Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 101–103/1999
z 23 grudnia 1999 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Dlaczego młodzi lekarze odchodzą z zawodu

Co się stało z naszą klasą?

Stefan Wiosna

Siedem lat temu zdawałem egzamin wstępny na Akademię Medyczną w Warszawie. Był upalny, lipcowy dzień, a na sali tak gorąco, że dwie czy trzy osoby zemdlały w piątej, ostatniej godzinie morderczego testu. Byłem bardziej zaskoczony niż uszczęśliwiony, gdy okazało się, że zostałem przyjęty.

Po wakacjach, w wypełnionym słońcem i zapachem formaliny prosektorium Zakładu Anatomii Prawidłowej, poznałem członków mojej nowej "klasy". Czekał nas wspólny, sześcioletni tor przeszkód, ale w przyszłość patrzyliśmy z nadzieją. Wiedzieliśmy, że sytuacja materialna większości lekarzy pozostawia wiele do życzenia, ale przecież zapowiadano reformy, które w ciągu kilku lat miały wszystko zmienić na lepsze. Wierzyliśmy, że tak się stanie. Wierzyliśmy naprawdę – naiwną, młodzieńczą wiarą!
Trzy miesiące temu moja "klasa" skończyła staż podyplomowy. Takich jak my jest w tym roku w Polsce ponad 2300. Dla nas reforma okazała się czymś w rodzaju nieuczciwej kasjerki w kinie. Sześć, a właściwie siedem lat staliśmy w męczącej kolejce po bilety. Kasjerka sprzedała je z uśmiechem na ustach (za bilet zapłacili podatnicy – po około 135 tys. zł na każdego z nas), ale po wejściu na salę okazało się, że wszystkie miejsca są już zajęte. Kasa nie przyjmuje jednak zwrotów.



Reformy trwają. Szpitale zmuszone są likwidować oddziały, a na istniejących przeprowadzane są redukcje etatów. Ubywa miejsc pracy. Tymczasem nic nie wskazuje na to, aby liczba absolwentów wydziałów lekarskich miała się w najbliższych latach zmniejszyć. Ministerstwo Zdrowia nie ma możliwości narzucenia autonomicznym uczelniom limitów przyjęć. Poprzestaje więc na apelach i namowach. Większość akademii medycznych nie jest jednak zainteresowana ograniczaniem naboru. Trudno się temu dziwić. Każdy student to kolejne 22 tys. zł rocznie – tyle wynosi dotacja przyznawana przez ministerstwo. Do wyjątków zalicza się krakowskie Collegium Medicum UJ, które z własnej inicjatywy zmniejsza liczbę miejsc, w zamian zwiększając ofertę kursów podyplomowych i studiów doktoranckich.
Co kieruje młodymi ludźmi, którzy nieodmiennie, od lat, zjawiają się na egzaminach wstępnych w liczbie czterokrotnie przekraczającej liczbę wolnych miejsc? Ta sama naiwna wiara w owoce reformy? Tradycyjnie ugruntowane przekonanie o wysokiej randze zawodu? A może powołanie?


Maciek był w II klasie liceum, gdy ojciec, szanowany pediatra, powiedział mu pół żartem, pół serio: Synku, jeśli pójdziesz na medycynę, to cię wyklnę i wydziedziczę! Ojciec nie doczekał jednak nawet matury syna, a ów, niepomny na jego słowa, dostał się na medycynę za pierwszym razem. Pociągała go ortopedia. Na trzecim roku studiów zapisał się do koła naukowego. Niemal każde popołudnie i co trzecią noc spędzał na dyżurach w klinice. Poświęcał weekendy, wakacje, zaniedbywał sprawy osobiste. Im więcej umiał, tym częściej starsi koledzy prosili go o pomoc. Sytuacja się zmieniła, gdy skończył staż podyplomowy i rozpoczął oficjalne starania o etat w "swojej" klinice. Nagle okazało się, że nie jest potrzebny. Nikt nie powiedział wprost, żeby przestał przychodzić, ale gdy nie zobaczył swojego nazwiska na liście dyżurowej na nowy miesiąc, zrozumiał, że pora odejść. Dziś nie wie, co będzie robił dalej. Ciągle pozostaje na utrzymaniu matki, dorabia przepisywaniem tekstów. Chciałby dostać się na etat rezydencki, ale nie wierzy, że mu się to uda. Póki co, martwi się, jak zdobyć środki na utrzymanie. Nie myśli już o karierze w medycynie.

