Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 34–42/2019
z 16 maja 2019 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Poniżani i poniżający

Krzysztof Boczek

Mało co tak rani człowieka jak pozbawianie go godności, zwłaszcza przy innych. Tymczasem od 3 do 4 proc. lekarzy lubi poniewierać kolegami po fachu.

– Cała moja historia pracy lekarza to poniżanie – mówi rezydentka (prosi o anonimowość) w dużym szpitalu w Polsce (prosi, by nie podawać miasta). Na jej oddziale profesor (ordynator) i znana postać w świecie medycyny – prawie codziennie pozbawia kogoś godności. I najwyraźniej czerpie z tego przyjemność.


BMI strachu

– Już podczas jednego z pierwszych obchodów profesor zrugał mnie od stóp do głów. Przy lekarzach, pielęgniarkach, pacjentach – wspomina rezydentka. O co poszło? Już nie pamięta.

Może było to: „Kobieto, co ty tutaj robisz?!”.
Może padło hasło: „Do niczego się nie nadajesz!”.
A może: „Chcesz pozabijać pacjentów?!”.

Wszystko wykrzyczane tonem nie znoszącym sprzeciwu. Ataków było tak wiele, że zlewają się w jedno. W codzienność. Zazwyczaj ofiarą jest świeżo przyjęta osoba. Najpierw profesor testuje, na ile może sobie pozwolić. Jeśli osoba jest słaba psychicznie, to pozwala sobie na dużo.

Wypytuje, wierci, szuka, drąży coraz głębiej, aż złapie lekarza na jakiejś niewiedzy. A gdy okaże się, że medyk nie wie, jaki jest np. poziom białka czy BMI u pacjenta, to się zaczyna spektakl.

Nic nie chroni przed poniżaniem. Nawet doskonali specjaliści z ponad 20-letnim doświadczeniem także słyszą czasami, że nic nie umieją. – Potrafi zbesztać także swojego zastępcę, człowieka z 30-letnim stażem, przy rezydentach, stażystach – twierdzi nasza rozmówczyni.

Polemika, obrona godności nie mają sensu – tylko szefa rozsierdza. Ludzie już się nauczyli, jak działać – nie reagować, nie odzywać się, by bluzg spokojnie spłynął. – Tak, panie profesorze. Nie, panie profesorze – to odpowiedzi, które skracają sceny poniżania.

– Boję się go. Jestem w tak dużym stresie, że często nie rejestruję, co mówi – opowiada rezydentka. On krzyczy – inaczej się do niej nie zwraca. Kiedyś przed zabiegiem, przy którym asystowała profesorowi, wzięła hydroksyzynę na uspokojenie. Nie ona jedna – inni z personelu też biorą czasem leki uspokajające, bo krzyczenie podczas zabiegu na wszystkich to standard. Niektórzy lądują u psychologów, inni – odreagowując w domu stres, rozwalają sobie związki. Zdarzały się kuriozalne historie, że rezydenci chowali się pod biurko, gdy słyszeli, że profesor idzie korytarzem. – Kiedy miałam minąć się z nim, to wchodziłam na nie swoją salę, wertowałam karty gorączkowe nie swoich pacjentów, aby tylko nie usłyszeć podchwytliwych pytań – opowiada rezydentka.

Teraz, gdy w zespole pojawia się nowa, młoda osoba, a szef upatrzy ją sobie na ofiarę, pozostali... oddychają z ulgą – to oznacza dla nich względny spokój. Na jakiś czas.

– To jest ewidentny mobbing. Czemu tego nie zgłosicie? – pytam.

Rezydentka: – Profesor jest w stanie sprawić, że nie zdam egzaminu specjalizacyjnego.

Mirosław Dudziński, psycholog, psychoterapeuta: – Poniżenie wywołuje duży stres. Jeśli ofiara nie zrobi żadnych kroków, by temu przeciwdziałać, to prowadzi to do przewlekłego stresu, stanów lękowych i może przerodzić się depresję albo, na przykład, w częstsze sięganie po kieliszek.


Historia jednego poniżenia

– Ktoś odbiera ci szacunek, więc ludzie mają poczucie lekceważenia, pogardy, krzywdy i zazwyczaj reagują na to chęcią... odwetu – twierdzi Dudziński. Bywa, że poszkodowani twardo walczą o wyrównanie rachunków.

