Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 26–33/2017
z 13 kwietnia 2017 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Terapeutyczna obecność

Małgorzata Solecka

Matka umierającego ośmiolatka wypędzona przez bezduszny personel ze szpitala, zmuszona do spania w samochodzie! Zdarzenie z Lublina, do którego doszło na początku marca, długo utrzymywało się na czołówkach portali i tabloidów. I choć temat nieco przycichł, nie można mieć wątpliwości, że wróci. Bo choć sensacyjny ton jest nie na miejscu, problem obecności rodziców na oddziałach pediatrycznych będzie narastał.

Matka wyproszona ze szpitala! Będziecie się smażyć w piekle! – 9 marca o sytuacji pani Anny, mamy chorego na nowotwór ośmioletniego Mateusza, alarmowała na Facebooku ludzi dobrej woli jedna z aktywistek nieformalnego ruchu Stop Przemocy w Służbie Zdrowia. Ludzie dobrej woli i tym razem nie zawiedli, bo w kierunku pracujących na OIT Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego popłynął strumień wyzwisk, niekiedy bardzo niecenzuralnych.

„Na jednym z oddziałów intensywnej terapii w Lublinie w tej chwili odchodzi dziecko. Może nie dożyć jutra, bo jego stan pogarsza się z minuty na minutę. Za 20 min każą matce opuścić oddział i wrócić jutro w południe! A jak już nie będzie do kogo, ani do czego? To dziecko i matka mają tylko siebie. I to dziecko ma umierać w samotności, bo w Polsce panują PRL-owskie przepisy sanitarne!” – to jeden z wpisów, które cytowały media. Matka Mateusza jednemu z lokalnych portali relacjonowała swoją rozmowę z lekarką, która kazała jej opuścić oddział. „Wyjaśniła mi, że tutaj jest ileś tam dzieci. Ja mówię: no dobrze, są dzieci, ale może mojemu dziecku zostało parę godzin życia. »Nie może tak pani do tego podchodzić, my mamy swój regulamin« odparła pani doktor”.

Musiało minąć kilkadziesiąt godzin, by szpital oświadczył, że nastąpiło „nieporozumienie”. Że mama Mateusza nie została wyproszona ze szpitala, tylko wskazano jej miejsce w szpitalu, blisko oddziału, czyli kącik wypoczynkowy z kanapami i pufami. Dziecko zaś, choć w stanie ciężkim, nie było w agonii. Rzeczywiście – chłopiec umarł jedenaście dni później. Patrząc obiektywnie, lekarze właściwie ocenili stan dziecka. Niewłaściwie – emocje, jakie zawsze towarzyszą rodzicom, których dziecko nie tylko trafia na oddział intensywnej terapii, ale w dodatku jego stan „nie rokuje” oraz fatalny, społeczny odbiór zamieszania wywołanego błędami w komunikacji.

Pytam doświadczonego anestezjologa (nie chce rozmawiać pod nazwiskiem) o to, gdzie popełniono błąd. Zasłania się nieznajomością przypadku, ale gdy słyszy, że u chłopca najprawdopodobniej doszło do obumarcia mózgu, zastanawia się, czy w ogóle konieczna była jego obecność na oddziale intensywnej terapii. – Jest taki moment, w którym zdecydowanie korzystniej jest zapewnić godne warunki do odejścia wśród bliskich – mówi zastrzegając, że każdy przypadek jest inny.
Pytam, czy rodzice, w tym przypadku matka, może spędzić kilkanaście dni przy łóżku dziecka na intensywnej terapii? – W polskich warunkach jest to chyba w większości szpitali niemożliwe ze względów sanitarnych. To nie są „bzdurne przepisy”. Chodzi o higienę, o możliwość wzięcia prysznica, zmiany ubrania. Bakterie stanowią realne zagrożenie dla pacjentów, to nie jest wymysł lekarzy. O to, że rodzic musi gdzieś spać, bo nie może „wisieć” i drzemać przy łóżku dziecka w sali, gdzie jest sześć czy osiem stanowisk – wylicza lekarz. I dodaje, że wbrew pozorom nie tylko w Polsce OIT-y mają swoje wewnętrzne regulaminy i ograniczają obecność osób postronnych na oddziałach a także dość rygorystycznie traktują kwestie higieny. Przyznaje jednocześnie, że w Stanach Zjednoczonych i części krajów Europy Zachodniej rodzice nie mają – w większości szpitali – statusu „odwiedzających”. Że są traktowani w sposób szczególny, mają prawo do całodobowej obecności przy dziecku, łącznie z procedurami inwazyjnymi – na przykład reanimacji czy resuscytacji.

