Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 34–42/2019
z 16 maja 2019 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Zawsze trzeba walczyć

Katarzyna Cichosz

Z Longiną Kaczmarską, pielęgniarką, przewodniczącą Regionu Mazowiec-
kiego oraz wiceprzewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych rozmawia Katarzyna Cichosz.


Katarzyna Cichosz: Kto się Pani boi?

Longina Kaczmarska: Chyba nikt. Przeżyłam w swoim zakładzie pracy już czternastego dyrektora i żaden się mnie nie bał.

K.C.: Z iloma ministrami zdrowia Pani współpracowała?

L.K.: Pierwszym, z którym jako Związek zaczęliśmy współpracę był minister Maksymowicz. To był rok 1999. Współpraca różnie się układała, wtedy były protesty. Profesor jest doskonałym neurochirurgiem, dobrze, że wrócił do zawodu i przynosi radość pacjentom. Natomiast najbardziej nas lekceważył minister Grzegorz Opala. Nie prowadził z nami żadnych rozmów i żadnych negocjacji. W 2001 roku na okupację Ministerstwa Zdrowia przyjechały pielęgniarki z całego Regionu Mazowieckiego. On nas nie dostrzegał. Gospodarz budynku, a nikt go nawet nie widział, wchodził innym wejściem.

K.C.: Kiedy pomyślała Pani: tak dalej nie może być! i zorganizowała związki zawodowe?

L.K.: Dyplom pielęgniarski obroniłam w 1975 roku, pracowałam na chirurgii, byłam członkiem Warszawskiej Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych i widziałam, że prace idą bardziej w kierunku promowania samorządu zawodowego, a mniej dbania o warunki pracy i wynagradzania całego środowiska. W tym czasie rozpoczęły się protesty lekarzy, pomyślałam: dlaczego my nie mogłybyśmy powalczyć, przecież jesteśmy najliczniejszą grupą w systemie. Na początku chciałam założyć związek tylko na terenie naszego zakładu pracy. W 1997 roku nie było takiego przepływu informacji jak jest teraz i nie wiedziałam, że we Włocławku powstał już Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, weszliśmy w jego struktury. Szybko rozeszła się informacja o naszych protestach i zaczęliśmy mieć coraz więcej członków.

K.C.: Kandydowała Pani do senatu. Jest Pani politykiem?

L.K.: Nie, nie jestem. Po „białym miasteczku” poproszono mnie, żebym kandydowała. Nie angażowałam się w żadną kampanię, nie miałam pieniędzy, żeby partycypować w kosztach.

K.C.: Czy z perspektywy czasu uważa Pani, że „białe miasteczko” w 2007 roku miało sens?

L.K.: Myślę, że nie przyniosło oczekiwanych efektów. W ustawie był zapis, że grupa pielęgniarek i położnych dostanie 75 procent z „nadwykonań”, ale tylko niewielkie kwoty były płacone w pojedynczych zakładach pracy albo przyznawano pielęgniarce jednorazową premię. Skąd się wzięło „białe miasteczko”? Kiedy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz, to prof. Religa obiecał 40 proc. wzrostu wynagrodzenia w danym roku dla wszystkich pracowników, za rok miało to być 20 proc., a w następnym jeszcze 10. Po zmianie premiera zmienił się również pomysł na system ochrony zdrowia. I już tych 20 proc. nie było, stąd pojawiło się „białe miasteczko”, żeby wymusić na rządzie złożone nam wcześniej obietnice.

K.C.: Czy prof. Zembala został nazwany największym przyjacielem pielęgniarek?

