Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 43–50/2020
z 18 czerwca 2020 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


System na ruchomych piaskach

Małgorzata Solecka

Co z budżetem NFZ? Co z finansami szpitali? Co z wynagrodzeniami pracowników? Pandemia nie mija, pytań przybywa. Gdyby na początku czerwca zrobić stopklatkę, okazałoby się, że można byłoby zatytułować ją tylko w jeden sposób. Nikt nic nie wie.



Polska Federacja Szpitali zapytała menedżerów o stan finansów po ponad dwóch miesiącach pandemii. Efekt? Niemal wszyscy spośród prawie pięćdziesięciu zapytanych przewidują ujemny wynik finansowy swojej placówki w 2020 roku. Jednocześnie szefowie szpitali oceniają, że nie mają możliwości wykonania takiej samej liczby świadczeń jak przed pandemią.

Menedżerowie nie wiedzą, czy będą w stanie wykonać kontrakty z NFZ i zrealizować świadczenia, na które dostawali pieniądze – NFZ wypłacał szpitalom co miesiąc 1/12 wartości ryczałtu, niezależnie od realizacji świadczeń. Dlatego ponad połowa dyrektorów apeluje, by przedłużyć okresy rozliczeniowe. Takie zapowiedzi i obietnice są – zarówno ze strony Ministerstwa Zdrowia, jak i Narodowego Funduszu Zdrowia.

Dyrektorzy szpitali nie są jednak pewni, czy zobowiązanie zostanie dotrzymane, gdy okaże się, jak bardzo na skutek schłodzenia gospodarki ucierpiały finanse NFZ.

Ubytek składki zdrowotnej w kwietniu nie był jeszcze tak dotkliwy, gdyż zrekompensowała go nieujęta w planie finansowym składka od trzynastej emerytury, jednak nikt nie ma wątpliwości, że jeśli sprawdzą się prognozy dotyczące ponad 4 proc. spadku PKB, ubytek w budżecie NFZ może sięgnąć 18–20 mld zł.

Tylko częściowo może zostać on zrekompensowany wydatkami związanymi z epidemią COVID-19 (to, że te wydatki, w zakresie ochrony zdrowia, zostaną zaliczone do ustawy 6 proc. PKB, jest więcej niż pewne).

Ostatecznie zapewne okaże się, że po wszystkich przesunięciach i księgowych zabiegach w tabelkach Excela różnica między przychodami a minimum wynikającym z ustawy 6 proc. PKB na zdrowie (w tym roku wydatki mają wynieść minimum 5,03 proc. PKB z 2018 roku) nie przekroczy 10 mld zł – a wielu ekspertów obawia się, że może być jeszcze niższa.

W dodatku na razie nic nie wskazuje, by resort zdrowia czy NFZ mieli w szufladach gotowe projekty zmiany planu finansowego Funduszu. tak by dotacja celowa została zaplanowana z odpowiednim wyprzedzeniem – upominała się o to m.in. posłanka Lewicy Marcelina Zawisza, która podczas obrad Komisji Zdrowia opiniującej wniosek o wotum nieufności wobec ministra zdrowia właśnie tę niepewność finansową i brak ochrony zdrowia w tarczach antykryzysowych akcentowała najmocniej.

Przedstawiciele resortu zdrowia twierdzą, że nie ma podstaw do niepokoju. Podczas V Kongresu Wyzwań Zdrowotnych Online wiceminister Sławomir Gadomski, uczestnicząc w sesji poświęconej finansom zdrowia w czasach pandemii, ograniczył się do przypomnienia, że zgodnie z ustawą 6 proc. PKB na zdrowie, jeśli w finansach NFZ pojawi się luka, będzie ją musiał uzupełnić budżet państwa. – To zadanie nasze, Ministerstwa Zdrowia oraz finansów – podkreślił.

W tej chwili, jak mówił wiceszef resortu zdrowia, kluczowym wyzwaniem jest przywrócenie funkcjonowania szpitali w warunkach „nowej normalności”, co obejmuje m.in. wygaszanie szpitali jednoimiennych. Sensowność tego pomysłu jest – wśród samych dyrektorów – sporna. Może zresztą spór nie dotyczy samego pomysłu, bo idea wydzielenia szpitali przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19 nie budzi raczej sprzeciwu, Polska wykorzystała jedyny na dobrą sprawę kapitał systemowy, którym jest wysoki wskaźnik łóżek szpitalnych w przeliczeniu na liczbę mieszkańców, podobnie jak w Niemczech nie musieliśmy adaptować żadnych obiektów użyteczności publicznej pod prowizoryczne szpitale czy tym bardziej wznosić je w ciągu tygodnia czy dwóch, jak to było w Wuhan.

