Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 51–66/2016
z 7 lipca 2016 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Nietypowe objawy niezadowolenia

Krzysztof Boczek

Manifestacje niezadowolenia u lekarzy bywają pomysłowe, masowe i... śmiertelnie poważne. Zdarza się, że stają się nawet istotnymi elementami rewolucji.

W lutym ub.r. w Kanadzie – w stanie Ontario – szefowie Medycznego Stowarzyszenia poprosili swoich członków o nietypowy protest. Przy każdym wchodzącym do gabinetu pacjencie lekarze pierwszego kontaktu ustawiali minutnik z alarmem ustawionym na 5 minut. Specjaliści z bardziej czasochłonnych i lepiej opłacanych dziedzin medycyny, na 10 i 25 minut. Gdy po upływie czasu włączał się alarm, medycy obwieszczali pacjentom, że właśnie rząd skończył płacić im za ich wizytę. Dalej prowadzili badanie, jeśli wymagała tego sytuacja, ale chcieli w ten sposób pokazać ludziom, jakim dusigroszem jest rząd. Według medyków, płaci tylko 47 proc. tego, co powinien. Tymczasem z danych Ministerstwa Zdrowia tego kraju wynika, że przeciętny lekarz w Ontario inkasuje rocznie... 360 tys. dol. kanadyjskich, czyli ponad milion zł! To oznacza, że są oni jednymi z najlepiej wynagradzanych medyków na świecie. W ciągu ostatnich 10 lat płace doktorów w Ontario wzrosły aż o 60 procent.

Impulsem do protestu była planowana przez rząd obniżka płac budżetówki o 2,6 proc., przy czym lekarzom zaoferowano mniejsze cięcia, na poziomie 1,3 procent. Zamiast przeciętnie 360 tys. dol. zarabialiby więc 355 tysięcy.
Protesty ciągnęły się do kwietnia br. Fala manifestacji niezadowolenia medyków z Ontario przetoczyła się przez media społecznościowe, a w styczniu br. przybrała standardową formę – ulicznego machania transparentami przed siedzibami politycznych decydentów. Obecnie w stanie Ontario pracuje ok. tysiąca lekarzy.


Wojna totalna

Prawdopodobnie najbardziej masywne protesty uliczne w historii medycyny, przeprowadzili lekarze w Korei Południowej, w latach 1999–2001. Z ok. 70 tys. medyków, aż 30 tys. wyszło na ulice w listopadzie 1999 r., by okazać swój sprzeciw wobec planów rządu. Kolejna demonstracja przyciągnęła jeszcze więcej, bo aż 35 tys. lekarzy. Skala zaskoczyła społeczeństwo i rząd. A ten planował dwie istotnie zmiany: 1. Zabronić lekarzom przyjmowania pieniędzy od firm farmaceutycznych za przepisywanie konkretnych leków – dotychczas to było dla nich istotne źródło funduszy; 2. Zakazać farmaceutom udzielania porad medycznych – do tamtej chwili robili to w nieskomplikowanych przypadkach popularnych chorób i także wypisywali recepty. W przypadku prostych problemów zdrowotnych pacjenci nie musieli więc chodzić do dwóch specjalistów.
Gdy masowe demonstracje lekarzy nie dały efektów, ci zaczęli strajkować. Pierwszy raz – w kwietniu 2000 r. – strajk trwał 3 dni. Tego samego roku w lipcu, już tydzień. I wzięły w nim udział wszystkie szpitale i kliniki. Działało tylko pogotowie i intensywna terapia. W kraju zapanował chaos. System ochrony zdrowia został sparaliżowany, bo w strajku wzięli udział także rezydenci. Rząd aresztował wielu liderów protestów, w tym szefa Stowarzyszenia Medycznego Korei. Strajki trwały do listopada 2000 roku. W ich efekcie straciły wszystkie strony: lekarze i farmaceuci – zaufanie społeczne, rząd – poparcie, a firmy farmaceutyczne – duże sumy.


Gniew solidarnych

To niesamowite, jak wielki łańcuch wydarzeń uruchomiło jedno, relatywnie mało istotne zdarzenie. 28 stycznia br. egipscy policjanci przywieźli kolegę do kairskiego szpitala Matariya. Na czole miał zadrapanie. Lekarz Ahmed Abdullah stwierdził, że rana nie wymaga szycia. A tego domagał się policjant. Reakcja mundurowego była szokująca – wespół z kolegą pobił brutalnie lekarza i jego pomocnika Moamen Abdel-Azzem’a. Gdy inni pracownicy szpitala pośpieszyli bitym z pomocą, jeden z napastników wyciągnął broń i groził nią. Potem, z pomocą 7 nowo przybyłych policjantów, agresorzy aresztowali pobitych lekarzy. Kiedy jeden z nich upadł na ziemię, mundurowy deptał go po głowie. Świadkom wydarzeń zagrozili represjami, jeśli pisną choć słówko.

