Z prof. dr. hab. med. Witoldem Zatońskim z Centrum Onkologii-Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie o leczeniu z nałogu palenia nikotyny oraz roli lekarzy pierwszego kontaktu w wychodzeniu z uzależnienia – rozmawia Barbara Jackowska.
- Jest pan sztandarową postacią w walce z nałogiem palenia papierosów w naszym kraju, największym w tej dziedzinie autorytetem, można wręcz powiedzieć człowiekiem – symbolem... Czy pan sam nigdy nie palił?
- Nigdy. Ale nie dlatego, że byłem taki mądry, lecz dlatego, że przez całe moje dzieciństwo wspólnie z braćmi (notabene obydwaj są lekarzami) walczyliśmy z uzależnieniem od nikotyny u naszej matki – usiłując jej pomóc w rzuceniu palenia! Mama chorowała na gruźlicę...
- I udało się? Mama rzuciła palenie?
- Niestety, przegrałem tę pierwszą walkę. I stąd, z przeżyć dzieciństwa wynikające uwrażliwienie na niebezpieczeństwo wynikające z inhalacji dymu tytoniowego. Być może, tkwiła też gdzieś w mojej podświadomości wiedza, że próba rzucenia palenia tytoniu przez tę, w końcu najmądrzejszą z kobiet, jaką udało mi się spotkać, która bardzo chciała rzucić palenie, że ta próba się nie powiodła. Ta moja pierwsza porażka stworzyła pewną barierę. Może dlatego sam nigdy nie paliłem nałogowo. A to, co wiem o paleniu papierosów, że – ZESPÓŁ UZALEŻNIENIA OD NIKOTYNY JEST BARDZO POWAŻNYM SCHORZENIEM – zmusza mnie do działania!
Mam oczywiście świadomość, że zerwanie z nałogiem jest sprawą niezwykle trudną. Chcę też podkreślić z całą mocą, że leczenie z nałogu palenia tytoniu jest leczeniem jak każde inne, tylko bardziej skomplikowanym, ponieważ mamy tu do czynienia zarówno z uzależnieniem biologicznym, jak i całym zespołem zachowań.
Lekarz ma w tej sprawie do odegrania jedną z kluczowych ról, szczególnie lekarz pierwszego kontaktu. To jest zresztą jeden z jego podstawowych obowiązków, niestety, niełatwy do zrealizowania. Potrzebna tu jest bowiem nie tylko ta część wiedzy, którą nabywamy podczas studiów medycznych, ale również inna umiejętność – trening w kierunku inicjowania, zwracania uwagi, motywowania, pomagania w odejściu od palenia tytoniu. Przepisanie jakiegoś specyfiku i "odfajkowanie" problemu niczego nie załatwia. Konieczna jest ciągłość postępowania, konsekwencja, ale także postawa samego lekarza, jego przykład.
Jeżeli lekarz pali, jego szanse na skuteczną walkę z nałogiem pacjenta są z pewnością mniejsze – chyba że rzuci palenie razem z nim.
Walka z nałogiem to oczywiście również przyjmowanie leków, to cała procedura diagnostyczna, która jest jednym z elementów skuteczności leczenia z palenia tytoniu. W Polsce wciąż jesteśmy z tym wszystkim na początku drogi...
- Wspomniał pan profesor, że uzależnienie od palenia tytoniu jest chorobą. Czy można jasno sprecyzować, kiedy mamy do czynienia z nałogiem? Czy zależy to np. od liczby papierosów wypalanych dziennie?