Spór, jak zwykle, dotyczy przełożenia idei na decyzje – od dużych niejasności w pierwszych tygodniach funkcjonowania szpitali (warto wspomnieć, że dwa ogromne szpitale jednoimienne w Warszawie i Krakowie utrzymywały przez dłuższy czas, że mogą do nich trafiać wyłącznie pacjenci z potwierdzonym testem zakażeniem koronawirusem), przez wybór konkretnych placówek.

Co najmniej dwa szpitale – w Łomży i Tychach – wydają się wyborem wyjątkowo niefortunnym. W pierwszym przypadku chodziło o brak przygotowania (punktowany przez zawieszoną za to w prawach członka partii byłą posłankę PiS Bernadetę Krynicką) i podejrzenie, że wybór Łomży był podyktowany chęcią stworzenia zaplecza dla Mazowsza, kosztem pozbawienia dostępu do opieki zdrowotnej mieszkańców tego miasta i okolic, w drugim – szpital w Tychach specjalizuje się zwłaszcza w położnictwie i neonatologii i praktyczny paraliż tej działalności, trwający przez trzy miesiące, mocno odbija się na kondycji placówki.

Mariola Szulc, prezes Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Tychach, podczas panelu z udziałem Sławomira Gadomskiego głośno się zastanawiała, ile czasu zajmie pacjentom odzwyczajenie się od skojarzenia „Tychy – szpital COVID-19”. Jej zdaniem powrót szpitali jednoimiennych do normalnej działalności może potrwać wiele miesięcy, a to znaczy, że mogą one w tym czasie stracić dużą część specjalistów, którzy przejdą tam, gdzie będą pacjenci, a więc i praca w ich specjalności.

Ministerstwo Zdrowia uważa, że sieć szpitali COVID-owych to sukces, który pozwolił sprawnie zarządzać ruchem pacjentów. Jednak przynajmniej w pierwszej fali epidemii liczba łóżek koronawirusowych była niewspółmiernie duża do liczby zachorowań (podobnie zresztą, na szczęście, liczba łóżek ostrych).

Jeśli na jesieni wystąpiłby kolejny wzrost zachorowań, a wszystko wskazuje, że tak się przecież stanie, i jednocześnie trudny do przeprowadzenia, a raczej niemożliwy okaże się drugi totalny lockdown, może się okazać, że będziemy potrzebować wręcz więcej łóżek w szpitalach jednoimiennych. Doświadczenie pierwszej fali może usypiać czujność i utrudniać podejmowanie kluczowych decyzji.

Ważne jest również to, by przyjmując określone przesłanki, wyciągać właściwe wnioski. – Patrząc na Chiny i Włochy postanowiliśmy wykorzystać naszą infrastrukturę, by zareagować na potrzeby osób zakażonych, nie utrudniając jednocześnie dostępu do innych szpitali. Dzisiaj widzimy, że sieć szpitali jednoimiennych na szczęście nie odegrała roli, jaką dla nich przewidzieliśmy, bo epidemia nie miała takiego przebiegu jak w innych krajach – mówił podczas przywoływanego panelu Sławomir Gadomski.

Rzeczywiście, od połowy marca przez dwa miesiące polskie szpitale wręcz ziały pustkami – ale przecież nie dzięki powołaniu sieci szpitali jednoimiennych! O ile we Włoszech, Hiszpanii czy Francji dostęp do szpitali został zablokowany przez tysiące hospitalizowanych z powodu COVID-19, w Polsce – z powodu niemal całkowitego zamrożenia świadczeń planowych.

O jakiej skali mowa? – W porównaniu do analogicznych okresów w roku ubiegłym – w zakresie np. chirurgii ogólnej mamy w marcu spadek o 38 proc., a w kwietniu już o ponad 70 proc. Podobny trend widać w ortopedii. Nieco mniejsze ograniczenie było w kardiologii, chociaż równie istotne: w marcu o ok. 33 proc., w kwietniu o ok. 65 proc. – wyliczał Daniel Rutkowski, zastępca dyrektora Departamentu Świadczeń Opieki Zdrowotnej w Centrali NFZ – wyliczał.

Narodowy Fundusz Zdrowia zapowiada, że szpitale dostaną co najmniej pół roku na wykonanie tegorocznego kontraktu. Sławomir Gadomski wprost stwierdził, że liczbę zaplanowanych zabiegów czy operacji można wykonać, bo w tej chwili niejednokrotnie zdarza się, że szpitale w sytuacjach awaryjnych przechodzą na pracę na trzy zmiany.

