Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 51–66/2019
z 11 lipca 2019 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Szczyt Zdrowie 2019

Małgorzata Solecka

Czego potrzebuje system ochrony zdrowia? Czego potrzebują pracownicy? Czego – last but not least – potrzebują pacjenci? Jakie są oczekiwania, ale i możliwości ich spełnienia? O tym, jak co roku w czerwcu, dyskutowano na konferencji Szczyt Zdrowie.


Szczyt Zdrowie 2019


Najprostsza wydaje się odpowiedź na pytanie, czego potrzebuje system ochrony zdrowia: zmiany i stabilizacji. To tylko pozorny paradoks. Zmiany, bo „tak dalej być nie może”. Stabilizacji, bo wprowadzane chaotycznie (i nieustannie) mniejsze i większe korekty, a nawet tylko zapowiedzi korekt – podkopują jego fundamenty.

Jakich – naprawdę – zmian potrzebuje system ochrony zdrowia? Podczas konferencji miała miejsce prezentacja najnowszej edycji raportu Health Care System in Transition, HiT Poland 2019, w którego tworzenie zaangażowanych było kilka ośrodków eksperckich i naukowych, w tym European Observatory on Health Systems and Policies oraz Instytut Zdrowia Publicznego UJ. Wnioski z tego raportu (za kilka miesięcy powinna się ukazać wersja polskojęzyczna) omawiała dr hab. Iwona Kowalska-Bobko z Instytutu Zdrowia Publicznego, zwracając uwagę, że w ostatnich dwóch kadencjach parlamentarnych nie tylko trudno mówić o ponadpartyjnym konsensusie wokół zdrowia, ale nawet na przestrzeni jednej kadencji doszło do poważnego zwrotu w podejściu do ochrony zdrowia. – Najpierw zapowiadano likwidację Narodowego Funduszu Zdrowia. Potem odstąpiono od tych zapowiedzi, a w ostatnim czasie wydaje się wręcz, że NFZ jest i będzie wzmacniany jako absolutnie podstawowa instytucja w systemie, wręcz przejmująca kompetencje innych graczy systemowych – wskazywała. Jednocześnie przyznała, że jednym z powodów napięć w systemie jest ustrojowy dualizm. Z jednej strony system ochrony zdrowia w dużym stopniu jest zdecentralizowany (na przykład pod względem struktury właścicielskiej placówek zdrowotnych), z drugiej – silnie scentralizowany (płatnik i ośrodki podejmowania decyzji). Rodzi to napięcia, bo samorządy znajdują się na z góry przegranej pozycji. Odpowiadają za majątek (a także, do pewnego stopnia, organizację opieki zdrowotnej) praktycznie bez żadnego wpływu na kierunki podejmowanych decyzji. Rozsądnym wyjściem według ekspertów byłoby połączenie decentralizacji i centralizacji, czyli – regionalizacja ochrony zdrowia. Oddanie kluczowych obszarów władzy i odpowiedzialności regionom, pozostawiając po stronie władzy centralnej „jedynie” kreowanie dobrego prawa i sprawowanie funkcji kontrolnej, z zabezpieczeniem podstawowego koszyka świadczeń oraz nadzorem nad placówkami wysokospecjalistycznymi, a po stronie samorządów niższego szczebla – powiatów i gmin – zadania bardziej adekwatne do ich potencjału. W przypadku gmin byłaby to edukacja i promocja zdrowia, w przypadku powiatów – organizacja podstawowego zabezpieczenia zdrowotnego, obejmującego zarówno POZ, jak i AOS, a także opiekę długoterminową czy szpitale pierwszego stopnia systemu zabezpieczenia.

Do podobnych wniosków prowadziły dyskusje podczas narodowej debaty „Wspólnie dla zdrowia”, na co zwróciła uwagę dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z rady programowej debaty. – To jest dobry czas na poszukanie odpowiedzi na pytanie, czy nie lepiej byłoby uznać, że tak duży kraj jak Polska nie jest i nie będzie w stanie zapewnić absolutnie jednakowych, formalnych warunków do udzielania świadczeń – wskazywała. Jej zdaniem byłoby korzystniej dać regionalnym organizatorom dużą swobodę w poszukiwaniu optymalnych sposobów zabezpieczania świadczeń, a potem wskazywać – na podstawie uzyskanych wyników – najlepsze rozwiązania i promować dobre praktyki.

