Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 5–8/2003
z 23 stycznia 2003 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Dzień wyzwolenia

Małgorzata Solecka

Bywają politycy sympatyczni, bywają nieprzystępni. Jednych się lubi, innych omija wzrokiem. Są tacy, których słucha się z przyjemnością, inni mówią tak, jakby ich językiem ojczystym był perski. Niektórzy są mądrzy, większość niestety trudno za takich uznać. Zdarzają się wśród nich barwne osobowości i żelazne charaktery, budzące żywiołowe emocje. Albo się za takimi przepada, albo się ich nie znosi.


Były minister zdrowia stanowił klasę samą dla siebie. Budził zdecydowane emocje. Zdecydowanie negatywne. Wyłącznie zdecydowanie negatywne.

Mariusz Łapiński urzędował 434 dni. O 434 za długo. Był złym, niekompetentnym ministrem. Ale tym nie da się wytłumaczyć ani żywiołowej niechęci, jaką budził, ani eksplozji radości, którą wywołała jego dymisja. W końcu nie on pierwszy wykazywał się brakiem kompetencji i z pewnością – niestety – nie ostatni.

Więc choć podstawą oceny każdego ministra powinny być sprawy merytoryczne, fenomenu wyjątkowo złej prasy Łapińskiego nie da się wytłumaczyć bez sięgnięcia do sfery emocji.

Z ludźmi można zrobić wszystko!

Nie było tygodnia, żeby nie przybył jakiś nowy przykład, że Łapiński ma ludzi za nic. Zaczęło się w pierwszym dniu urzędowania, gdy jeszcze nieodwołanym przez premiera wiceministrom z rządu Jerzego Buzka kazał odebrać samochody, a pracowników powitał stwierdzeniem: "Dużo tu was. Jeśli ktoś chce odejść, nie będę zatrzymywać". Potem było coraz śmielej. Powiedzieć publicznie, że zwalnia się urzędników, bo są dowody na przestępczą działalność? Proszę bardzo! Oskarżyć dziennikarzy, że za pieniądze krytykują ministra? Dlaczego nie! Deklarować chęć współpracy ze wszystkimi dyrektorami kas chorych w piątek w nocy, by w poniedziałek rano nasłać na niektórych policję, prokuraturę i służby specjalne? Znakomity pomysł! Przez piętnaście miesięcy kręcić karuzelą stanowisk, zwalniać kolejnych urzędników, na ich miejsce przyjmując nowych, swoich? Ależ oczywiście. Przecież wszystko wolno! Doprowadził tym do sytuacji, w której dyrektorzy najważniejszych placówek medycznych obawiali się posądzenia nie tylko o formułowanie krytycznych opinii pod adresem ministra, ale – jak w czasach dawno zapomnianych – nawet o kontakty z dziennikarzami...

Prawo to ja!

Gdy Mariusz Łapiński został ministrem, zaczęło się wydawać, że jednoosobowo stanowi prawo. Że cokolwiek powie, natychmiast – skoro rzekł – staje się normą obowiązującą. Powiedział, że karetki mają wyjeżdżać do każdego wezwania? Powiedział! Więc po co jeszcze zmieniać jakieś rozporządzenie, by decyzja weszła w życie? Niektórzy uważają, że przekonanie Łapińskiego o własnej wszechmocy trzeba tłumaczyć względami osobowościowymi. Bardziej właściwa wydaje się diagnoza, że po prostu nie miał pojęcia, jak wygląda proces rządzenia – w tym stanowienia prawa. – Minister zdrowia nie rządzi dekretami – mówił z wyraźnym żalem kilka miesięcy po objęciu stanowiska.

Gdyby minister rządził dekretami, wszystko byłoby prostsze. Ot, choćby kwestie finansowe. Gdy Łapiński zaczynał urzędowanie, zapowiadał, że będzie się starać o dodatkowe pieniądze na ochronę zdrowia. Zdecydowana postawa ministra finansów Marka Belki przesądziła o zamrożeniu na 2002 r. składki na poziomie 7,75 procent. Nie minęły jednak cztery miesiące, a szef resortu zdrowia publicznie przedstawił obliczenia, z których czarno na białym wynikało, że system ochrony zdrowia pieniędzy ma w bród. – Dzięki wprowadzonym rozwiązaniom możemy zaoszczędzić nawet 8 miliardów złotych – mówił w lutym 2002 r. zdumionym dziennikarzom. Miliard złotych oszczędności miały przynieść zmiany na listach leków refundowanych, niemal 3 miliardy wprowadzenie Rejestru Usług Medycznych, następne... a zresztą, kto by teraz chciał wspominać, co rok temu mówił Łapiński. Liczą się efekty rządów, a nie obietnice.

Obiecać można, rozliczać – nie!

Urzędowanie Łapińskiego to jedna wielka obietnica. Obietnica, że będzie lepiej. Oczywiście wtedy, gdy znikną kasy chorych i zapanuje Narodowy Fundusz Zdrowia. Dlatego – w zasadzie – minister (były minister!) miał rację, kiedy się zżymał na krytykę ze strony mediów i opozycji. Przecież dopóki są kasy chorych, w systemie ochrony zdrowia nie może zdarzyć się nic dobrego. Wszystko dobre przyjdzie wraz z funduszem.