– Tylko w Polsce rodzice są traktowani jak intruzi! – przywołują przykłady z USA, Wielkiej Brytanii czy Danii ci, którzy żądają otwarcia OIT-ów, uznając regulaminy i obostrzenia w dostępie do nich za przeżytek rodem z PRL.


Włosi chcą się zmieniać

To jednak nieprawda. Idea otwartych pediatrycznych oddziałów intensywnej opieki jest stosunkowo nowa. Badania dotyczące korzyści płynących z otwarcia tych oddziałów liczą sobie co najwyżej dwadzieścia lat. Na szerszą skalę w USA, Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy Północno-Zachodniej oddziały zostały otworzone na początku XXI wieku. W dodatku – ten proces w krajach, w których na opiekę medyczną wydaje się wielokrotnie więcej pieniędzy niż w Polsce, jeszcze się nie zakończył. Między innymi dlatego, że by oddział intensywnej terapii mógł zostać otwarty, najczęściej musi zostać gruntownie przebudowany i wyremontowany. A przecież większość polskich szpitali została wybudowana lub zaprojektowana w czasach, w których nikt nie myślał o problemie obecności czy nieobecności rodziców przy dziecku.

O tym, że otwieranie OIT-ów nie jest jednorazową decyzją, ale wieloletnim procesem, świadczą badania, jakie zostały przeprowadzone przez Paediatric Nursing Associations of Europe dokładnie trzy lata temu. Ankietę dotyczącą obecności rodziców na oddziałach pediatrycznych i pediatrycznych oddziałach intensywnej terapii oraz oddziałach neonatologicznych (w tym opieki intensywnej) wypełniło 18 krajów (Polska – nie).

Wszystkie kraje zadeklarowały, że umożliwiają stałą obecność rodziców na oddziałach pediatrycznych. To, że nie była to wyłącznie deklaracja woli, potwierdziły pytania szczegółowe – oddziały pediatryczne niemal we wszystkich krajach (17/18) zapewniają rodzicom łóżka lub rozkładane fotele na oddziałach, umożliwiając tym samym faktyczną obecność przy dziecku. Jeśli chodzi o oddziały opieki intensywnej, łóżka czy fotele zapewnione są tylko w 12 na 18 krajów. Jeszcze większa dysproporcja między zwykłymi oddziałami pediatrycznymi a oddziałami opieki intensywnej zachodzi przy pytaniu o pojedyncze pokoje – 11 krajów zapewnia takie w zwykłych oddziałach pediatrycznych, w oddziałach intensywnej opieki – połowa mniej.

A jak wyglądają ograniczenia w dostępie do oddziałów intensywnej opieki? W badaniu wzięły udział kraje, które mają się czym w tym zakresie pochwalić, choć na przykład Włochy przyznały, że rodzice pacjentów hospitalizowanych na oddziałach intensywnej opieki pediatrycznej mają dostęp do dzieci tylko w ciągu dnia. Według badań, przeprowadzonych w 2010 roku przez Alberto Gianniniego i Guido Miccinesiego tylko 12 proc. oddziałów intensywnej opieki pediatrycznej w tym kraju umożliwiało rodzicom całodobową obecność przy dziecku. Jeśli chodzi o średnią, to oddziały umożliwiały rodzicom obecność przez 5 godzin na dobę, czas pozostałych odwiedzających był ograniczony do 2 godzin. Niemal 60 proc. oddziałów nie umożliwiało stałej obecności rodziców przy dziecku również w ciągu dnia. Zdarzały się także przypadki, że oddziały nie odstępowały od swoich regulaminów nawet w przypadku agonii pacjenta. Bardzo restrykcyjnie obecność rodziców była traktowana na oddziałach kardiochirurgii dziecięcej – niemal wszystkie oddziały zabraniały rodzicom obecności przy procedurach inwazyjnych. Ale żeby oddać sprawiedliwość – w tym samym badaniu stwierdzono, że niemal połowa pediatrycznych oddziałów intensywnej opieki rozpoczęła proces zmian w zakresie polityki odwiedzin, zaś trzy na cztery poprawiły swoją politykę informacyjną (materiały dla rodzin pacjentów) oraz komunikacyjną (możliwość uzyskania telefonicznej informacji na temat stanu pacjenta).


