Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 46–47/2001
z 14 czerwca 2001 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Samorządowa "trzecia droga"

Krzysztof Bukiel

Wybory – tradycyjnie – to festiwal pomysłów na rozwiązanie dotychczas nie rozwiązanych problemów. Do takich należy ciągle służba zdrowia. Kluczowym problemem jest w tym przypadku ilość pieniędzy przeznaczonych na lecznictwo. Tego tematu politycy wolą jednak nie poruszać. Muszą zatem proponować jakiś inny, "cudowny sposób", który sprawi, że za te same pieniądze służba zdrowia zacznie funkcjonować lepiej. Takim remedium na jej problemy staje się ostatnio koncepcja tzw. samorządowej służby zdrowia, mająca stanowić swoistą "trzecią drogę" między ubezpieczeniowym a budżetowym lecznictwem.


Pomysł likwidacji kas chorych i przekazania pieniędzy z kas samorządom ogłosił nieśmiało SLD już dobrze ponad rok temu. Później "próbny balon" z taką samą propozycją wysłało PSL, ostatnio także – Platforma Obywatelska. W jej akurat przypadku trudno się dziwić. Główną część Platformy stanowią bowiem byli działacze Unii Wolności, która zawsze – i początkowo jako jedyna – zdecydowanie opowiadała się za taką formą organizacji i finansowania lecznictwa. Zresztą właśnie starania UW – z czasów gdy była ona w koalicji z AWS – sprawiły, że obecny system opieki zdrowotnej bardziej przypomina budżetową niż ubezpieczeniową służbę zdrowia.

Jakkolwiek pomysł likwidacji kas chorych i zastąpienia ich samorządową służbą zdrowia może – osobom nie zorientowanm – wydawać się oryginalny i wart poparcia, to w istocie zdradza jedynie bezsilność polityków wobec sytuacji w ochronie zdrowia i chęć ucieczki w tani populizm. Autorzy tej propozycji opierają się bowiem na dość prymitywnym rozumowaniu: kasy chorych są krytykowane – trzeba zlikwidować kasy i w ten sposób zadowolić "lud", nie wnikając w istotne przyczyny tej krytyki. Trzeba również zaproponować coś – z pozoru – nowego, czego jeszcze nie było. Budżetową służbę zdrowia mieliśmy już w Polsce przez niemal 50 lat i ostatecznie się skompromitowała. Obecnie – wg oficjalnej wykładni i powszechnych opinii, chociaż wbrew rzeczywistości – mamy ubezpieczenia zdrowotne, ale one też się skompromitowały. Został zatem trzeci wariant: służba zdrowia finansowana i organizowana przez samorząd terytorialny.

Spróbujmy się jednak zastanowić, co rzeczywiście dobrego przyniósłby ten sposób organizacji opieki zdrowotnej. Czy zlikwidowałby np. największe wady obecnego systemu?

Jedną z nich jest monopolistyczna pozycja płatnika świadczeń zdrowotnych. To właśnie dlatego kasy chorych mogą narzucać świadczeniodawcom nawet skrajnie niekorzystne umowy, dowolnie zaniżać stawki na świadczenia i dowolnie je różnicować, wypaczając zasady uczciwej konkurencji. Mogą – w końcu – nie podpisać umowy ze świadczeniodawcą, z którym nie chcą, a strona pokrzywdzona nie ma żadnych możliwości dochodzenia swoich praw. Jednym z głównych "narzędzi" zapewniających kasom monopolistyczną pozycję jest oczywiście tzw. konkurs ofert, czyli – w praktyce – przyznanie osobom zarządzającym tymi instytucjami prawa do dowolnego kreowania "dobrych" i "złych" zakładów.