Mimo to informacja o incydencie błyskawicznie rozniosła się w Internecie, a potem w mediach. Jeden z pobitych zgłosił sprawę na policję. I szybko wycofał zeznania, bo grożono mu. W odpowiedzi na to, związek lekarzy zamknął cały szpital. Na 8 dni. Medycy zagrozili rezygnacją z pracy, jeśli odpowiedzialni policjanci nie poniosą kary. Ruszyło śledztwo, przesłuchania, dwaj mundurowi zostali zawieszeni w obowiązkach. Ale też szybko zwolnieni z aresztu. To było kroplą przelewającą dzban. Bo – trzeba dodać – 10 minut spacerem od szpitala Matariya, w którym miał miejsce incydent, mieści się komisariat zwany „rzeźnią”. W ciągu ostatnich 2 lat, aż 14 przetrzymywanych tam osób nagle zmarło lub też zostało w nim pobitych na śmierć. Dwa tygodnie po incydencie 10 tysięcy wściekłych lekarzy wyszło na ulice Kairu. Głośno protestowali przeciwko nadużywaniu siły fizycznej przez policję, żądali kary dla winnych i godności dla medyków. Od 2013 r., na każdą demonstrację policja musi wydać zgodę. Lekarze jej nie mieli. Medycy zebrali się przed budynkiem Egipskiego Syndykatu Medycznego – instytucji, która zrzesza lekarzy. Zażądali dymisji ministra zdrowia i zagrozili strajkiem. Zapowiedzieli, że każdy szpital, w którym nietykalność cielesna lekarzy zostanie naruszona przez policję, zostanie zamknięty przez związki. – To zwrotny moment w historii naszego syndykatu – przemawiał do zgromadzonych prezes związku Hussein Khairy. – Egipska rewolucja styczniowa z 2011 roku nie zakończyła się. To jej kolejny rozdział – komentował sytuację Mahmoud Mohamed Hegazy, egipski pisarz. Następnego dnia hashtag „wesprzyj lekarski syndykat” zalał Twitter w arabskich krajach tego regionu. O sprawie pisały międzynarodowe media, sporo czasu poświęciła jej Al Jazeera.


Gest L4

W 2011 roku w stolicy stanu Wisconsin wybuchły masowe protesty zatrudnionych przez urzędy, głównie nauczycieli. Oburzyło ich to, że gubernator chciał cofnąć im kilka praw, w tym możliwość negocjacji lepszych pakietów ubezpieczenia zdrowotnego. Z pedagogami jednoczyli się lekarze pracujący na Uniwersytecie Wisconsin, na Wydziale Medycyny Rodzinnej. Chcieli symbolicznie wziąć udział w tym proteście. Zdecydowali się okazać obywatelskie nieposłuszeństwo – na czas protestów wypisywali nauczycielom zwolnienia chorobowe. Bo, biorąc udział w manifestacjach, pedagodzy ryzykowali wyrzuceniem z pracy. Lekarze nie kryli się z tym, co robią. Wręcz przeciwnie – upowszechniali te informacje, aby podkreślić swoje poparcie dla pedagogów. Nietypowy protest medyków wzbudził większe zainteresowanie niż skandujących na ulicach nauczycieli. Gdy dziennikarze pytali wykładowców, na co wypisywali zwolnienia, ci odpowiadali: na stres, dla podreperowania zdrowia mentalnego. Co ciekawe, Stowarzyszenie Medyków Wisconsin potępiło te działania grupy lekarzy i skierowało sprawy do sądów zawodowych. Bo ten protest podważył zaufanie społeczeństwa do ich zawodu.


Bo za stary

W 2013 r., w Karaczi na ulice wyszli głównie młodzi lekarze z prowincji Sindh, protestując przeciwko rządzącemu tym stanem Qaim Ali Shah’dim. Czym sobie zasłużył na krytykę ten polityk? Wiekiem. Ten ponad 80-letni Pakistańczyk, najwyższy urząd w stanie sprawował już drugą kadencję. W 2013 roku miał objąć go po raz trzeci. Tymczasem lekarze podkreślali, że człowiek w wieku ponad 80 lat działa na 60 proc. swoich możliwości. – Po 80. roku życia mózg, serce i nerki redukują swoje działanie, neurony także, a to zaburza m.in. pamięć. Jak w tej sytuacji można wybrać 88-letniego człowieka na takie stanowisko i to po raz trzeci? – pytał retorycznie dr Muhammad Ali Thallo, prezes Stowarzyszenia Lekarzy Sindh. „Nominujcie na to stanowisko kogoś zdrowego” – skandowali medycy przed klubem prasowym w Karaczi. W trakcie protestu ulicznego jeden z lekarzy nosił sztuczną, siwą brodę i włosy oraz transparent „mam 90 lat i to ja powinienem kierować stanem”.

Manifestujący przynieśli ze sobą deklarację podpisaną przez 200 lekarzy, którzy stwierdzali, że Qaim Ali Shah jest z punktu widzenia medycyny niezdolny do pełnienia swojej funkcji.