Sławek był jednym z najlepszych studentów w grupie. Obdarzony niezwykle sprawną pamięcią, znacznie szybciej niż inni, doskonale opanowywał materiał przed egzaminami. Nie oblał ani jednego egzaminu czy kolokwium, nie opuścił przy tym ani jednej "imprezy". Jako pierwszy pozbył się też złudzeń. Nie podjął nawet stażu podyplomowego, zaraz po studiach zasilił szeregi pracowników dużej, niemieckiej firmy farmaceutycznej. Firma doceniła jego nieprzeciętne zdolności, przede wszystkim językowe, i po kilku miesiącach szkoleń awansował na stanowisko koordynatora badań naukowych. Zarabia znacznie więcej niż zwykły reprezentant handlowy. Ostatnio wziął kredyt na luksusowe mieszkanie, chce jeszcze skorzystać z ulgi podatkowej. Zapytany, czy bierze pod uwagę powrót do zawodu, odpowiada – Jak się raz zasmakuje normalnego życia, to nie ma mowy o powrocie do wegetacji. Chyba że wszystko się zmieni.

Beata chciała kiedyś zostać ginekologiem. Nie znalazła jednak sposobu wejścia w to środowisko. Jest na wolontariacie w oddziale wewnętrznym. Mówi z goryczą: Na razie przydzielają mi łatwiejszych pacjentów, ale w praktyce oznacza to głównie terminalne nowotwory po osiemdziesiątce, więc prawie wszyscy mi umierają. Mało budujące jak na początek."
Szpital płaci jej tylko za dyżury, więc utrzymuje się, podobnie jak przez całe studia, z korepetycji z angielskiego. Mieszka z rodzicami, dzięki czemu finansowo jakoś daje sobie radę. Nie miałaby nadziei na etat, gdyby nie to, że jedna z lekarek spodziewa się dziecka i ordynator obiecał Beacie jej miejsce. Czeka. Coraz częściej myśli też o zmianie zawodu.

Michał to jeden z najsympatyczniejszych i jednocześnie najzdolniejszych na naszym roku. Skromny, szczery, czasami wręcz naiwny. Idealny materiał na dobrego internistę, skorego do poświęceń dla dobra pacjentów. Po stażu postanowił zrobić wszystko, co było w jego mocy, aby dostać etat w szpitalu, na internie. Wiedział, że nie będzie to łatwe. Nie pochodzi ani z Warszawy, ani z rodziny lekarskiej. Z podaniem w ręku odwiedził więc wszystkie warszawskie oddziały internistyczne. Bez rezultatu. Wspomina najbardziej nieprzyjemną rozmowę z ordynatorem:
- A tak w ogóle, to Pan jesteś od kogo?
- Jak to: od kogo?
- Panie! Co pan sobie myślisz? Przychodzisz z ulicy i mam panu dać etat na piękne oczy i dyplom z jakimś tam wyróżnieniem?
Po trzech miesiącach poszukiwań poddał się. Złożył podanie do firmy farmaceutycznej. Nie znosi swojej pracy, traktuje ją jako tymczasową. Liczy na zdobycie etatu rezydenckiego. Chce próbować do skutku.