Tego przykładem może być afera w bydgoskim „Bizielu”. Po odejściu szefa i wiceszefa SOR, pod koniec ub.r., dyrekcja zarządziła, że lekarze tamże mają pełnić dyżury na SOR i innym oddziale jednocześnie – brak było specjalistów na obsadzenie dyżurów. Przewodniczący zarządu związków OZZL regionu bydgoskiego, Bartosz Fiałek, próbował negocjować z dyrekcją Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela. Potem wysłał pisma do NFZ i Państwowej Inspekcji Pracy, Urzędu Wojewódzkiego i Ministerstwa Zdrowia, o „możliwych nieprawidłowości w organizacji pracy szpitala”. Gdy pojawiła się kontrola PIP-u, dyrektor ds. lecznictwa wezwał na dywanik tego związkowca-rezydenta.

– Pan się wpierd...a nie w to, co potrzeba. Teraz pan może sobie opisać i powiedzieć, a ja się zastanowię (…), jak panu ulżyć w specjalizacji (...) – beształ Fiałka dyrektor ds. lecznictwa Zbigniew Sobociński. Potem padło słynne już na całą Polskę zdanie „Wynoś się człowieku, a ja się zastanowię, jak cię zwolnić”. Dyrektor groził, że Fiałek nie będzie miał możliwości ukończenia specjalizacji w Bydgoszczy, będzie musiał wyjechać „do Wrocławia czy gdzieś”.

Groźby zostały nagłośnione na całą Polskę. Dyrektor wysłał pismo do przewodniczącego OZZL, przekonując, że jego konflikt z Fiałkiem jest „rzekomy”. Szpital opublikował oświadczenie, w którym opisał, jak dr Sobociński przeprosił rezydenta, co – zdaniem dyrekcji szpitala – kończy sprawę. „Niestety, dalsze działania Pana Przewodniczącego, których motywy pozostają dla szpitala nieznane, powodują dalszą eskalację i nagłośnienie konfliktu” – pisało kierownictwo „Biziela”. – Nikt nie wnioskował o przeprosiny. Chciałem, aby dyrektor pisemnie wycofał się z gróźb i bezpodstawnych zarzutów wobec mnie – tłumaczy nam Fiałek. Tego nie otrzymał.

OZZL publikowało nagranie rozmowy z ww. cytatami i stanęło murem za Fiałkiem. „Mówimy NIE poniżaniu lekarzy i pacjentów! Wspieramy Bartka!” – takie hasła pojawiły się na billboardach na terenie Bydgoszczy. Portale zaczęły opisywać kolejne odsłony wydarzeń. W związku z groźbami, Bartosz Fiałek skierował zawiadomienie do prokuratury, a do Bydgoskiej Izby Lekarskiej wysłał pismo o poniżaniu. – Przypominamy, że zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarskiej, lekarze powinni okazywać sobie wzajemny szacunek (...) – oświadczenie ORL nie brzmi jak krytyka dyrektora. Rada ordynatorów „Biziela” wsparła dyrekcję szpitala. W liście napisali, iż nagłaśnianie konfliktu wewnętrznego placówki jest „niecelowe” i „szkodzące”.

Pod koniec lutego do OZZL trafił list 200 „szarych pracowników” pozamedycznych z „Biziela”. Krytykowali nagłaśnianie „wewnętrznego konfliktu” i samego Fiałka. Bronili dyrekcji. – To kolejny element próby złamania mnie i wywołania efektu mrożącego. Pachnie Bareją – komentuje to Fiałek. 25 lutego br. dyrekcja usunęła go z grafiku dyżurów na SOR na marzec. – Zabrali mi ok. 50 proc. moich miesięcznych dochodów, bo było za późno, bym znalazł sobie dyżury gdzieś indziej – tłumaczy nam rezydent. Ujawnił, że od nagłośnienia sprawy jest dyskredytowany w szpitalu. – Oczernianie, pomawianie jest teraz na porządku dziennym. Nagonkę stworzono też w intranecie szpitalnym – twierdzi Fiałek.