Jak to robią Anglosasi?

W dyskusję na temat zamykania OIT-ów dla rodziców włączyła się m.in. mama chorej na EB Zuzi Machety, która rok temu przeszła w amerykańskiej klinice przeszczep szpiku z komórkami macierzystymi. Pani Sylwia szczegółowo opisała swoje doświadczenia z dwukrotnego pobytu na oddziale intensywnej opieki (u Zuzi wystąpiły komplikacje po przeszczepie), podkreślając, że w USA rodzice traktowani są po partnersku, nawet w najtrudniejszych momentach, gdy lekarze i pielęgniarki walczą o życie chorego dziecka. A może zwłaszcza wtedy.

Tylko że… terapia Zuzi w USA kosztowała 1,5 mln dolarów. Dziewczynką, która na oddziale opieki intensywnej przebywała w pojedynczym pokoju, opiekowała się jedna, a nawet dwie pielęgniarki. Analizując różnice w traktowaniu pacjenta nie da się uciec od różnic w poziomie finansowania świadczeń i, co za tym idzie, warunkach pracy personelu medycznego.
W materiałach informacyjnych, jakie amerykańskie szpitale udostępniają na swoich stronach, można przeczytać m.in.: „Nie myślimy o rodzicach i opiekunach jako o odwiedzających, ale jako o części zespołu opiekującego się zdrowiem dziecka” (Vanderbilt Children’s Hospital). Na podstawie licznych badań i obserwacji, przeprowadzonych za oceanem, stwierdzono że obecność bliskich (rodziców, ale w miarę możliwości również dziadków i rodzeństwa) zwiększa szanse dziecka na szybsze wyjście z kryzysu zdrowotnego. Że u dzieci wyrównują się parametry życiowe, nie potrzeba stosowania dużej ilości leków przeciwbólowych czy uspokajających. Stąd znacząca część placówek w USA umożliwia rodzicom (lub jednemu z rodziców) stałą obecność przy dziecku i zaprasza również innych odwiedzających (choć pod pewnymi warunkami, na przykład dzieci muszą mieć udokumentowane wszystkie szczepienia). Ograniczenia w dostępie do oddziałów intensywnej opieki są najczęściej związane z sezonem zachorowań na grypę – odwiedzający muszą przedstawić zaświadczenie o szczepieniu lub w ogóle (nawet zaszczepieni) nie są dopuszczani do pacjentów (poza rodzicami). W dodatku Amerykanie wzięli pod lupę nie tylko dobrostan dziecka, poddawanego intensywnej terapii, ale również jego bliskich. I zdefiniowali syndrom urazowy, któremu należy zapobiegać. Podobne badania były prowadzone w Polsce (Lublin), ale głównym wnioskiem z nich płynącym była konieczność zapewnienia rodzicom pomocy psychologicznej.

Jednak nawet w USA całodobowa obecność rodziców przy dziecku nie jest bezwzględnie obowiązującą normą. – Są szpitale, które ją rodzicom umożliwiają, są i takie, które tego nie robią. Jeśli szpital zezwala rodzicom na spędzenie nocy przy dziecku, decyzja czy zostać w pokoju twojego dziecka należy do ciebie – radzi amerykański portal Kidshealth.org, poświęcony poradom zdrowotnym.