Problem w tym – jak komentują w nieoficjalnych rozmowach dyrektorzy szpitali – że zwykle te sytuacje awaryjne (na przykład czasowe wyłączenie aparatury, po którym trzeba „nadganiać” kontrakt) dotyczą jednej placówki. I w takiej sytuacji nie ma problemu, by zapłacić pracownikom dodatkowo za pracę – czy to w formie nadgodzin, czy zwiększonej obsady dyżurowej. Bo ci lekarze po prostu są. W sytuacji gdy kontrakt „nadganiać” na trzy zmiany miałyby wszystkie szpitale w jednym czasie – jedyne, co na pewno wyjdzie, to braki kadrowe.

Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali oponował, stwierdzając, że nie należy w ogóle mówić o nadrabianiu zaległości. – Działaliśmy w sytuacji nadzwyczajnej, a szpitale wykonały to, co miały wykonać. Teraz należy planować, jak działać dalej. I tu trzeba wprowadzić nowy uporządkowany plan. Musimy m.in. mieć spójne wytyczne, na przykład dotyczące poziomu zabezpieczeń – mówił.

Kluczowym zabezpieczeniem dla szpitali w „nowej normalności” są i będą testy. Zarówno pracowników medycznych, jak i pacjentów. Jeszcze w maju wydawało się, że dyrektorzy w tej sprawie zostaną bez wsparcia płatnika, bo ministerstwo konsekwentnie twierdziło, że NFZ będzie płacić wyłącznie za testy wykonywane w przypadku podejrzenia zakażenia.

Ci, którzy chcieli badać prewencyjnie – a dobrych praktyk nie brakuje, dzięki testom wykonywanym cyklicznie przez pracowników i testowaniu wszystkich przyjmowanych do szpitala pacjentów, ognisko koronawirusa udało się zgasić m.in. w szpitalu bródnowskim w Warszawie – musieli liczyć na swoje organy założycielskie, które już od kwietnia kupowały testy (m.in. samorząd województwa mazowieckiego i podlaskiego).

Jednak na początku czerwca najpierw minister zdrowia Łukasz Szumowski, a potem prezes NFZ Adam Niedzielski poinformowali, że Fundusz sfinansuje wszystkie testy wykonywane u pacjentów przyjmowanych do szpitali – zarówno w trybie pilnym, jak i planowym. Szumowski apelował zaś do pracowników medycznych, do lekarzy: – Testujcie się, na Boga!

Nic dziwnego, bo to właśnie między innymi w szpitalach, po tym jak wydawało się, że ogniska wirusa w kopalniach zostały opanowane, ponownie – jak w kwietniu – zaczęło dochodzić do większej liczby zakażeń.

Co z płacami minimalnymi?



W pierwszych tygodniach roku Ministerstwo Zdrowia zapowiadało nowelizację ustawy o sposobie ustalania minimalnego wynagrodzenia pracowników wykonujących zawody medyczne. Minister Łukasz Szumowski obiecywał partnerom społecznym „drgnięcie wskaźnikami”, zapisanymi w ustawie – zwłaszcza tymi określającymi poziom minimalnego wynagrodzenia pracowników najsłabiej uposażonych. Resort wysłał do szpitali ankietę, by zebrać dane o faktycznych zarobkach zatrudnionych tam pracowników. Przez koronawirusa wszystko się opóźniło, ale 9 czerwca Zespół Trójstronny ma wznowić prace nad zmianami w ustawie o wynagrodzeniach minimalnych.

Zmiana wskaźników nie nastąpi jednak szybko – zapewne nie w tym roku. Zwłaszcza że szpitale już 1 lipca będą się musiały zmierzyć z podwyżkami wynikającymi z odmrożenia kwoty bazowej – wzrośnie ona z 4,2 tys. zł brutto do ponad 4,9 tys. zł (przeciętne wynagrodzenie według GUS w 2019 roku). Ministerstwo Zdrowia wstępnie szacuje skutki finansowe tej zmiany na „kilka miliardów złotych” (dokładniejsze szacunki zostaną podane w czerwcu). Z bardzo wstępnych wyliczeń wynika, że będzie to minimum 3–4 mld zł w skali całego systemu.

Ile w tej chwili zarabiają, średnio, pracownicy szpitali? Szpitale podały resortowi dane za styczeń, obejmujące zarówno wynagrodzenie zasadnicze, jak i łączne wynagrodzenie pracownika brutto, ze wszystkimi dodatkami, również z dyżurami medycznymi.

Średnie wynagrodzenie zasadnicze lekarza specjalisty wynosi w tej chwili 7 tys. zł, łączne zaś zarobki w tej grupie – ponad 13,4 tys. zł. Nieco mniej zarabiają lekarze z pierwszym stopniem specjalizacji – odpowiednio niecałe 6,8 tys. zł i 10,8 tys. zł. Lekarze bez specjalizacji (w tej grupie nie ma lekarzy rezydentów oraz stażystów, których resort zdrowia „podlicza” osobno) zarabiają odpowiednio 5,1 tys. zł oraz 8,6 tys. zł.