Lucyna była przeciętną studentką. Cechował ją jednak wyjątkowo serdeczny stosunek do pacjentów. Razem z Michałem szukała pracy w szpitalach – z równym skutkiem. Przypadkowo udało jej się znaleźć pracę w przychodni rejonowej, na jednym z wielkich warszawskich blokowisk. Zarabia niewiele, ale wdzięczność i sympatia pacjentów znaczy dla niej niemało. Mąż Lucyny jest właścicielem firmy komputerowej, więc jej pensja nie ma dla budżetu rodziny większego znaczenia. Jednak praca w przychodni ma dla niej jedną, istotną wadę – wizyty domowe. Właściwie nie same wizyty, ale fakt, że musi na nie chodzić pieszo, (przychodni nie stać na karetkę przewozową) często do późnych godzin wieczornych. A osiedle jest bardzo niebezpieczne. Dwa tygodnie temu, gdy, po godzinie 21. wracała z ostatniej wizyty, otoczyło ją pięciu wyrostków w dresach, z kijami bejsbolowymi.
- Zabrali mi torbę lekarską i torebkę. Najbardziej żal mi stetoskopu, bo był to prezent od rodziców, wart tyle, ile wynosi moja obecna pensja. Ale i tak miałam dużo szczęścia.

Magda nie wyobrażała sobie nigdy pracy poza medycyną. Jako jedna z nielicznych zdołała znaleźć pełny etat w szpitalu. Wprawdzie jest to szpital w małym miasteczku, 50 km od Warszawy, ale dojazd nie trwa dłużej niż podróż z jednego końca Warszawy na drugi. Jest bardzo zadowolona z tej posady. Nie tylko robi to, co naprawdę kocha, ale też wkrótce będzie mogła otworzyć specjalizację z interny. Nie zniechęca jej niska płaca. Po babci odziedziczyła duże mieszkanie w centrum stolicy, które wynajmuje i to jest jej głównym źródłem utrzymania. Mieszka z rodzicami. Narzeka jedynie na brak wolnych weekendów. Na jej oddziale, dyżury weekendowe i świąteczne są, zgodnie z zarządzeniem dyrekcji, przydzielane wyłącznie najmłodszym lekarzom.

Kamil nie był pewny, czy chce być internistą, dermatologiem, psychiatrą czy może okulistą. Brak zdecydowania co do wymarzonej specjalizacji oraz trudna sytuacja rodzinna (żona – bezrobotna lekarka, dziecko w drodze) miały główny wpływ na jego decyzję: został reprezentantem firmy farmaceutycznej. Jest w stanie utrzymać rodzinę, ale nie jest zadowolony z pracy: Odwiedzam głównie lekarzy w przychodniach, więc większość energii zużywam na przekonywanie pacjentów czekających pod drzwiami gabinetu, aby pozwolili mi wejść. Nie ma lekko. Raz o mało mnie nie pobili!

Jacek – urodzony naukowiec, zafascynowany naukami podstawowymi, od trzeciego roku studiów brał aktywny udział w pracach badawczych jednej z klinik internistycznych. Dziesiątki nocy spędził w śpiworze, na podłodze laboratorium, wstając co kilka godzin, aby sprawdzić, jak przebiega jakiś ważny proces w probówkach. Pod koniec studiów miał już na koncie kilka prac naukowych.
Gdyby był o rok czy dwa starszy, zapewne dziś byłby już asystentem w klinice, której poświęcił cały swój wolny czas podczas studiów. Niestety, po wprowadzeniu reformy, sytuacja uczelni tak się skomplikowała, że nawet dla niego nie było szans na etat. Wciąż mile widziany, musiałby jednak pracować za darmo, a na to nie było go stać. Jego wiedzę i doświadczenie docenił inny ośrodek badawczy, nie związany z akademią medyczną. Jacek otrzymał tam etat i możliwość dalszego rozwoju naukowego i klinicznego. Jest zadowolony, powoli przyzwyczaja się do nowego środowiska.