Nieopatrznie, na początku urzędowania, Łapiński zadeklarował, że 2002 r. będzie okresem przejściowym między systemem kas chorych a funduszem. Niektórzy zaczęli sarkać, że w okresie przejściowym ze złego do dobrego powinno się zacząć już poprawiać, a nie pogarszać, ale to tylko niektórzy! Pozostali wiedzieli, że do systemu ochrony zdrowia powróciła dialektyka marksistowsko-leninowska. W miarę rozwoju systemu socjalistycznego walka klas się zaostrza, a nie słabnie. Czyli, im bliżej ideału – tym więcej wrogów i przeciwności.

Co nam da Fundusz?

Ekstrapolując obietnice, składane przez b. ministra w ciągu 15 miesięcy – na dzień, po którym ruszy wreszcie Narodowy Fundusz Zdrowia, można wyobrazić sobie system doskonały.

Po pierwsze, fundusz będzie płacić za wszystko. Koniec z koszmarem limitów i nadwykonań, nie dającym spać dyrektorom szpitali i właścicielom placówek medycznych. Wprawdzie z przepisów wcale to nie wynika, ale taką obietnicę w imieniu Łapińskiego składała menedżerom wiceminister Ewa Kralkowska. Co więcej – wszystkim będzie płacić tyle samo. No, prawie tyle samo. Ile dokładnie? Dyrektorzy – po zapowiedziach – mogli liczyć, że więcej. Kiedy zobaczyli aneksy do kontraktów na br., okazało się, że płacić się będzie teraz mniej. – Do czasu aż znikną kasy chorych – pocieszają się, licząc dni, które pozostały do inauguracji działalności Funduszu.

Po drugie, koniec kolejek do lekarzy, zwłaszcza specjalistów. Nie wiadomo, co prawda, jak ten cud się dokona, skoro pieniędzy w systemie ma być mniej. Hipotezy są dwie: albo lekarze zostaną zmoblizowani, skoszarowani i zagnani do pracy w ramach obowiązkowej służby wojskowej, i przyjmując pacjentów 24 godziny na dobę rozładują kilkumiesięczne kolejki... albo znikną z publicznych placówek. A wraz z nimi, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znikną i kolejki pacjentów.

Po trzecie, lekarze podstawowej opieki zdrowotnej życie będą spędzać za kółkiem. Koniec problemów z pogotowiem ratunkowym. Każdy będzie sobie mógł wezwać lekarza, bo w ustawie jest zagwarantowana "nocna wyjazdowa pomoc lekarska". Kto za to zapłaci? Lekarz, oczywiście! Stawkę kapitacyjną najpierw mu się obniży, potem, z czasem, doda parę groszy.

Po czwarte, pacjent będzie mógł sobie wybrać każdy szpital, w całym kraju, w którym chce być leczony. Żadnych ograniczeń, żadnych barier. Szpitale kliniczne, instytuty, szpitale specjalistyczne – otwarte dla każdego. Że to pociągnie za sobą olbrzymie koszty? Że nie każdy musi być leczony w najlepszych placówkach? I jak zapobiec kolejkom, jakie niechybnie utworzą się do cieszących się największą sławą klinik i oddziałów? Malkontenctwo!

Po piąte, szpitale poradzą sobie z długami. Nie wiadomo do końca, w jaki sposób, ale w systemie idealnym (a takim przecież będzie system Narodowego Funduszu Zdrowia) nie ma miejsca na coś tak nieprzyjemnego jak długi. Więc choć przez piętnaście miesięcy nie zrobiono nic, by zatrzymać spiralę zadłużenia, a niekiedy wręcz ją nakręcano, problem zobowiązań wymagalnych (szacowanych na 3 do 5 mld zł) po prostu musi się sam rozwiązać.

Po szóste, będą tanie leki. Nie wiadomo dokładnie, jakie i kiedy, bo lista "leków za złotówkę" tworzy się w ciężkich bojach, ale będą.

Po siódme... Stop. Właśnie sobie uświadomiłam, że wyliczanie jasnych stron nowego systemu traci sens. Nowy minister zdrowia zdążył już ostrzec, że sytuacja nie poprawi się z dnia na dzień...

Ale kiedyś chyba będzie lepiej? Czy już zawsze tylko będziemy musieli konstatować: "Lepiej już było!"?

Bo jak miałoby nie być lepiej, to niech chociaż będzie mądrzej. I bardziej przejrzyście. I chociaż trochę normalniej.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Artrogrypoza: kompleksowe podejście

Artrogrypoza to trudna choroba wieku dziecięcego. Jest nieuleczalna, jednak dzięki odpowiedniemu traktowaniu chorego dziecku można pomóc, przywracając mu mniej lub bardziej ograniczoną samodzielność. Wymaga wielospecjalistycznego podejścia – równie ważne jest leczenie operacyjne, rehabilitacja, jak i zaopatrzenie ortopedyczne.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Sieć zniosła geriatrię na mieliznę

Działająca od października 2017 r. sieć szpitali nie sprzyja rozwojowi
geriatrii w Polsce. Oddziały geriatryczne w większości przypadków
istnieją tylko dzięki determinacji ordynatorów i zrozumieniu dyrektorów
szpitali. O nowych chyba można tylko pomarzyć – alarmują eksperci.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

Pneumokoki: 13 > 10

– Stanowisko działającego przy Ministrze Zdrowia Zespołu ds. Szczepień Ochronnych jest jednoznaczne. Należy refundować 13-walentną szczepionkę przeciwko pneumokokom, bo zabezpiecza przed serotypami bardzo groźnymi dla dzieci oraz całego społeczeństwa, przed którymi nie chroni szczepionka 10-walentna – mówi prof. Ewa Helwich. Tymczasem zlecona przez resort zdrowia opinia AOTMiT – ku zdziwieniu specjalistów – sugeruje równorzędność obu szczepionek.




bot