- Prawie każdy palacz, gdyby mu powiedzieć, że jest narkomanem, bardzo się oburzy. Podobnie zareaguje, gdy się stwierdzi, że to nie on sobą, ale papieros nim rządzi. Rzucenie palenia tytoniu jest trudne, czasem nawet bardzo. Potrzebna jest do tego nie tylko wiedza lekarza, ale również zrozumienie sytuacji przez samego pacjenta. Każdy, kto uważa, że nie jest uzależniony, może łatwo się przekonać, jak przedstawia się to w rzeczywistości. Otóż cechą uzależnienia od nikotyny jest m.in. to, że uspokojenie czy ustanie objawów wynikających z abstynencji nikotynowej – wymaga podania kolejnej dawki tej substancji, innymi słowy – wykonania co najmniej kilkunastu inhalacji dymu tytoniowego.
Pacjenci-nałogowcy mają zwykle przerwę nocną, nie podają sobie wtedy nikotyny. Chociaż nie wszyscy! Około 7% Polaków jest uzależnionych do tego stopnia, że budzą się w nocy....
- Żeby zapalić?...
- Żeby podać sobie kolejną porcję nikotyny, czyli substancji narkotycznej, od której są uzależnieni! Palenie to podawanie sobie nikotyny. I z tego trzeba sobie zdawać sprawę, bo uświadomienie sobie tego faktu to jeden z warunków zerwania z nałogiem.
Ogromna liczba osób, które przesypiają jeszcze całą noc i których uzależnienie nie jest tak głębokie, że budzi ich brak narkotyku, zaczyna dzień od podania sobie dawki nikotyny w postaci zapalonego papierosa! Każdy z palaczy, jeżeli chce się przekonać, jak głęboko jest uzależniony, może wykonać na sobie prosty eksperyment: obudzić się rano (najlepiej w dniu, w którym nie pracuje, bo takie doświadczenie może być związane z różnymi kłopotami) i zobaczyć, jak długo jest w stanie normalnie funkcjonować... BEZ PAPIEROSA! Czyli – zająć się normalnymi czynnościami: umyć się, ogolić czy umalować, zjeść śniadanie, porozmawiać z rodziną.
Dla większości palaczy cezurą jest godzina, po której zaczynają mieć typowe objawy "odstawienia", a więc głodu nikotynowego: nieodpartą chęć zapalenia papierosa, tj. podania sobie kolejnej dawki nikotyny, czasem tak przykre objawy, jak drżenie rąk, pocenie się, niepokój, zaburzenie różnych funkcji organizmu, łącznie ze spadkiem lub wzrostem częstości tętna. Następstwa mogą być więc poważne.
Jeżeli takie objawy nie występują, palący spokojnie może wytrzymać dzień czy drugi bez inhalowania kolejnych dawek nikotyny, to z całą pewnością nie jest uzależniony. Ale wśród palaczy niewielu jest takich, którzy palą okazjonalnie (co różnicuje palenie tytoniu od np. picia alkoholu). Zdecydowana większość palaczy musi systematycznie, co godzina, podawać sobie kolejną dawkę, by ich receptory były wypełnione nikotyną. Nikotyna bowiem rozkłada się, wypłukuje z organizmu i jeżeli ktoś odczuwa przemożną potrzebę zapalenia, to jest to dowód na to, że jest chory na zespół uzależnienia od nikotyny – z wszystkimi wynikającymi stąd problemami, które nieuchronnie pojawią się w momencie, kiedy będzie chciał przestać podawać sobie nikotynę.
- Jak skutecznie walczyć z nałogiem?
- Rzucenie palenia jest procesem. I zwykle nie udaje się za pierwszym razem. Do tego, żeby rzucić palenie, muszą być spełnione pewne warunki: pacjent nie może rzucić palenia, jeżeli nie wie, dlaczego ma zerwać z nałogiem, nie ma motywów, nie zdaje sobie sprawy, jakie zagrożenia są związane z systematycznym inhalowaniem dymu tytoniowego.