Mirek pochodzi z rodziny lekarskiej. Ojciec – neurochirurg, matka – dermatolog. Gdy zdawał na studia, rodzice popierali jego plany; wierzyli, że syn będzie co najmniej tak dobrym lekarzem jak oni, a z ich pomocą na pewno znajdzie posadę na jakimś oddziale zabiegowym. Mirek chciał być chirurgiem. Podobnie jak inni koledzy o takich samych zainteresowaniach, od połowy studiów aktywnie uczestniczył w życiu jednego z oddziałów chirurgicznych. Inne przedmioty, zwłaszcza te odległe od specjalności zabiegowych, interesowały go w mniejszym stopniu. Jeszcze na VI roku studiów przeprowadził samodzielną apendektomię, oczywiście przy asyście doświadczonego kolegi. Był już na dobrej drodze do kariery chirurga, gdy wprowadzono reformę. Oddział musi zarabiać na siebie, więc ordynator zwolnił jedną czwartą lekarzy i pielęgniarek. O pełnym etacie dla Mirka nie było mowy. Przyjął propozycję kontraktu dyżurowego na umowę zlecenia: Jestem załamany. Po odliczeniu składki ZUS i podatku w kieszeni zostaje mi mniej, niż wynosi zasiłek dla bezrobotnych. Mam 27 lat. Jak długo jeszcze mam być na utrzymaniu rodziców?
Najbardziej przygnębia go jednak fakt, że bez normalnego etatu nie może otworzyć specjalizacji. Nie liczy na etat rezydencki, gdyż egzamin obejmuje przede wszystkim przedmioty dość odległe od jego zainteresowań. Nie wie, co będzie dalej.

Robert należał zawsze do tych, którzy potrafią sobie radzić. Na studiach dawał korepetycje z wszystkich możliwych przedmiotów, potem, równolegle ze stażem, pracował jako ankieter dla OBOP-u. Nie miał problemów z nauką, ale medycyna nie stała się jego pasją. Od kilku miesięcy sprzedaje polisy ubezpieczeniowe. Można z nim rozmawiać na dowolny temat, ale on, prędzej czy później, i tak przechodzi do omawiania zalet trzeciego filaru. Nie zamierza szukać pracy w medycynie:
- Po co? Nie widzisz co się dzieje? Planuję zaocznie studiować prawo. A może zarządzanie... Zobaczę.

Olga – jej rozstanie z zawodem miało szczególnie niespodziewany i przykry przebieg. Od wielu lat wiedziała, że chce zostać pediatrą, może bardziej z miłości do dzieci niż do medycyny. Po stażu nie bardzo wiedziała, co ma robić, w końcu zdecydowała się czekać na lepsze czasy na wolontariacie w oddziale dziecięcym. Po trzech tygodniach dowiedziała się, że jest wolny etat, z tym że nie na pediatrii, ale na OIOM-ie. Nie wahała się, gdyż praca tam również dawała jej możliwość kontaktu z dziećmi. Szef anestezjologów przyjął ją z otwartymi ramionami, pozostała tylko jedna formalność – podanie do dyrektora szpitala. Złożyła je w piątek. Cały weekend świętowała zdobycie etatu. W poniedziałek rano wezwał ją dyrektor:
Tydzień temu chciała pani być pediatrą, a teraz anestezjologiem? To jest niepoważne! Absolutnie nie wyrażam na to zgody!
Kilka dni później dowiedziała się, że etat na OIOM-ie otrzymał jej rówieśnik, siostrzeniec dyrektora szpitala. Załamała się. Szuka pracy w firmach farmaceutycznych, ale i tu od pewnego czasu wcale nie jest łatwo ją dostać . Obecnie firmy coraz chętniej zatrudniają w charakterze reprezentantów handlowych biologów, chemików czy analityków medycznych, a nowo przyjętym lekarzom płacą coraz mniej. W niektórych firmach, oferujących korzystniejsze warunki, o jedno miejsce ubiega się już nawet kilkudziesięciu młodych lekarzy.


(Imiona zostały zmienione na prośbę bohaterów.)




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Czy Unia zakaże sprzedaży ziół?