Strajk całkowity

Młodzi lekarze w Wielkiej Brytanii, w kwietniu br. rozpoczęli stały protest przed Ministerstwem Zdrowia. Siedzieli na rozkładanych krzesłach, przy kempingowym stole, ubrani w lekarskie fartuchy. Co 12 godzin zmieniała się para. Zapowiadali, że jeśli rząd nie dogada się z młodymi lekarzami, ci wprowadzą całkowity strajk – wszyscy młodzi lekarze – całe 55 tys. miało opuścić swoje stanowiska pracy, między 26 a 27 kwietnia, w godzinach między 8 a 17. Nawet na oddziałach ratunkowych. To miał być pierwszy tego typu strajk w historii brytyjskiego NHS (odpowiednik naszego NFZ), dlatego niektórzy nie wierzyli, że dojdzie do skutku. A jednak 26 kwietnia tysiące młodych medyków nie pojawiło się przy łóżkach swoich pacjentów. NHS musiał anulować 13 tys. operacji, ponad 100 tys. umówionych wcześniej wizyt, by przenieść pielęgniarki i starszych lekarzy na oddziały, które ziały pustkami. Podobnie było następnego dnia – 78 proc. młodych medyków nie pojawilo się w pracy. Pacjenci nawet chwalili sobie strajk, bo uczących się zastąpili doświadczeni lekarze. Protest był tak istotny dla Wlk. Brytanii, że wiele mediów prowadziło przez te dwa dni ciągłą relację z jego przebiegu. 57 proc. Brytyjczyków poparło ten stajk.

Młodzi medycy z Brytyjskiego Stowarzyszenia Medycznego doszli do porozumienia z NHS dopiero pod koniec maja br. Kością niezgody był nowy kontrakt. Wg niego startujący w zawodzie lekarze mieli od sierpnia pracować więcej w weekendy i to za niższe płace. Rząd co prawda proponował 13,5-procentową podwyżkę średnich zarobków, w zamian za utratę premii za pracę w niedzielę, ale młodzi nie zgadzali się na to. Za totalnym strajkiem zagłosowało aż 98 proc. z nich.

Wcześniej medycy protestowali już na ulicach: w lutym br. 3 tys. z nich przeszło przez Londyn w „zamaskowanym marszu” – nosili maski chirurgiczne i transparenty z napisami „zmęczeni lekarze popełniają błędy”. Na początku kwietnia zrealizowali 48-godzinny strajk, w czasie którego lekarze nie wykonali aż 5100 procedur.


In vitro kontra prawo

130 lekarzy we Francji zaprotestowało w nietypowy sposób przeciwko prawu, które zabrania parom tej samej płci uzyskiwania dzieci z in vitro. W najbardziej poczytnym piśmie „Le Monde”, w marcu br. medycy opublikowali list otwarty zaczynający się od słów „My, biolodzy, lekarze przyznajemy, że pomogliśmy parom gejowskim i samotnym kobietom w ich próbach uzyskania potomstwa, co jest zakazane prawnie we Francji”. Autorzy zażądali zmiany prawa, które nie pozwala mieć legalnie dzieci tym, którzy chcą. Grupie przewodzi znany ginekolog René Frydman, ekspert od wspomagania poczęć. Lekarze argumentują, że prawo jest we Francji nie tylko niehumanitarne, ale i niekonsekwentne. Bo pary homoseksualne oraz samotne kobiety mogą we Francji adoptować dzieci. To czemu nie mogą stosować in vitro? W 2013 r. istniał projekt ustawy, która miała zezwalać na pomoc w prokreacji parom homoseksualnym oraz samotnym kobietom, ale w wyniku działań opozycji, prawo nie zostało uchwalone. Protest francuskich lekarzy spotkał się z bardzo gorącym przyjęciem na portalach... gejowskich.


Gratis strajk

Raczej wątpliwe, by forma protestu lekarzy w Jaipurze znalazła uznanie w Polsce. Wykładowcy i nauczyciele medycyny z tamtejszego uniwersytetu medycznego wybrali bardzo pokojową formę manifestacji. By zaprotestować przeciwko rządowym planom otwarcia dostępu do zawodu nauczyciela akademickiego na medycynie, grupa lekarzy, do swoich zwyczajnych godzin pracy, w marcu br. dodała... dwie dodatkowe godziny. W tym czasie zwyczajnie badali pacjentów. Czyli pracowali gratis. Formą ich protestu było także zorganizowanie kampusu, na którym można było oddawać krew.

Skąd tak zaskakujący pomysł? Bo dotychczas protesty lekarzy w Indiach polegały na strajku, czyli nieprzyjmowaniu pacjentów w czasie pracy. Medycy z Jaipuru postanowili zrobić dokładnie odwrotnie – przyjmować dłużej – i w ten sposób się wyróżnić. Co się akurat udało – o nietypowej formie protestu pisały i mówiły największe indyjskie media.

Aby nie było zbyt sielsko – protest w Jaipurze trwał... jeden dzień. Potem już lekarze manifestowali swoje niezadowolenie wyłącznie czarną opaską na ramieniu. Przepracowani?




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.




bot