SZ nr 43–50/2020
z 18 czerwca 2020 r.
Z rozsądkiem po stronie zdrowia
Małgorzata Solecka
Warszawska OIL zorganizowała debatę „Z sercem po stronie zdrowia”. Z zaproszonych sześciu kandydatów na prezydenta pojawił się jeden. Lekarz zresztą. Czy to porażka organizatorów, klasy politycznej czy też może wszystkich, którym dobra ochrona zdrowia jest potrzebna do życia jak tlen?
Nie ma co rozdzierać szat. Umówmy się – kompetencje głowy państwa w zakresie ochrony zdrowia są umiarkowanie nikłe, żeby nie powiedzieć – żadne. Tak, prezydent może inspirować, motywować, podpowiadać – albo przynajmniej markować takie działania. Jedni prezydenci z takich możliwości nie korzystali wcale, inni widzieli w tym szansę, którą można zmonetyzować choćby w kampanii wyborczej. Prezydent, chcąc przeprowadzić własny projekt, musi mieć jednak za sobą większość sejmową – i byłoby skrajną naiwnością sądzić, że może ją zbudować wbrew rządowi, ad hoc budując „bezpartyjny blok wspierania reform”.
Czy to znaczy, że w kampanii prezydenckiej nie należy rozmawiać o ochronie zdrowia? Przeciwnie – nawet trzeba. Choćby dlatego, że szeroko pojęte problemy systemu ochrony zdrowia wskazuje jako kluczowe do rozwiązania zdecydowana większość Polaków, wskazania znacząco przekraczają próg 70 procent, co świadczy również o tym, że jest to problem, który nie zna podziałów politycznych.
Ale w tej kampanii jest to szczególnie ważne, ze względu na kontekst pandemii. Ona trwa i jej skutki – społeczne, polityczne, ekonomiczne – pozostaną z nami na lata. W najbliższych dwunastu, osiemnastu miesiącach jeszcze nieraz będziemy się mierzyć, najprawdopodobniej, ze zwiększoną falą zakażeń. System ochrony zdrowia będzie poddawany testom cyklicznie – czy wytrzyma te przeciążenia i naprężenia?
Lider PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz, który jako jedyny 4 czerwca stawił się w siedzibie Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, podobno żałował nieobecności innych kandydatów. Choć nie krył równocześnie satysfakcji. – Myślę, że się po prostu bali. Bali się trudnych merytorycznych pytań. Nie mają pomysłu na ochronę zdrowia, mówią o tym, że to jest priorytet, ale tylko na konferencji prasowej, gdzie powiedzą, że było to 6 proc., czy 6,8 proc., czy 6,7 proc. dla niektórych. Tylko że nic za tym nie idzie – „tłumaczył” rywali.
Można się zastanawiać, czy rzeczywiście za nieobecnością stoi strach, czy też – jak często bywa w polityce – nie do końca trafiony wybór terminu. 4 czerwca to data symboliczna, dla wszystkich kandydatów, ale dla niektórych – bardziej. Było więcej niż prawdopodobne, że np. Rafał Trzaskowski będzie chciał w tym dniu odwiedzić miejsca dla 31. rocznicy wyborów 1989 szczególne. Dodatkowo, dzień wcześniej zostały formalnie ogłoszone wybory – kandydat, który się włączył do nich z opóźnieniem, ma co nadrabiać.
Można się zastanawiać, czy gdyby taką debatę zorganizowały organizacje pacjentów we współpracy z reprezentacjami choćby niektórych zawodów medycznych, w szerszej formule – czy również kandydaci (a raczej ich sztaby) nie znaleźliby miejsca w terminarzach.
Można twierdzić, że czas debat już minął. Że skutecznie wyczerpał ich możliwości (wagę i znaczenie) minister zdrowia Łukasz Szumowski, katując – tak, to adekwatne słowo – wszystkich maratonem konferencji w ramach trwającej dwanaście miesięcy narodowej debaty „Wspólnie dla zdrowia”. Czy ktoś jeszcze pamięta, że raport ekspertów miał stać się punktem wyjścia do pakietu ustaw reformujących system? Nie kiedyś, tylko bezpośrednio po wyborach parlamentarnych?
Co się stało, to się nie odstanie. W eter poszedł przekaz – nawet jeśli o ograniczonym zasięgu – że ubiegający się o najwyższy urząd w państwie, poza jednym wyjątkiem, nie mają wiele do powiedzenia w sprawach ochrony zdrowia. Albo wręcz – nic.
Wieści o tym są jednak grubo przesadzone. W programach wszystkich kandydatów jest przynajmniej zamarkowana troska o sprawy związane z, jak mówi część z nich, „służbą zdrowia”. Czasami wydaje się, że byłoby wręcz lepiej, gdyby jednak pretendenci do Pałacu Prezydenckiego w sprawach ochrony zdrowia się nie wypowiadali, jak wtedy gdy mówią (Robert Biedroń) o potrzebie instalacji klimatyzacji w szpitalach powiatowych. Nie, żeby ten problem nie był ważny – ale czy na pewno mówić o nim się powinno w kampanii prezydenckiej?
To, czego brakuje – i to dramatycznie – w obietnicach wszystkich kandydatów (może poza Szymonem Hołownią, który już w kwietniu wspominał, że zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia będzie się wiązać z koniecznością zwiększenia danin publicznych), to szczerość. Tak, trzeba zwiększyć publiczne finansowanie ochrony zdrowia. Tak, można to zrobić, przesuwając środki z innych celów (Rafał Trzaskowski wskazuje wielkie inwestycje PiS), ale to – prawdopodobnie – i tak nie wystarczy. Poważna rozmowa o finansach – to zdecydowanie temat do rozmowy dla polityków, również tych najważniejszych – powinna jednak bardziej łączyć, niż dzielić. Kapitału politycznego zbić na tym nie sposób, ale nie przedstawiać rozwiązań – też niepodobna. Bo rzeczywistość dopadnie system ochrony zdrowia prędzej, niż nowo wybrany prezydent będzie ślubować wierność Konstytucji RP przed Zgromadzeniem Narodowym. Koszty opieki medycznej – choćby ze względu na zaostrzony reżim sanitarny – rosną i będą rosnąć.
Tym obywatelom, którzy korzystali i korzystają z prywatnych świadczeń, wyższe rachunki już wystawiono. Czy odmrożone szpitale i poradnie mają za chwilę wystawiać faktury na Pierwszego Obywatela, urzędującego przy Krakowskim Przedmieściu?
Najpopularniejsze artykuły