Bo to, że takie praktyki są możliwe i w tej chwili – w dość niesprzyjających okolicznościach zewnętrznych, przy ciągle niskim finansowaniu ochrony zdrowia i brakach kadrowych – pokazuje choćby przykład Siedlec i organizacji podstawowej opieki zdrowotnej przez Centrum Medyczno-Diagnostyczne. Doktor Paweł Żuk, prezes zarządu spółki, laureat znaczących branżowych nagród, przyznawanych za wdrożenie modelu koordynacji w POZ na długo przed programem POZ Plus, podkreślał różnice między tradycyjnym modelem podstawowej opieki zdrowotnej a tym, jaki wdraża w podległych sobie placówkach (w tej chwili jest ich już ponad dwadzieścia). W tradycyjnym modelu lekarz POZ jest elementem spinającym całej praktyki – przez niego musi „przejść” nie tylko każdy pacjent, ale wręcz każda sprawa, z którą pacjent zgłasza się do poradni. W modelu optymalnym lekarz nadal ma kluczową pozycję, ale w centrum jest pacjent, którego od wszystkich członków zespołu POZ – pielęgniarki, fizjoterapeuty, dietetyka, psychologa etc. – dzieli równy dystans. Lekarz wkracza wtedy, gdy jest to absolutnie niezbędne. Z tego wynika druga zasadnicza różnica – lekarz nie zajmuje się każdą, najbardziej błahą, sprawą, więc ma czas na to, by zajmować się wszystkimi pacjentami, a nie tylko tymi, którzy się do niego zgłaszają. Możliwe staje się więc bardziej ofensywne podejście do aktywnej listy pacjentów i organizowanie dla nich bilansów zdrowia, obejmujących niezbędne badania profilaktyczne. Niezbędne ze względu na wiek oraz ewentualne czynniki ryzyka. Dzięki temu jest szansa – mimo starzenia się populacji – na uzyskiwanie pozytywnych efektów zdrowotnych, wczesne stwierdzanie chorób cywilizacyjnych lub wręcz zapobieganie pojawieniu się ich.

Takie lub podobne rozwiązania, testowane w ramach programu POZ Plus, powinny być inaczej finansowane. Stawka kapitacyjna, będąca podstawą finansowania POZ, na pewno nie odejdzie do lamusa (nie ma takich planów), ale mają – wkrótce – pojawić się mechanizmy premiowania efektów leczenia. Wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski zapowiedział podczas Szczytu Zdrowie, że od 1 stycznia 2020 r. zmieni się sposób finansowania w podstawowej opiece zdrowotnej. Stawka za pacjenta ma być zróżnicowana i wyższa będzie, gdy placówka będzie miała lepsze efekty leczenia. – Widzimy różną jakość w rozpoznawaniu nowotworów wśród placówek POZ – mówi Miłkowski. – Widać, że poszczególne placówki inaczej pracują. Nawet po danych, którymi dysponuje Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc widać, że w POZ jest różny poziom rozpoznawania nowotworów płuc. Skoro są ośrodki, które diagnozują choroby lepiej, trzeba im za to lepiej płacić – dodaje. Obecne umowy, zawarte z placówkami POZ, obowiązują do końca 2019 roku.

POZ w takiej nowoczesnej formule rzeczywiście może się stać fundamentem systemu – takim, jakim powinien być już dwadzieścia lat temu. Podstawowa opieka zdrowotna, przy zastosowaniu nowoczesnych technologii medycznych i lekowych – o czym przekonywali specjaliści z zakresu diabetologii i psychiatrii – mogłaby w lepszy sposób współpracować z AOS, a nawet przejąć znaczącą część zadań opieki specjalistycznej. Prof. Małgorzata Myśliwiec, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii, Diabetologii i Endokrynologii GUM podkreślała, że pacjenci, mając do dyspozycji nowoczesne narzędzia do monitorowania poziomu glikemii, które pozwalają kontrolować nie tylko rzeczywiste poziomy, ale wręcz prognozować ich trendy, mogliby być z powodzeniem prowadzeni przez lekarzy POZ, bez konieczności tak częstych wizyt u specjalisty. Profesor Agata Szulc, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego przypominała z kolei, że w Wielkiej Brytanii tamtejsze praktyki lekarzy rodzinnych w zasadzie przejęły większość świadczeń z zakresu psychiatrii. W polskich warunkach pierwszym krokiem w tym kierunku jest wprowadzenie – pilotażowo – Centrów Zdrowia Psychicznego, czyli „psychiatrycznej POZ”. Dużym ułatwieniem w organizacji opieki nad pacjentami psychiatrycznymi – których przybywa i będzie przybywać – byłaby większa dostępność do nowoczesnych leków, np. takich, które pacjent może przyjmować raz na kilka tygodni (w placówce medycznej).

Lepsze efekty w POZ to – potencjalnie – oszczędności dla systemu. Część tych zaoszczędzonych środków mogłaby, i powinna, zasilić budżet na refundację (w ostatnim okresie pomijany przy nowelizacjach planu finansowego NFZ). A to jest bez wątpienia obszar zainteresowania pacjentów, i to tych wymagających szczególnego wsparcia – z chorobami przewlekłymi. Pacjentów, którym nowoczesna medycyna jest w stanie zapewnić długie i komfortowe życie. Niestety, często nie w Polsce. Również o tym problemie debatowali uczestnicy konferencji Szczyt Zdrowie 2019.