L.K.: Wymieniłabym więcej osób. Na pierwszym miejscu stawiam prof. Religę, on zawsze mówił o całej ochronie zdrowia, o pacjentach, o wszystkich pracownikach systemu. Negocjacje z nim przebiegały spokojnie, bez agresji. Profesor rozumiał nasze środowisko, wiedział, że ludzie pracują jak niewolnicy, za grosze. Profesor Zembala był również otwarty na współpracę z nami. Jednak największy efekt osiągnęłyśmy przy prof. Relidze, 40 proc. wzrostu wynagrodzenia, to były ogromne pieniądze. Minister Szumowski, podobnie jak prof. Religa, myśli o wszystkich. Natomiast cały system ochrony zdrowia jest niewydolny, żaden minister nie może nic zrobić bez pieniędzy, wyliczenia wskazują, że za 2018 rok, na ochronę zdrowia wpłynęło około 10 mld mniej, niż wynikało z ustawy.

K.C.: Czy widzi Pani zjawisko niekontrolowanego likwidowania łóżek w szpitalach?

L.K.: Oczywiście, że tak. Natomiast gorzej jest, jeśli ta likwidacja jest kontrolowana. Pielęgniarka jest do łóżka „przypisana”, często dyrektorzy chcą zejść z kosztów, likwidują łóżka w salach i obstawiają nimi korytarze. Wymogi unijne mówią, że pielęgniarka musi mieć swobodny dostęp do łóżka, o czym jakoś dyrektorzy zapominają. Łóżko na korytarzu też jest łóżkiem, a przecież NFZ nie płaci za łóżka, tylko za procedury. Jeżeli wykorzystanie łóżek jest na poziomie 10 proc. w skali roku, to generuje straty dla zakładu. Gdzie był dyrektor wcześniej, że do tego dopuścił? Teraz obowiązują normy zatrudnienia pielęgniarek i położnych i to jest straszny ból dla dyrektorów, bo uważają, że pielęgniarki doprowadzą ich do bankructwa. Stąd likwidacja łóżek na siłę. Moim zdaniem normy zatrudnienia pielęgniarek w przeliczeniu na łóżko są realne do spełnienia. Wcześniej było to przecież mierzone i przeliczone przez ministerstwo.

K.C.: Polska Federacja Szpitali uważa, że odgórne wprowadzenie norm zatrudnienia w wyniku negocjacji było niepotrzebne i powinno być w gestii menedżera ds. pielęgniarstwa. Ilu zna Pani takich menedżerów do spraw pielęgniarstwa w skali kraju?

L.K.: Absolutnie nie znam żadnego menedżera do spraw pielęgniarstwa. Wielokrotnie dyrektorzy wymuszali na pielęgniarce naczelnej, żeby zmniejszała liczbę zatrudnionych pielęgniarek. To zaczęło się w 1999 roku, kiedy mówiło się, że trzeba dokonywać restrukturyzacji zatrudnienia, bo mamy za duże koszty. A jedyne grupy, które zwalniano na siłę to były pielęgniarki i położne.

K.C.: Rok 1999 to Wojciech Maksymowicz i Franciszka Cegielska.

L.K.: Minister Cegielska zobaczyła, jak pracują pielęgniarki, kiedy sama była chora i przed śmiercią podpisała rozporządzenie o normach zatrudnienia. Dawało nam ono jakieś gwarancje, ale dyrektorzy znowu nie chcieli tego egzekwować. Szczególnie w szpitalach powiatowych jedna pielęgniarka była do wszystkiego. A co z odpowiedzialnością zawodową? To nie dyrektor szpitala pójdzie do sądu, tylko pielęgniarka, która popełni błąd. Spędziliśmy dużo czasu, pracując nad tymi normami, minister Arłukowicz miał podpisać ten dokument po poprawkach, ale nie podpisał. Pracodawcy szpitali poszli wtedy do niego i do premiera Tuska, a potem zobaczyliśmy zupełnie inne rozporządzenie o normach zatrudnienia. Obecne normy, które weszły od 1 stycznia są najbardziej zbliżone do tych, które proponowaliśmy, ale pracodawcom się to nie podoba, bo muszą zatrudnić więcej osób albo rzeczywiście zlikwidować łóżka. Tym razem pracodawcy też spowalniali prace nad rozporządzeniem. Nie da się być empatycznym i wydajnym, pracować zgodnie z normami, mając małą obsadę. Prezes Jacyna zawsze mówi, że mamy świadczyć usługi na dobrym poziomie, żeby pacjent był zadowolony i środowisko usatysfakcjonowane.