Czy wprowadzenie samorządowej służby zdrowia zlikwiduje tę nadzwyczaj uprzywilejowaną pozycję płatnika? Oczywiście – nie. Być może, nie będzie "konkursu ofert", ale zastąpi je bezpośrednie, administracyjne przydzielanie pieniędzy wybranym świadczeniodawcom przez urzędników samorządowych. Zlikwiduje się przy tym – już definitywnie – rodzącą się tu i ówdzie konkurencję między świadczeniodawcami. Nie do pomyślenia jest przecież, aby jeden powiat "utrzymywał" przychodnie lub szpital w innym powiecie, przekazując tam pieniądze na leczenie swoich mieszkańców. Od chwili wprowadzenia samorządowej służby zdrowia dyrektorzy szpitali mogliby jednak wreszcie spać spokojnie, a ci, którzy nie zdążyli jeszcze skończyć studiów menedżerskich – dać sobie z nimi spokój. Nikt i nic nie będzie już wymagać od dyrektora szpitala umiejętności zarządzania szpitalem zgodnie z zasadami ekonomii. Trzeba będzie – po prostu – wykorzystać budżet przeznaczony na dany rok i odpowiednio uzasadnić tworzące się kolejki pacjentów.

Wprowadzenie samorządowej służby zdrowia nie zlikwiduje również kolejnej istotnej wady obecnego systemu, jaką jest niedostosowanie ilości środków finansowych do potrzeb zdrowotnych obywateli. Tak jak dzisiaj (i jak przez kilkadziesiąt ostatnich lat), o ilości pieniędzy przeznaczonych na leczenie decydować będą politycy, a dla uzasadnienia marnotrawstwa – będą obiciążać obywateli coraz to wyższymi podatkami. Deficyt świadczeń zdrowotnych i kolejki do leczenia pozostaną zatem w samorządowej służbie zdrowia równie trwałym elementem jak obecnie. Dla niezadowolonych z takiego systemu pozostanie jedynie leczenie całkowicie prywatne, na które – przy rosnącym fiskalizmie – stać będzie niewielu.

Samorządowa służba zdrowia nie jest też żadnym lekarstwem na nadużywanie świadczeń zdrowotnych przez pacjentów. Jego przyczyną jest bowiem brak bezpośredniego udziału własnego pacjentów w pokrywaniu kosztów świadczeń. Wprowadzenia takiego współpłacenia nie przewidują jednak ci, którzy chcą zastąpić kasy chorych samorządem terytorialnym.

Jeśli samorządowa służba zdrowia nie likwiduje żadnej z głównych wad obecnego systemu, jakie argumenty są przytaczane za jej wprowadzeniem? Jednym z nich jest teza, że samorząd terytorialny lepiej wydaje pieniądze niż budżet centralny. Twierdzenie to jest jak najbardziej słuszne, ale nie ma ono w przypadku lecznictwa żadnego zastosowania. Obecnie bowiem o wydatkowaniu środków przez szpitale, przychodnie czy inne zakłady opieki zdrowotnej nie decyduje żaden "centralny urzędnik", ale – sami świadczeniodawcy.

Kolejnym, chyba najważniejszym argumentem zwolenników samorządowej służby zdrowia, jest twierdzenie, że pieniądze są lepiej wykorzystywane, gdy wszystkie środki przeznaczane na opiekę zdrowotną nad daną populacją pozostają w jednym ręku. Dzięki temu dysponent może przeznaczyć środki, które "zarobił" na mniej kosztownych świadczeniach, na usługi bardziej deficytowe oraz nie ma "przerzucania kosztów" między placówką poz a szpitalem lub specjalistyką. Sytuacja taka zaistnieje, gdy na danym terenie, np. w powiecie, nastąpi ponowna integracja wszystkich działów lecznictwa, zespolonych w jednej strukturze organizacyjnej. W samorządowej służbie zdrowia nie będzie więc miejsca na prywatne gabinety lekarskie, podpisujące kontrakty z dysponentem środków publicznych. Zostanie w ten sposób zaprzepaszczony kolejny pozytywny element obecnego systemu, jakim jest prywatyzacja ambulatoryjnych usług lekarskich – wymuszona co prawda oddolnie przez lekarzy, ale akceptowana, a nawet popierana przez kasy chorych. Zauważmy przy tym, że proponowana przy tej okazji integracja opieki zdrowotnej na danym terenie miała już w naszym kraju miejsce. W ten sposób funkcjonowały w Polsce przez prawie ćwierć wieku Zespoły Opieki Zdrowotnej. Obejmowały one terytorialnie dzisiejsze powiaty, łączyły poz, specjalistykę i szpital, a dysponentem wszystkich środków był dyrektor ZOZ. Zatem samorządowa służba zdrowia już w Polsce była. Faktem jest, że ZOZ-y były swego czasu bardzo wysoko oceniane przez ekspertów WHO. Faktem jest jednak również to, że nie sprawdziły się w Polsce, bo właśnie złe funkcjonowanie służby zdrowia, tak zorganizowanej, spowodowało konieczność jej reformy.