To nie spodobało się lekarzom w Polsce. Dzień po pozbawieniu Fiałka dyżurów, w Internecie zaczęło się zbieranie podpisów pod listem w jego obronie. Po tygodniu, na początku marca, list poparcia miał 1,3 tys. podpisów lekarzy. „Nie jesteśmy niewolnikami dyrektorów. Szpitale nie są ich prywatnymi folwarkami. Nie zgadzamy się na mobbing, zastraszanie i groźby pod adresem żadnego z pracowników ochrony zdrowia” – podpisane osoby jasno pokazywały, że znają problem poniżania w miejscu pracy.
Sprawę opisywały już nie tylko gazety, portale, ale także telewizje. To apogeum.

Kilka dni później nabrzmiały balon emocji zostaje wreszcie przekłuty – dyrekcja szpitala nagle oświadcza, iż dr Sobociński „zostaje zwolniony z obowiązku świadczenia pracy na sprawowanym stanowisku”. Media piszą o „finale sprawy”. – Decyzję przyjmuję ze zrozumieniem. Mam nadzieję na nowy rozdział we współpracy pomiędzy organizacją związkową i pracodawcą – odpisuje nam Fiałek. Poniżenie wywołało więc kilkumiesięczny kryzys, w który zaangażowało się tysiące osób.


Drewniane ręce chirurga

Spraw, w których poniżanie wygenerowało u ofiar wielką siłę do walki o godność jest więcej, przy czym nie są tak znane. Te najbardziej nabrzmiałe, w których ofiary są zdeterminowane, znajdują swój finał aż w Naczelnym Sądzie Lekarskim. – Od czasu do czasu trafiają do nas takie skargi. Najczęściej dochodzi do rażących uchybień ze strony przełożonych, dyrektorów. Ich zachowanie jest niezgodne m.in. z art. 53 Kodeksu Etyki Lekarskiej – twierdzi dr Grzegorz Wrona, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Naczelnej Izbie Lekarskiej. Artykuł 53 mówi iż „(...) Lekarze pełniący funkcje kierownicze powinni traktować swoich pracowników zgodnie z zasadami etyki (...)”. W grę wchodzi także art. 52 o dyskredytacji: „Lekarze powinni okazywać sobie wzajemny szacunek (...)”. Z kolei art. 70. kodeksu precyzuje: „Zadania, jakie spełnia lekarz, dają mu podstawę do żądania ochrony jego godności osobistej (...)”. O „godności” w kodeksie jest w kilku miejscach.

Grzegorz Wrona precyzuje, iż w sprawach, które trafiają do Naczelnego Sądu Lekarskiego chodzi głównie o uwłaczające, obraźliwe wypowiedzi, zwłaszcza w obecności innych lekarzy, pielęgniarek, rzadziej pacjentów. W pamięci utkwiła mu sprawa, w której dyrektor, w obecności pacjentów, zarzucił chirurgowi, że ten ma „drewniane ręce”. Sąd lekarski ukarał sprawcę, ale Sąd Najwyższy uchylił tę decyzje. – Bo to nie było wypowiadane publicznie, a w stosunku do kilku rodzin, za każdym razem odrębnie – tłumaczy rzecznik. Czasem batalia toczy się o zdania, które brzmią jak zarzuty np. „jeszcze raz mógłbyś postudiować medycynę” albo „niedouczony lekarz”, lub nawiązania do wyglądu lekarek, o mocno seksualnym podtekście. – Sprawy są niesłychanie drażliwe dla obu stron – i tego lekarza, którzy był poniżany i tego, który to robił. Bardzo trudne do mediacji – twierdzi Grzegorz Wrona. Nic dziwnego – to walka o honor.

Często pozywane są osoby o dużym autorytecie i pozycji w środowisku naukowym: profesorzy, samodzielni pracownicy. I to sprawy, które sprawiają NSL największe trudności – trudno w nich wyrokować. – W grę wchodzą niuanse, które dane środowisko potrafi odczytać, ale wyrażone są tak, by oszukać granice, których nie można przekroczyć – tłumaczy naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej.

Kary w sprawach o poniżanie to zazwyczaj upomnienia i nagany.


Biali niewolnicy

Większość z lekarzy, z którymi rozmawialiśmy, nie przypomina sobie sytuacji, w której zostaliby ostatnio poniżeni. – Ja sobie na to nie pozwalam – mówi Anna, młoda rezydentka z Poznania, prosząca o anonimowość. Wspomina, jak to ordynator chciał ją poniżyć, przypisując jej niewykonanie jakichś zadań na dyżurze, które należały do... jego obowiązków. – Od razu powiedziałam ostro, że to nie mój zakres. Odpuścił – opisuje Anna.