K.C.: W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Lublinie na 666 zatrudnionych pielęgniarek 73 przebywało na zwolnieniach. Czy pomogliście w negocjacjach?

L.K.: Podpisaliśmy z ministrem zdrowia porozumienie, że dla dobra całego środowiska do 1 stycznia 2021 nie włączamy się w protesty w skali ogólnopolskiej, natomiast rozwiązanie indywidualnych sporów w poszczególnych zakładach pracy leży w gestii danej organizacji zakładowej i dyrekcji szpitala. Natomiast oczywiście obserwujemy, co się dzieje w kraju oraz jak będą realizowane kolejne punkty porozumień.

K.C.: Które szpitale realizują porozumienia, a które nie?

L.K.: Szpitale muszą je realizować, chociaż czasami nie jestem pewna, czy pracodawcy znają treść rozporządzenia. Często, w zależności od tego, jaka jest siła związku zawodowego, są one realizowane w pełni albo w części. Największym nieszczęściem jest to, że w Polsce prawo nie jest respektowane. Jeden z dyrektorów mówi mi, że kilku prawników dało mu wykładnię prawną. Ja pytam: wykładnię prawną do ustawy?! Przecież w ustawie wszystko jest czytelnie zapisane. Dyrektorzy wywiązują się z tego 4 × 400 zł brutto brutto, czyli pielęgniarka ma około 900 zł, ale jest też miesięczny dodatek do wynagrodzeń dla pielęgniarki i położnej, w szpitalu to 431 złotych, ale pracodawcy przeznaczają go na inne cele, bo nie sądzę, żeby oddawali do NFZ. Najczęściej odkładają na godziny nadliczbowe, nagrody jubileuszowe, odprawy emerytalne, a przecież tego nie wolno. Te środki mają być przeznaczone na pielęgniarki i położne, to jest pieniądz celowany. Nagrodę emerytalną czy jubileuszową ta osoba sobie wypracowała i powinna tę kwotę dostać z zasobów szpitala.

K.C.: Dyrektorzy mówią, że szpitale nie mają środków własnych.

L.K.: To dlaczego je rozbudowują, skoro nie mają środków własnych? Rozumiem, że Warszawa jest miastem bogatym i partycypuje w kosztach, ale w innych miejscach, skąd te środki? Nierzadko dyrektorzy próbują otwierać własne praktyki czy budować swoje zakłady. Jeśli zabierają środki przeznaczone dla pielęgniarek na inne cele, to je okradają.

K.C.: Czy zgodzi się Pani z tym, że różnicowanie zarobków między zawodami medycznymi prowadzi do wojny między nimi?

L.K.: Niestety, tak. Kiedyś pielęgniarki to, co wywalczyły, „przynosiły” wszystkim, a tu nagle tylko one dostały podwyżki i podniósł się krzyk. Dlaczego tak? Bo jesteśmy imiennym związkiem: Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. I powiedzieliśmy: „dość”. Każda grupa zawodowa może założyć swoje związki. „Solidarność” i OPZZ twierdzą, że mają pielęgniarki w swoich strukturach, a gdyby mogli to wyrwaliby to, co wywalczyłyśmy. Cały czas nas atakują. Było wiele ataków na prof. Zembalę, teraz są na ministra Szumowskiego. „Solidarność” nie chce nam tego wybaczyć.

K.C.: Prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych wystosował list otwarty do premiera, mówiąc, że szpitale nie dostały pieniędzy – będących skutkiem porozumienia tych grup z ministrem zdrowia – na podwyżki dla pielęgniarek i lekarzy.

