego było?

A.M.: Po takim „balonie” do wina dla każdego ośrodka.Ze Stasiem nie godziliśmy się z tym, że mamy czekać z wydawaniem płynu Lugola dzieciom. Postanowiliśmy zrobić to wcześniej. Stasiek, jako zawodowy żołnierz, ryzykował wszystkim. Ja tylko jakimiś karami – byłem przejściowo w wojsku. Choć nie wiedziałem, jak potraktują moje prawo wykonywania zawodu, jeśli sprzeniewierzę się rozkazom.

Wyprowadziliśmy sanitarkę wojskową (zielona, marki Nysa) i wzięliśmy nielegalnie żołnierza szeregowego – był kierowcą. W wojsku nie można ot tak sobie zabrać auta, by nikt o tym nie wiedział. A tutaj – o dziwo – nikt nie robił nam kłopotów. Pozwolili nam zatankować sanitarkę, otworzyli szlaban. Z początku jechaliśmy po cichu, by nikt za nami nie ruszył – sądziliśmy, że tak się właśnie stanie. Oficerowie sztabowi musieli wiedzieć o tym naszym wypadzie i nie zrobili nic, więc musieli akceptować nasze działania. Gdy wróciliśmy, też nikt nam złego słowa nie powiedział. Nawet oficer, który jednostkę łączył ze służbami.

Jeździliśmy po wioskach w okolicy. Stasiu przez megafon nakłaniał matki do przyjścia z dziećmi. Podawaliśmy im płyn Lugola w probóweczkach.

K.B.: Jak wielu osobom?

A.M.: Nie wiem, nie liczyłem. Robiliśmy to wszystko na dziko. Teren i wioski znał Stasiek.
Po całej akcji odzyskałem honor oficerski i medyczny. Poczułem się normalnie. Bo wcześniej nie dawałem sobie rady z tym problemem.

Nigdy nie spotkało mnie nic złego z powodu tych działań. Nigdzie w papierach tego nie opisywano. Stasiu nawet awansował potem, z czego wnioskuję, że akceptacja dowództwa była. Wszyscy udawali, że nic się nie wydarzyło. Dopiero po naszej akcji w kraju zaczęto „lugolizować”.

K.B.: Prof. Zbigniew Jaworowski, który nakłonił władze do „lugolizacji”, twierdził, że płyn ów wydawano już od popołudnia 29 kwietnia i była na to zgoda władz.

A.M.: Ja pamiętam to inaczej. Z tego, co wiem, nie byliśmy jedynymi, którzy nie wykonali rozkazów Szałajdy. Pamiętam, że znacznie istotniejszy był generał, który od stanu wojennego pełnił funkcję wojewody warszawskiego – czyli był bardzo zaufanym człowiekiem władz. A on też się wyłamał, bo prawdopodobnie honor oficerski nie pozwalał mu trzymać płynu Lugola pod stołem. Piękna postać – szkoda, że nie pamiętam już, jak się nazywał. Potem miał przez to duże problemy i zniknął mi z pola widzenia.

K.B.: Słyszał Pan o innych lekarzach, którzy nie usłuchali władz i wydawali lek jak najwcześniej?

A.M.: Nie, ale podejrzewam, że było ich wielu. Gdy chmura pyłu radioaktywnego przybrnęła nad naszą okolicę, jako oficer, dostałem licznik Geigera-Müllera i miałem jeździć po okolicy, by badać skażenie. W Trzebini, na granicy z Czechami, była jednostka wojskowa, która dzieliła jedno podwórko z czeskimi wojskami. Na północy osiedla bloki były polskie, na południu – czeskie. Między nimi, na asfalcie stał szlaban. Pamiętam, że ustawiliśmy żołnierzy w szeregu, a 3-4 m dalej dwóch czeskich wojaków oparło się o szlaban i z zaciekawieniem patrzyło, co robię. Mierzyłem licznikiem włosy, twarze, szyje, klatki piersiowe, genitalia i stopy żołnierzy. Największe promieniowanie było na włosach, na szyi gdzie jest tarczyca i na genitaliach. Oraz spodach butów. W tych miejscach licznik się wręcz gotował. Okolica była OK – np. pamiętam, że woda ze studni głębinowej miała niewiele, bo tylko 6 jednostek.

K.B.: Ależ ma Pan pamięć – takie detale!

A.M.: Dokładnie to pamiętam, bo wtedy nikt nic nie wiedział na pewno. Co z tego będzie, jaka będzie nasza przyszłość, co się jeszcze stanie. Eksperci mówili mi, że nie wiedzą, jakie będą konsekwencje skażenia, bo to była pierwsza tego typu sytuacja na świecie. Takie chwile w życiu pamięta się dokładnie.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.




bot