Za to wielu doktorów odczuło na własnej skórze próby poniżania przez pacjentów. – Ostatnio, gdy badałam chorego, do gabinetu wpadła rodzina z osobą, która cierpiała na zatwardzenie od miesiąca. Krzyczeli, że jestem na ich usługi i mam natychmiast wykonać badanie – relacjonuje Anna.

Jest i dokładnie na odwrót – to lekarzom zdarza się poniżać pacjentów, to bardzo łatwy cel. Bo chorobę często interpretują jako swoją wadę, a wizyta w szpitalu czy gabinecie – środowiskach dla nich obcych – wymagająca często fizycznego odkrycia się, pozbawia ich poczucia pewności. Dudziński tłumaczy to tym, że siła stresu przy poniżaniu jest tak duża, że złość, która się pojawia może prowadzić do „wyrównywania krzywd”, ale na osobach słabszych. – System kaskadowego dziobania, jak „fala” w wojsku, to poniżanie niższych rangą, by odzyskać poczucie sprawczości i odreagować własne napięcia. Odzyskać honor – opisuje ten psychoterapeuta.

Nasi rozmówcy twierdzą, że obecnie medycy są poniżani znacznie rzadziej niż kilkanaście lat temu. Renata, obecnie lekarz z podwójną specjalizacją, wspomina szefa w jej szpitalu, który – gdy była na rezydenturze – najpierw w nią inwestował. Wysyłał na wszystkie możliwe kursy, tylko jej wśród rezydentów pozwalał na ryzykowne zabiegi. Pani Renata zaszła w ciążę bliźniaczą i z dnia na dzień musiała pójść na zwolnienie. Szef się wściekł. Na zebraniach potrafił mówić o swojej niedawnej ulubienicy, że „wody płodowe uszkodziły jej mózg”. Kazał opróżnić jej szafkę pracowniczą i jednego z lekarzy wysłał po klucze do niej – mimo iż p. Renata jeszcze długo była pracownikiem. – Te zachowania były dla mnie bardzo upokarzające – wspomina. Gdy po wychowawczym wróciła do pracy, ze względu na dwoje małych dzieci brała tylko trzy dyżury miesięcznie, choć nie musiała żadnego. – Chce pani skończyć tutaj specjalizację? Nie musi pani pracować w tym szpitalu – powiedział do niej szef. Ponownie poczuła się poniżona. Na rocznej ocenie obniżono jej oceny za dyspozycyjność i zaangażowanie w pracy oddziału.

Inny z profesorów chirurgii jednego ze szpitali w Lublinie rezydentów nazywał „białymi niewolnikami”. – Ludzie bali się przy nim nawet podnieść głowę, odezwać – opowiada obecnie już lekarka ze stażem. Poniżanie rodziło efekt „fali”, jak w wojsku. Jeden ze starszych asystentów na chirurgii potrafił w trakcie dyżuru poświęcić kilkanaście minut, by przejść na inny oddział, na innym piętrze i tam znaleźć rezydenta. Tylko po to, by wysłać go tam, skąd sam przyszedł, aby wypisał jakiś lek. Asystent mógł to sam zrobić w 30 sekund, ale wolał w ten sposób pokazać, kto tu rządzi.


Nietykalni celebryci

Chłopcu w mózgu zbierał się płyn, wymiotował i odczuwał skrajne bóle głowy. Podczas tego nocnego dyżuru pielęgniarka wezwała przez pager rezydenta, który spał w szpitalu na dyżurze. Uspokoił ją, by się nie martwić. Sytuacja nie poprawiała się, więc po godzinie ponownie zadzwoniła. – Pani nawet nie wie, na co zwracać uwagę, nie jest pani lekarzem – arogancko odburknął tym razem. Na kolejne jej wezwanie już nie zareagował. Pielęgniarka wezwała lekarza dyżurującego w domu pod telefonem. Chłopiec natychmiast trafił na salę operacyjną. – Dziecko mogło umrzeć, a rezydent potraktował mnie jak szkodnika, który dzwoni do niego niepotrzebnie w środku nocy – mówiła dla „New York Timesa” pani Silverthorn. Podobnych sytuacji jak ta, ta pielęgniarka miała już wiele. NYT wielokrotnie opisywał poniżanie w szpitalach USA.