L.K.: Niech prezes nie opowiada takich bzdur. Te pieniądze są celowane na każdą pielęgniarkę i przychodzą do każdego podmiotu na liczbę etatów. Przecież wiem, jak to wygląda! Prowadzona jest weryfikacja list zatrudnionych, nieważne czy pielęgniarka ma umowę o pracę, zlecenie, czy kontrakt. Ile osób było zatrudnionych, tyle pieniędzy placówka dostaje z NFZ. Gorzej jest, jeśli ktoś zostaje zatrudniony w okresie od weryfikacji do weryfikacji, wtedy rzeczywiście ta osoba musi czekać, aż będzie kolejna weryfikacja list, oczywiście pracodawca może dać jej wyższą kwotę ze środków własnych.

K.C.: Pracodawcy mówią, że nie mają środków własnych.

L.K.: Jak pracuję ponad trzydzieści lat, to nigdy nie słyszałam, żeby pracodawcy powiedzieli: słuchajcie, mamy środki, proszę bardzo, podzielmy te pieniądze. Pracodawcy nigdy nie byli przychylni pracownikom. Budowało się placówki, rozbudowywało, kupowało sprzęt, który stał niewykorzystany w magazynach. Nie słyszałam, żeby pracodawcy dali podwyżki z dobrej woli.

K.C.: Prezes Zarządu Związku Powiatów Polskich powołuje się na ich ankietę: „Na 100 szpitali, tylko 10 nie wykazało straty finansowej”.

L.K.: Może potrzebujemy mniej ordynatorów? A może trzeba zlikwidować te niewykorzystane łóżka, między innymi w szpitalach powiatowych? Oni nie są otwarci na zmiany. Niedawno na sejmowej Komisji Zdrowia była argumentacja, że jeśli zlikwidują łóżka, to nie będą mieli pieniędzy, ale Fundusz przecież nie płaci za łóżka. Samorządy terytorialne też boją się likwidować szpitale, czasami w powiecie mamy jeden, dwa, trzy szpitale. W Polsce są też szpitale jednooddziałowe, bo taki jest układ polityczny.

K.C.: Co jeszcze dzieje się na posiedzeniach sejmowej Komisji Zdrowia?

L.K.: To jest nie do opowiedzenia. Niezależnie, która opcja rządzi, opozycja jest zawsze przeciw koalicji. Głosowania są już określone, wiadomo, które poprawki przejdą, a które nie mają szans. Owszem, wygadać się można, ale żaden argument nie jest brany pod uwagę. Pamiętam, że kiedy ministrem był Bartosz Arłukowicz, to przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia zakazał zgłaszania poprawek. Napisaliśmy wtedy do marszałka sejmu, on wyraził zgodę, więc zgłaszaliśmy poprawki; posłowie i my, słuchano nas, ale zawsze głosowano tak, jak było wcześniej ustalone. Smutne i straszne.

K.C.: Proszę powiedzieć o Pani współpracy z innymi ministrami zdrowia: Mariusz Łapiński?

L.K.: Krótko był ministrem.

K.C.: Marek Balicki?

L.K.: Lubił z nami porozmawiać. Funkcjonował już Narodowy Fundusz Zdrowia, województwo mazowieckie miało dużo ubezpieczonych, a „ściana wschodnia” kulała, bo mieli mniej mieszkańców. Wprowadzono algorytm, zabrano nam pieniądze, a przecież w Warszawie mamy instytuty i leczymy najtrudniejsze przypadki. Być może minister został zmuszony przez posłów. Próbowaliśmy to odwrócić, zaprosiliśmy posłów na Wojewódzką Komisję Dialogu Społecznego, jeden po 15 minutach opuścił salę, a drugi… nawet nie wiem, w którym momencie wyszedł.

K.C.: Leszek Sikorski?

L.K.: Krótko był ministrem.

K.C.: Marian Czekański?

L.K.: Krótko był ministrem. Jedyny, który nie był lekarzem, tylko ekonomistą. Powiedział, że nie da się z lekarzami rozmawiać. On miał inne spojrzenie na system.

K.C.: Wojciech Rudnicki?

L.K.: Był siedem dni ministrem.