Palacze twierdzą, że nikotyna daje im przyjemność, uspokaja, kiedy są zdenerwowani; a kiedy są ospali – mobilizuje ich. Ale przecież nie wolno zapominać, że paląc jednego papierosa, wprowadzamy do organizmu 4 tys. substancji, z których co najmniej 40 jest rakotwórczych. Na dodatek, jeżeli robimy to systematycznie, np. paląc 40 papierosów dziennie, podajemy sobie w ciągu dnia 200-240 porcji dymu tytoniowego. Przez dziesięć czy kilkanaście lat ta ilość wynosi już miliony.
Tymczasem ten koktajl 4 tysięcy związków chemicznych ma bardzo niekorzystny wpływ na zdrowie: dym tytoniowy i te 40 substancji rakotwórczych mogą zainicjować tworzenie nowotworu. Nie ma żadnych wątpliwości, bo zostało to naukowo udowodnione, że pochłanianie nikotyny jest przyczyną powstawania 14 lokalizacji nowotworowych.
Po drugie, dym tytoniowy jest najsilniejszym czynnikiem przyspieszającym rozwój miażdżycy w naszym organizmie. Po trzecie, jest najsilniejszym czynnikiem sprzyjającym powstaniu 80% przewlekłych nieżytów oskrzeli prowadzących do niesprawności funkcjonowania układu oddechowego, takich jak rozedma i pełna niewydolność układu oddechowego.
Oczywiście, by narazić się na takie konsekwencje, trzeba palić odpowiednio długo, ale pamiętajmy, że płuca palacza starzeją się ZAWSZE 2-3-krotnie szybciej niż osoby niepalącej.
Po czwarte: jeżeli pali matka w okresie ciąży, to razem z nią pali również jej dziecko. Dziecko rodzi się mniejsze, słabiej rozwinięte, gorzej przygotowane do życia. Ale nałogowe palenie jest też przyczyną setek innych schorzeń, które albo wynikają przyczynowo, albo, jak w przypadku choroby wrzodowej żołądka czy dwunastnicy, ich bieg jest pogarszany przez inhalowanie dymu.
Z punktu widzenia naszego zdrowia inhalowanie dymu tytoniowego jest zatem ryzykiem, czynnikiem numer jeden przedwczesnego zapadania na szereg chorób oraz przyczyną przedwczesnej niesprawności zdrowotnej. I to jest powód, jedyny z mojego lekarskiego punktu widzenia, dla którego ludzie powinni zaprzestać inhalowania dymu tytoniowego. Ale o tym wszystkim, by zerwać z nałogiem, palacz musi wiedzieć!
Niestety, zwykle bagatelizuje się sprawę, mówiąc: "palenie jest szkodliwe, ale jedzenie pomidorów też jest szkodliwe." Palacze lubią się powoływać na tego typu absurdy. Zapomina się także o SKALI zjawiska, tymczasem palenie tytoniu dotyczy w Polsce 9 milionów ludzi! Te 9 milionów pali średnio ponad 20 papierosów przez 20 lat. Wypalając 90 mld papierosów rocznie, inhalują bilion porcji dymu tytoniowego! I stąd ten ogrom szkód zdrowotnych w Polsce.
Jeżeli człowiek chce być w dobrej formie, by dożyć swego biologicznego czasu, to musi zdać sobie sprawę, iż jest to niemożliwe, jeżeli pali papierosy. Dlaczego? Ponieważ palenie skraca życie co najmniej o 20 lat, czyli o 1/4 tego, co nam się należy!
Ale nawet wiedza o tym nie wystarcza do rzucenia palenia. Trzeba jeszcze chcieć, mieć motywację.
Motywy muszą być jasne i do ich takiego sformułowania bardzo pomocny może być LEKARZ RODZINNY. Obowiązkiem lekarza rodzinnego jest pomóc pacjentowi w odnalezieniu motywacji. Nie jest to łatwe.