Na Zachodzie to zjawisko do niedawna było na tyle popularne w środowisku medycznym, że stało się tematem prac badawczych. W Wlk. Brytanii, jeszcze na początku wieku, studenci medycyny byli notorycznie zastraszani i poniżani przed pacjentami przez starszych lekarzy, głównie płci męskiej – pisał o tym w 2004 r. „British Medical Journal”. Badacze z King’s College London i Brunel University stwierdzili, iż prawie 60 proc. pytanych studentów medycyny przeżyło sytuacje, w których na oczach innych byli pozbawiani godności. – Nie będzie miejsca na poniżanie (...) w szkołach medycznych XXI wieku – po badaniach zapowiadał wówczas dr Peter Dangerfield, szef Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego. Co ciekawe, w części brytyjskiego świata medycznego panowało wówczas przeświadczenie, że studenci medycyny lepiej się uczą, gdy są... przestraszeni.

Pielęgniarki w USA – inna z poniżanych grup – są przed pacjentami obrażane, a lekarze pomniejszają ich rolę w leczeniu. W badaniach twierdziły, że „czują się jak koniec łańcucha pokarmowego”. Aż 1/3 z pytanych znała koleżankę po fachu, która odeszła z miejsca pracy z powodu lekarza, który nią pomiatał.
Naukowcy wyliczyli, że doktorów, którzy lubią poniżać, krzyczeć na innych jest w USA 3–4 proc. Dominują wśród nich wysokiej klasy specjaliści z neurochirurgii, ortopedii i kardiologii.

Z czego wynikają takie patologiczne zachowania? Źródeł jest kilka. Odpowiada za to intensywne i trudne szkolenie z wysokim poziomem stresu, a także elementami obrażania i poniżania, jakie przeszli owi specjaliści. Po drugie – są to często osoby o znanych nazwiskach, które przyciągają pacjentów do szpitala, dlatego w placówkach wytwarza się tolerancja dla takich zachowań celebryty. To poczucie nietykalności, stania ponad wszystkimi, jest wekslem in blanco do poniżania innych.


Wstyd i kasa

Już w 2008 r. w badaniach Institute for Safe Medication Practices pytani medycy przyznali, że w poprzednich 5 latach takich zachowań poniżania widzieli mniej niż wcześniej. Zjawisko w USA maleje. Bo placówki medyczne muszą ponosić ogromne koszty procesów w sprawach mobbingu – tym jest poniżanie. Lekarze przyłapani na tym są wysyłani na szkolenia zarządzania swoim gniewem albo... wylatują z pracy.
Jedno źródło stresu zmniejsza się, ale jego miejsce zajmuje nowe – z badań w 2015 r. w USA wynika, że wśród pozwanych lekarzy, aż 20 proc. interpretuje to doświadczenie jako... „poniżające”.



Błędy ze strachu

Z badań przeprowadzonych w latach 2004–2007 w 102 szpitalach non profit w USA wynika, że aż 67 proc. członków medycznego personelu uważa, iż istnieje związek między takim niszczącym, poniżającym innych aroganckim zachowaniem lekarzy, a błędami medycznymi. 18 proc. pytanych znała takie konkretne przypadki. Wytłumaczenie jest proste – silny stres zakłóca zdolność logicznego myślenia i działania. Institute for Safe Medication Practices wykrył, że 40 proc. personelu szpitali było przynajmniej raz tak zahukane i zastraszone przez poniżające zachowanie lekarza, że nie ośmielili się wypowiedzieć głośno swoich obaw, co do poprawności zaleceń leczenia, które ich zdaniem były niewłaściwe. Siedem proc. pytanych przyznało, że z tego powodu popełniło błąd medyczny. Jedna z badanych wspomniała o rezydencie w szpitalu na Uniwersytecie Kalifornii, który zauważył problem z paskiem monitorującym płód u kobiety w ciąży. Nie zadzwonił do nikogo, bo bał się kontaktu z lekarzem dyżurnym, którzy słynął z pomiatania rezydentami. Dziecko zmarło.
– Stres odbija się nie tylko na samopoczuciu osoby, ale także jej efektywności w pracy. Osoba poniżona ma niższą skuteczność poznawczą i otwartość emocjonalną na innych – tłumaczy Mirosław Dudziński, psycholog, psychoterapeuta.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".




bot