Dlaczego mamy zatem wracać do rozwiązań wcześniej już skompromitowanych? Czy tylko dlatego, że – kryjąc się pod inną nazwą – noszą pozory nowości? Zamiast silić się na oryginalność i uciekać od rzeczywistych problemów służby zdrowia, politycy powinni przyjrzeć się obecnej i dawnej sytuacji w ochronie zdrowia, w sposób chłodny i bez uprzedzeń politycznych. Musieliby wtedy zauważyć, że poprawa sytuacji nastąpiła tylko tam, gdzie ma miejsce rzeczywista, rynkowa konkurencja między świadczeniodawcami, gdzie nastąpiła prywatyzacja usług medycznych, a kasa chorych samoograniczyła się w swojej monopolistycznej pozycji, wprowadzając dla wszystkich świadczeniodawców jednakowe ceny za jednakowe procedury, rezygnując z limitowania świadczeń. Należałoby zatem upowszechnić te pozytywne, rynkowe elementy, a nie – proponować jakąś "trzecią drogę", która – w istocie – jest drogą donikąd.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Odpowiedzialność pielęgniarki za niewłaściwe podanie leku

Podjęcie przez pielęgniarkę czynności wykraczającej poza jej wiedzę i umiejętności zawodowe może być podstawą do podważenia jej należytej staranności oraz przesądzać o winie w przypadku wystąpienia szkody lub krzywdy u pacjenta.

Odmitologizować otyłość

– Większość Polaków uważa, że otyłość to efekt słabej woli. Gdyby podać im hormon głodu – grelinę i zablokować wydzielanie poposiłkowe hormonu sytości – GLP1, nie pohamowaliby się przed kompulsywnym jedzeniem i wciąż byliby głodni. I tak właśnie czują się chorzy na otyłość – mówił podczas konferencji Ekonomia dla Zdrowia prof. Mariusz Wyleżoł. Eksperci wyjaśniali, że otyłość jest chorobą, którą trzeba leczyć.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Reforma systemu psychiatrii zbacza z wyznaczonego kursu

Rozmowa z Markiem Balickim, byłym pełnomocnikiem ministra zdrowia ds. reformy psychiatrii dorosłych i byłym kierownikiem biura ds. pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego na lata 2017–2022, ministrem zdrowia w latach 2003 oraz 2004–2005.

Absurdy ochrony zdrowia

Szpitale, gabinety i przychodnie bywają wylęgarnią absurdów. Zachłanność, znieczulica i bezmyślność czasem rozwijają się w nich niczym rośliny w szklarni.

Dlaczego lekarze za dużo pracują?

Niektórzy twierdzą, że z chciwości, inni, że z poczucia misji i obowiązku. Filozofowie sugerują, że może być to skażenie umysłu etosem pracy stworzonym przez tych, co nigdy nie pracowali, a żyli z pracy innych. Psychologowie, że to wynik bardziej wyrafinowanych potrzeb ludzkich.

Polipragmazja w Polsce

– Konsumpcja leków w Europie i na świecie rośnie. Dlatego powstał nasz raport. Nasze dane mówią, że pół miliona osób po 65. roku życia w Polsce zażywa co najmniej 5 leków dziennie! I mowa tu tylko o lekach refundowanych – podkreśla Adam Niedzielski, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia.

Czy będziemy mądrzy przed szkodą?

Nie może być żadnych wątpliwości: zarówno w obszarze ochrony zdrowia, jak i w obszarze zdrowia publicznego wyzwań – zagrożeń, ale i szans – jest coraz więcej. Dobrze rozpoznawana rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana, zupełnie tak jak w powiedzeniu – im dalej w las, tym więcej drzew.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.




bot