Podpieranie się argumentami zdrowotnymi nie każdemu, niestety, trafia do przekonania. Ale można się powołać na inne uzasadnienia, np. uświadomić pacjentowi, że wypalając z małżonką przez 40 lat 20 papierosów dziennie, puszcza z dymem równowartość mniej więcej dwupokojowego mieszkania. Za te pieniądze mógłby, jeżeli jest zapalonym turystą, kilka razy wybrać się w podróż dookoła świata. Tu warto podkreślić, że Polacy, którzy nie są przecież najbogatszym narodem świata, puszczają z dymem 16 miliardów złotych rocznie! Jak bylibyśmy bogaci, gdyby przez 10 lat nikt w Polsce nie palił, a zaoszczędzone pieniądze (10 razy po 16 miliardów!) zostałyby rozsądnie zainwestowane!
Kiedy pacjent już wie, czym grozi palenie, jeżeli został wcześniej odpowiednio zmotywowany, łatwiej mu podjąć decyzję o rozstaniu z nałogiem.
- Zwykle nie udaje się to za pierwszym, drugim, nawet trzecim razem...
- Wtedy znowu niezbędna jest pomoc lekarza, bo w takim wypadku POTRZEBNE SĄ LEKI.
Istnieją obecnie 2 grupy substancji, których działanie, co zostało naukowo udowodnione, pomaga w rzuceniu palenia. Pierwsza to tzw. nikotynowa terapia zastępcza, podczas której przez pewien czas, w pierwszym okresie rzucenia palenia, podaje się nikotynę z innego źródła, np. w postaci tabletek (cytyzyna), gumy do żucia czy z plastra. Pacjent już nie pali, ale wciąż jeszcze dostaje nikotynę, by łagodzić objawy odstawienia.
Do drugiej grupy leków, których skuteczność została naukowo udowodniona, należy BUPROPRION, zawierający substancję o działaniu trochę antydepresyjnym i który początkowo jako taki lek został wprowadzony do praktyki lekarskiej. Ale zauważono też jego pomocne działanie w trakcie rzucenia palenia tytoniu. Po zastosowaniu tego leku pacjent przestaje mieć ochotę na zapalenie papierosa. Dla pewnej grupy osób jest to idealny lek, bo oprócz tego łagodzi objawy abstynencji nikotynowej.
Zarówno lekarz, jak i pacjent muszą zdawać sobie sprawę ze skutków ubocznych rzucenia palenia tytoniu. Jednym z nich, bardzo ważnym szczególnie dla kobiet, ale nie tylko, jest to, że zaprzestanie inhalowania nikotyny może prowadzić do wzmożonego apetytu. W zasadzie to coś pozytywnego, bo metabolizm wraca do normy i po prostu trzeba w tym okresie uważać na wagę: próbować zmienić sposób odżywiania, obniżyć poziom dostarczanych kalorii.
Ale powiedzmy otwarcie: przytycie o 2-3 kg nie jest jeszcze tragedią, natomiast z całą pewnością jest większą korzyścią dla naszych organizmów niż wypalanie 20-30 papierosów dziennie. Ten minimalny przyrost wagi, którego należy się spodziewać w związku z rzuceniem palenia nikotyny, nie powinien budzić strachu. Co ważniejsze – przybywanie na wadze nie jest wcale nieodłącznie związane z rzuceniem palenia; są osoby, które nawet TRACĄ na wadze, jeżeli pracują nad wydatkowaniem kalorii, dzięki np. uprawianiu sportu.
Bardzo ważne jest w tym okresie spożywanie warzyw i owoców, dzięki czemu łatwiej utrzymać prawidłową wagę. Poza tym warzywa i owoce przez co najmniej 2 lata od rzucenia palenia powinny być żelaznym punktem diety rzucającego, zawarte w nich witaminy pozwalają bowiem szybciej odbudować mechanizmy, które zostały naruszone przez wieloletnie inhalowanie dymu tytoniowego.
- Co stanowi największy problem w walce z nałogiem?