K.C.: Ewa Kopacz?

L.K.: Spotykaliśmy się. Przy niej rozpoczęliśmy pracę nad zmianą rozporządzenia o normach zatrudnienia, którego zresztą minister Arłukowicz nie podpisał. Podpisał zupełnie inną wersję, taką jaką chcieli pracodawcy, bo mieli większą siłę przebicia. To jest polityka.

K.C.: Konstanty Radziwiłł?

L.K.: Wprowadził ustawę o najniższym wynagrodzeniu pracowników medycznych, ale pielęgniarki zostały tą ustawą skrzywdzone. Wiemy, że licencjat jest wykształceniem wyższym, a w ustawie został zaszeregowany tak samo jak wynagrodzenie pielęgniarek po liceach medycznych bądź studium zawodowym. Zaś opiekun medyczny ma podobne wynagrodzenie jak pielęgniarka. Czekamy na jej nowelizację.

K.C.: Co było dla Pani porażką?

L.K.: Pamiętam styczeń 1999 roku, wtedy odbywała się pierwsza okupacja w Ministerstwie Zdrowia, ministrem był Wojciech Maksymowicz, zostało podpisane porozumienie, ale trzeba było walczyć, żeby je zrealizować. Koleżanki pielęgniarki wprowadziły pracodawców, którzy obiecywali, że wszystko pomogą rozwiązać. Przewodnicząca OZZPiP zdecydowała, że kończymy protest. Stracona szansa. Pamiętam też akcję, kiedy premierem był Jerzy Buzek, pozostaliśmy z małą grupą w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Nasza przewodnicząca podjęła decyzję, że rano wychodzimy, bo premier obiecał, że będziemy się spotykać w resorcie i rozwiążemy problemy. Wtedy było to zupełnie nieprzemyślane, należało pozostać dłużej, żeby wszystko podpisać z premierem. Wyprowadzono nas do Departamentu Pielęgniarek i Położnych i te rozmowy spełzły na niczym. Kolejna stracona szansa. Nie wierzymy już żadnym składanym obietnicom. Przecież nawet to, co mamy zapisane, musimy egzekwować.

K.C.: A co jest dla Pani największą satysfakcją?

L.K.: Jako związek zawodowy naprawdę wiele dla pielęgniarek w Polsce zrobiliśmy. Miałam bardzo trudny czas, kiedy mój syn chodził do siódmej klasy, byłam z bardzo liczną grupą pielęgniarek i położnych w ministerstwie. To była Wigilia i mój syn nie odebrał ode mnie żadnego telefonu, bo był obrażony, że nie ma mnie w domu. Bardzo to przeżywałam. Mąż mówił, że syn chciał, żebym wyszła na samą Wigilię i że w święta mogę znowu jechać do ministerstwa. A wiedziałam, że jak wyjdę z budynku, to już mnie nie wpuszczą, przecież wprowadziłam tam dużą grupę.

K.C.: Jakie dostała Pani odznaczenia?

L.K.: Srebrny Krzyż Zasługi przyznany przez prezydenta Kwaśniewskiego, Medal za Długoletnią Służbę, odznakę honorową Ministra Zdrowia „Za zasługi dla ochrony zdrowia”, Nagrodę Głównego Inspektora Pracy im. Haliny Krahelskiej i wyróżnienie „Pro Mazovia” Marszałka Województwa Mazowieckiego. Wiem, że Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych wnioskował o Złoty Krzyż Zasługi za całokształt działalności, ale prezydent Duda tego nie podpisał. Najważniejszym odznaczeniem dla mnie jako związkowca jest Złota Odznaka „Za zasługi dla Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych”.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Odpowiedzialność pielęgniarki za niewłaściwe podanie leku

Podjęcie przez pielęgniarkę czynności wykraczającej poza jej wiedzę i umiejętności zawodowe może być podstawą do podważenia jej należytej staranności oraz przesądzać o winie w przypadku wystąpienia szkody lub krzywdy u pacjenta.




bot