Pielęgniarki z wyższym wykształceniem (zaszeregowane do dwóch grup, w zależności od posiadania bądź nie specjalizacji) zarabiają odpowiednio: 4,3 tys. zł i niecałe 6,5 tys. zł łącznie oraz 4077 zł i 6,1 tys. zł łącznych zarobków. Pozostałe pielęgniarki mogą liczyć na wynagrodzenie zasadnicze w wysokości ok. 3,9 tys. zł oraz 5685 zł łącznych zarobków.

Jeszcze słabiej są uposażeni pracownicy medyczni mający wyższe wykształcenie i specjalizację w zawodach takich jak diagności laboratoryjni czy fizjoterapeuci. Wynagrodzenie zasadnicze w tej grupie to 3,4 tys. zł, łączne zaś zarobki – 4,8 tys. zł. Wykonujący ten sam zawód, z wykształceniem wyższym, ale bez specjalizacji zarabiają odpowiednio niecałe 3,3 tys. i 4,4 tys. zł.

Zgodnie z informacją uzyskaną w szpitalach wynagrodzenie zasadnicze w dwóch najniższych grupach zaszeregowania za styczeń 2020 było niższe niż pensja minimalna – niewątpliwie będzie to jednym z głównych tematów obrad Zespołu Trójstronnego. Tak więc pracownicy wykonujący zawód medyczny, legitymujący się średnim wykształceniem, otrzymywali średnio nieco ponad 2,2 tys. zł brutto wynagrodzenia zasadniczego i 4077 łącznych zarobków, a pracownicy niemedyczni – 2447 zł i 3300 zł.

Ogólnopolski Związek Zawodowy Szpitali Powiatowych szacuje, że aby zniwelować skutki finansowe podwyżek od 1 lipca 2020 roku, kontrakty dla szpitali powinny wzrosnąć o minimum 3 proc. Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że w najbliższym czasie – czytaj w czerwcu i lipcu – będzie „przeglądać” budżet NFZ. Nie ma jednak mowy, przynajmniej na razie, o wydzieleniu jakiejś dodatkowej puli środków na sfinansowanie skutków ustawy, o których sam minister zdrowia mówi, że będą „ogromne”.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Skąd się biorą nazwy leków?

Ręka do góry, kto nigdy nie przekręcił nazwy leku lub nie zastanawiał się, jak poprawnie wymówić nazwę handlową. Nazewnictwo leków (naming) bywa zabawne, mylące, trudne i nastręcza kłopotów tak pracownikom służby zdrowia, jak i pacjentom. Naming to odwzorowywanie konceptu marki, produktu lub jego unikatowego pozycjonowania. Nie jest to sztuka znajdowania nazw i opisywania ich uzasadnień. Aby wytłumaczenie miało sens, trzeba je rozpropagować i wylansować, i – jak wszystko na rynku medycznym – podlega to ścisłym regulacjom prawnym i modom marketingu.

Udar mózgu u dzieci i młodzieży

Większość z nas, niestety także część lekarzy, jest przekonana, że udar mózgu to choroba, która dotyka tylko ludzi starszych. Prawda jest inna. Udar mózgu może wystąpić także u dzieci i młodzieży. Co więcej, może do niego dojść nawet w okresie życia płodowego.

Czy będziemy mądrzy przed szkodą?

Nie może być żadnych wątpliwości: zarówno w obszarze ochrony zdrowia, jak i w obszarze zdrowia publicznego wyzwań – zagrożeń, ale i szans – jest coraz więcej. Dobrze rozpoznawana rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana, zupełnie tak jak w powiedzeniu – im dalej w las, tym więcej drzew.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Odpowiedzialność pielęgniarki za niewłaściwe podanie leku

Podjęcie przez pielęgniarkę czynności wykraczającej poza jej wiedzę i umiejętności zawodowe może być podstawą do podważenia jej należytej staranności oraz przesądzać o winie w przypadku wystąpienia szkody lub krzywdy u pacjenta.

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.

Artrogrypoza: kompleksowe podejście

Artrogrypoza to trudna choroba wieku dziecięcego. Jest nieuleczalna, jednak dzięki odpowiedniemu traktowaniu chorego dziecku można pomóc, przywracając mu mniej lub bardziej ograniczoną samodzielność. Wymaga wielospecjalistycznego podejścia – równie ważne jest leczenie operacyjne, rehabilitacja, jak i zaopatrzenie ortopedyczne.




bot