- To, że wciąż jeszcze znaczna liczba lekarzy jest do niej zupełnie nieprzygotowana i nie rozumie, że leczenie z palenia tytoniu NALEŻY DO OBOWIĄZKÓW LEKARZA RODZINNEGO! Wciąż jeszcze stawiane jest pytanie: Dlaczego ja mam się tym zajmować? Przecież to sprawa pacjenta.
O ile wiem, na żadnej z polskich akademii medycznych nie uczą, w jaki sposób leczyć ludzi z nałogu palenia. Tymczasem każdy lekarz powinien nie tylko mieć odpowiednią wiedzę, ale przede wszystkim przekonanie, że to należy do jego obowiązków. Są przecież choroby, i to najpoważniejsze, najbardziej podstawowe i najczęściej występujące, których wyleczenie – bez wyleczenia z nałogu palenia tytoniu – jest niemożliwe.
Jak np. lekarz może zlikwidować przewlekły nieżyt układu oddechowego, jeżeli pacjent kontynuuje inhalowanie dymu tytoniowego? Jak da sobie radę z rozedmą płuc u palacza, jeżeli ten nie zrezygnuje z nałogu? Jak można polepszyć funkcjonowanie układu oddechowego, jeżeli nie wyleczymy chorego z inhalowania dymu? Podobnie – w przypadku wszystkich chorób wynikających z miażdżycy, chorób naczyniowych. Jak można wyleczyć skutecznie pacjenta z choroby wieńcowej, jeżeli nie zaprzestanie inhalowania 240 razy dziennie substancji, której obecność prowadzi do pogorszenia jego stanu – do skurczu naczyń, a u niektórych pacjentów wręcz prowokuje wystąpienie choroby wieńcowej?
Leczenie z nałogu należy nie tylko do lekarzy pierwszego kontaktu, ale jest również podstawowym obowiązkiem lekarzy leczących wszelkie schorzenia. Jak można np. wykonać zabieg chirurgicznego leczenia naczyń serca (tzw. bypassy), jeżeli przedtem pacjent nie został wyleczony z nałogu palenia papierosów? TO JEST ABSURD! Nie tylko z punktu widzenia finansów państwa, ale także absurd z punktu widzenia losów zdrowotnych leczonego. Jeżeli chirurg kardiolog nie wyleczył przed takim zabiegiem pacjenta z nałogu palenia, popełnił poważny błąd w sztuce! I to nie jest tylko wina pacjenta!
- Wspomniał kiedyś pan profesor, że tak powszechny nałóg palenia papierosów jak w Polsce to nieszczęście, które dotyczy w zasadzie krajów biednych. Czy nie jest tak, że palimy ZAMIAST, bo jest to najtańsza przyjemność, na którą możemy sobie jeszcze pozwolić?
- To argument nałogowych palaczy. Ale sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, a może... znacznie prostsza!
Bo to jest naprawdę bardzo wielki problem, przy którym dotykamy też sprawy równego dostępu do informacji i do zdrowia. Obecnie wiele dyskutuje się o kwestii równego dostępu do leczenia, ale równie ważną, o wiele bardziej skomplikowaną sprawą jest równy dostęp do zdrowia.
Jeżeli palę, to moja szansa na zachorowanie na wszystkie te choroby, o których mówiłem, jest wielokrotnie wyższa niż u osób, które nie inhalują dymu. Dla lekarza ludzie mniej wykształceni, gorzej uposażeni, wymagają większej troski. Obowiązkiem państwa powinno być np. rekompensowanie kosztów leczenia z nałogu palenia papierosów. Takie leczenie powinno być zaliczane do obowiązkowych zadań ubezpieczalni zdrowotnych i rekompensowane, przede wszystkim ludziom biednym, bezrobotnym. Powinno ono być bezpłatne. Jest to bowiem najlepszy, najskuteczniejszy sposób utrzymania się w zdrowiu, a jednocześnie – zapobiegania wyżej wspomnianym chorobom.