Również w Wielkiej Brytanii część szpitali nie daje możliwości całodobowego przebywania przy dziecku. Rodzice mają prawo wejść na oddział o każdej porze dnia i nocy, nie mogą jednak na tym oddziale – czy to przy łóżku dziecka, czy w specjalnym pokoju rodzicielskim – nocować. Tak jest na przykład w Cambridge University Hospital, który zapewnia rodzicom możliwość zakwaterowania nieopodal szpitala, nie umożliwia jednak nocowania ani przy łóżku dziecka, ani nawet na terenie szpitala. St George’s Hospital oferuje rodzicom możliwość korzystania z dwóch pokojów rodzicielskich, a także z zakwaterowania w Ronald McDonald House (są to hotele prowadzone przez fundację, w których mogą się zatrzymywać rodziny hospitalizowanych dzieci).

Taką możliwość oferuje również Oxford University Hospital, który daje też rodzicom możliwość korzystania z sof i kanap w ramach oddziału intensywnej opieki. Jednocześnie w materiałach informacyjnych szpital przypomina, że połowę z 30 mln funtów kosztów, jakie ponosi szpital, pokrywają instytucje charytatywne (nie NHS!). I właśnie dzięki donacjom sponsorów możliwe są wszelkiego rodzaju ułatwienia dla pacjentów i ich rodzin – takie choćby jak pokoje dla rodziców.


Wracamy na ziemię,
czyli jesteśmy w Polsce


Lubelskim przypadkiem zajął się Rzecznik Praw Pacjenta, który przypomniał, że „osoba wykonująca zawód medyczny udzielająca świadczeń zdrowotnych pacjentowi może odmówić obecności osoby bliskiej przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych, w przypadku istnienia prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta. Odmowę odnotowuje się w dokumentacji medycznej. Rodzice pozbawieni możliwości obecności przy dziecku mogą domagać się wyjaśnień od personelu medycznego, jak i od dyrekcji szpitala. Personel nie może ograniczać tych praw dla własnej wygody, czy według własnego uznania, tym samym nadużywając np. kryterium bezpieczeństwa zdrowotnego pacjentów”.

Również Ministerstwo Zdrowia przypomina, że zgodnie z art. 33 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta „pacjent przebywający w podmiocie leczniczym wykonującym działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne w rozumieniu przepisów o działalności leczniczej ma prawo do kontaktu osobistego, telefonicznego lub korespondencyjnego z innymi osobami”. Co więcej, art. 34 ustawy daje pacjentowi prawo do dodatkowej opieki pielęgnacyjnej, która nie polega na udzielaniu świadczeń zdrowotnych. – Prawo to ma szczególne znaczenie w sytuacji, gdy pacjentem jest dziecko – przyznaje resort zdrowia w odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. Jednak następne zdanie nie pozostawia wątpliwości, że w Lublinie nie doszło – z punktu widzenia resortu zdrowia, ale też z punktu widzenia przepisów – do żadnego złamania prawa. „Zgodnie z art. 5 ustawy kierownik podmiotu udzielającego świadczeń zdrowotnych lub upoważniony przez niego lekarz może ograniczyć korzystanie z praw pacjenta w przypadku wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów, a w przypadku prawa do kontaktu osobistego, telefonicznego lub korespondencyjnego z innymi osobami – także ze względu na możliwości organizacyjne podmiotu”.

Resort zdrowia, pytany o przestrzeganie przez polskie placówki Europejskiej Karty Praw Dziecka w Szpitalu (często przywoływanej w sprawie lubelskiej) przypomina, że została ona przyjęta podczas konferencji European Association for Children in Hospital, organizacji skupiającej podmioty pozarządowe, które zajmują się promocją praw małoletnich pacjentów. „Organizacja ta nie ma charakteru prawnomiędzynarodowego, więc dokumenty opracowywane przez nią nie stanowią żadnej formy prawa międzynarodowego. Kartę należy więc traktować jako zbiór dobrych praktyk i rekomendacji opracowanych przez organizacje pozarządowe”. Polska ma własną Kartę Praw Dziecka-Pacjenta, która uwzględnia zapisy ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Zapisy w niej zawarte przypominają, że dziecko ma zarówno prawo do właściwego leczenia, jak i opieki.

Oczywiście, z uwzględnieniem możliwości organizacyjnych podmiotu.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.




bot