Z końcem 2023 roku w całej Unii Europejskiej wejdzie w życie rozporządzenie ograniczające sprzedaż niektórych produktów ziołowych, w których stężenie alkaloidów pirolizydynowych przekroczy ustalone poziomy. Wszystko za sprawą rozporządzenia Komisji Europejskiej 2020/2040 z dnia 11 grudnia 2020 roku zmieniającego rozporządzenie nr 1881/2006 w odniesieniu do najwyższych dopuszczalnych poziomów alkaloidów pirolizydynowych w niektórych środkach spożywczych.

Chcę zjednoczyć i uaktywnić diagnostów

Rozmowa z Moniką Pintal-Ślimak, nowo wybraną prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych.

Gdy rozum śpi, budzi się bestia

Likantropia (z gr. lýkos – wilk i ánthropos – człowiek) to wiara w zdolność
przekształcania się ludzi w zwierzęta, zwłaszcza w wilki. Etymologię tego
terminu wywodzi się też od króla Arkadii – Likaona, który, jak opisuje
Owidiusz w Metamorfozach, został przemieniony w wilka, gdyż ośmielił się
podać Zeusowi ludzkie mięso – ciało własnego syna.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Protonoterapia. Niekończąca się opowieść

Ośrodek protonoterapii w krakowskich Bronowicach kończy w tym roku pięć lat. To ważny moment, bo o leczenie w Krakowie będzie pacjentom łatwiej. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że ułatwienia dotyczą tych, którzy mogą za terapię zapłacić.

Miłość w białym fartuchu

Na nocnych dyżurach, w gabinecie USG, magazynie albo w windzie. Najczęściej
między lekarzem a pielęgniarką. Romanse są trwałym elementem szpitalnej rzeczywistości. Dlaczego? Praca w szpitalu jest ciężka – fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza na chirurgii. W sytuacjach zagrożenia życia działa się tam szybko, na pełnej adrenalinie, często w nocy albo po nocy nieprzespanej. W takiej atmosferze, pracując ramię w ramię, pielęgniarki zbliżają się do chirurgów. Stają się sobie bliżsi. Muszą sobie wzajemnie ufać i polegać na sobie. Z czasem wiedzą o sobie wszystko. Są partnerami w działaniu. I dlatego często stają się partnerami w łóżku, czasami także w życiu. Gdzie uprawiają seks? Wszędzie, gdzie tylko jest okazja. W dyżurce, w gabinecie USG, w pokoju socjalnym, w łazience, a czasem w pustej sali chorych. Kochankowie dobierają się na dyżury, zazwyczaj nocne, często zamieniają się z kolegami/koleżankami, by być razem. (...)

Neonatologia – specjalizacja holistyczna

O specyfice specjalizacji, którą jest neonatologia, z dr n. med. Beatą Pawlus, lekarz kierującą Oddziałem Neonatologii w Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny w Warszawie oraz konsultant województwa mazowieckiego w dziedzinie neonatologii rozmawia red. Renata Furman.

Mielofibroza choroba o wielu twarzach

Zwykle chorują na nią osoby powyżej 65. roku życia, ale występuje też u trzydziestolatków. Średni czas przeżycia wynosi 5–10 lat, choć niektórzy żyją nawet dwadzieścia. Ale w agresywnej postaci choroby zaledwie 2–3 lata od postawienia rozpoznania.

Leczenie w przestworzach

Bez względu na okoliczności lekarz zobowiązany jest do udzielenia pierwszej pomocy. Te bywają niekiedy zaskakujące, a czasem nawet oderwane od ziemi. Zdarza się bowiem, że pokład samolotu zamienia się w SOR, a transatlantycki przelot w ostry dyżur. Ratowanie życia w niebie to zawsze wielki wyczyn.

Ból głowy u dzieci: niedoceniany problem

Paluszek i główka to szkolna wymówka. Każdy zna to powiedzenie. Bywa używane w różnych kontekstach, ale najczęściej jest komentarzem do sytuacji, gdy dziecko skarży się na ból głowy i z tego powodu nie chce iść do szkoły lub wykonać jakiegoś polecenia rodzica. A może jest tak, że nie doceniamy problemu, którym są bóle głowy u dzieci?

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.




bot