Jeżeli publiczny płatnik płaci za leczenie choroby wieńcowej, to istotne powinno być dla niego wyleczenie z nałogu. Niestety, tak skomplikowany sposób myślenia jest obcy przynajmniej części decydentów zdrowotnym. Leczenie z palenia papierosów powinno się stać jednym z najważniejszych elementów zarówno medycyny zachowawczej, jak i specjalistycznej.
- Na razie – zaczynają palić ludzie coraz młodsi. Czy kampanie antynikotynowe trzeba zaczynać już w młodszych klasach szkoły podstawowej?
- Gorzej niż było w latach 70. już być nie może! Może być tylko lepiej! Wtedy palili wszyscy, no może prawie wszyscy dorośli mężczyźni. I też zaczynali palić w dzieciństwie.
Eksperymentowanie z papierosami nie jest niczym nowym. Narzekanie, że teraz dzieci palą, jest ilustracją przysłowia: "zapomniał wół, jak cielęciem był"! Każdy z obecnych czterdziestolatków zaczynał eksperymentować z papierosami w wieku 10 czy 12 lat. Problem polega tu nie na tym, żeby zabronić palić, ale żeby rozmawiać, a przede wszystkim – samemu dawać przykład. Na szczęście dzieci początku XXI w. są nieco rozsądniejsze niż dzieci z lat siedemdziesiątych. Zresztą liczba dzieci podejmujących takie eksperymenty u nas i w innych krajach Europy jest zbliżona. Ale znacznie większa część tych eksperymentujących w Polsce w porównaniu z Europą Zachodnią zaczyna palić na stałe.
- Co pan profesor uważa za swój największy sukces w walce z paleniem?
- Największym sukcesem – nie moim, ale Polaków jest to, że udało się z tymi uwagami dotrzeć do mądrego narodu. I że ten mądry naród wyciągnął z tego wnioski: sprzedaż papierosów, mimo że były one przez całe lata 90. bardzo agresywnie reklamowane, spadła, szczególnie wśród mężczyzn i młodych kobiet.
Sukcesem jest to, że mamy obecnie jedną z najlepszych ustaw regulujących ograniczanie zdrowotnych następstw palenia tytoniu, że wiele elementów tej ustawy zostało bardzo dobrze wprowadzonych w życie, że mamy największe ostrzeżenia na paczkach papierosów, a nie mamy już reklamy papierosów – ani na bilboardach, ani prasowej.
Być może, nie jest to ważne dla ludzi wykształconych, ale dla pozostałych, szczególnie dzieci, jest istotne. Ale przede wszystkim, największym moim sukcesem jest poprawa stanu zdrowia Polaków w latach dziewięćdziesiątych.
Oczekiwana długość życia wzrosła o prawie 4 lata u mężczyzn i prawie 3 lata u kobiet. Mniej więcej 30% tego sukcesu wynika właśnie z rezygnacji palenia tytoniu.
Ale to, co najbliższe mojemu sercu, jako pracującemu w Centrum Onkologii, a jednocześnie odpowiedzialnemu za to, by jak najmniej Polaków chorowało na nowotwory złośliwe – to fakt, że odnotowujemy w tej chwili w Polsce wyraźny spadek zachorowań na te schorzenia.
Poprawa jest szczególnie wyraźna wśród mężczyzn młodych i w średnim wieku, a wynika z całą pewnością ze zmniejszenia częstotliwości palenia. Dobitnie świadczy o tym spadek zachorowań na raka płuc.
I jest to z całą pewnością sukces mojego zespołu. Jesteśmy z tego bardzo dumni.
PROFESOR WITOLD ZATOŃSKI – sztandarowa postać polskiej profilaktyki antynikotynowej. Do walki z nałogiem palenia skłoniły go między innymi przeżycia z dzieciństwa. Odnosi niewątpliwe sukcesy: liczba palących Polaków maleje z roku na rok, mimo to uważa, że wciąż jesteśmy w pół drogi...