Przykład? Choroba Leśniowskiego-Crohna, dotykająca młodych ludzi, dwudziesto-, trzydziestolatków i w sposób odczuwalny negatywnie rzutująca na możliwość ich funkcjonowania w życiu prywatnym i zawodowym. U większości chorych wymagających leczenia biologicznego doskonale sprawdzają się dotychczas stosowane leki (są już zresztą tańsze leki biopodobne, co radykalnie obniżyło koszty refundacji), jednak – nie u wszystkich. – Inhibitory TNF-alfa są w pełni skuteczne u jednej trzeciej leczonych nimi pacjentów, u kolejnych 30 proc. działają tylko częściowo, a u pozostałych nie działają. Na szczęście są już nowe terapie o innym mechanizmie działania. Są refundowane i stosowane w niektórych krajach Europy – mówił prof. Jarosław Reguła, konsultant krajowy w dziedzinie gastroentorologii. Fakt, że dzięki lekom biopodobnym udało się obniżyć koszty refundacji, powinien – jego zdaniem – przemawiać za pozytywną decyzją w sprawie refundacji nowych cząsteczek.

Problemem jest jednak to, że w polskich warunkach w ogóle jest kłopot z dostępnością do leczenia w przypadku choroby Leśniowskiego-Crohna (i nie tylko). I lekarze, i pacjenci powtarzają od lat, że trzeba być naprawdę chorym, by zostać zakwalifikowanym do programu (naprawdę chorym, czyli w bardzo złym stanie), i w zasadzie po roku, dwóch terapia się kończy. Tym samym pacjenci, nawet rozpoczynając leczenie, cały czas żyją ze świadomością możliwości nawrotu choroby (co samo w sobie jest poważnym obciążeniem).

Zły dostęp do leczenia, do nowoczesnych technologii medycznych, przekłada się – jak podkreślał dr Jakub Gierczyński – na dramatycznie wysoki poziom kosztów pośrednich. – Choroba Leśniowskiego-Crohna jest tutaj doskonałym przykładem. W ZUS jest z tym rozpoznaniem zarejestrowanych około czterech tysięcy osób. I te cztery tysiące osób generuje 25 milionów złotych wydatków, w połowie z rent – przypominał. Tymczasem poprawa dostępności do nowoczesnych leków, jak pokazuje przywołany przez eksperta przykład stwardnienia rozsianego, natychmiast przekłada się na znaczące zmniejszenie kosztów pośrednich. Wydatki na nowoczesne terapie, mówili jednym głosem eksperci w panelu „Postęp w medycynie jako wyzwanie dla polityków zdrowotnych” nie powinny być traktowane jak systemowy koszt, a jako opłacalna – bo hamująca spadek produktywności – inwestycja.

Zwłaszcza, że gros chorób, dla których opracowywane są nowoczesne terapie, dotyka osób mogących pracować. Tak jest np. w szpiczaku, który – jak podkreślał dr Gierczyński – wcale nie dotyka tylko seniorów. – Czterdzieści procent chorych, jak wynika z raportu Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia to osoby w wieku produkcyjnym.

Prof. Tadeusz Pieńkowski, kierownik Kliniki Onkologii i Hematologii CMKP w CSK MSWiA w Warszawie, zwracał uwagę, że w ostatnich latach średnia długość życia pacjentów onkologicznych – w tym pacjentów z rakiem jelita grubego – od momentu stwierdzenia przerzutu do momentu zgonu znacząco się wydłużyła. – Na ten sukces składają się cegiełki, czyli terapie wdrażane u pacjentów w kolejnych rzutach choroby – podkreślał. Tymczasem w Polsce lekarze mają bardzo ograniczone możliwości proponowania pacjentom kolejnych terapii, bo o ile leki pierwszej i drugiej linii są refundowane, o tyle kolejnych – nie. – Można oczywiście stwierdzić, że pacjenta z rakiem jelita grubego nie można wyleczyć. To prawda. Ale nie można też wyleczyć pacjentów z nadciśnieniem tętniczym czy cukrzycą, a jednak ich cały czas leczymy – przypominał.

Przewlekła białaczka limfocytowa, choroba pojawiająca się przede wszystkim w wieku starszym (średnia wieku – 70 lat), dotykająca w Polsce około 2 tys. osób rocznie, do niedawna mogła być leczona wyłącznie chemioterapią, co – jak podkreślał prof. Krzysztof Jamroziak z Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie – łączyło się z powikłaniami. Niedawno pojawiło się innowacyjne, wolne od chemioterapii leczenie dla pacjentów z nawrotową i oporną chorobą. Jest to kombinacja wenetoklaksu z rytuksymabem, o określonym czasie stosowania. Po dwóch latach takiej terapii 87 proc. pacjentów jest w remisji. Pozwala to nie tylko na wydłużenie życia chorych, ale także na poprawę jego jakości. Nie dotyczy to Polski – ciągle brak decyzji o refundacji nowych cząsteczek.

Profesor Wiesław Jędrzejczak, kierownik Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych WUM przypominał, że polskim lekarzom trudno zarzucić chęć nadużywania nowych cząsteczek. Podkreślał, że programy lekowe – najczęstszy mechanizm refundacji nowych, kosztownych leków – konstruowane są tak, by zawęzić populację beneficjentów do takich, którzy z jednej strony mogą najbardziej skorzystać na nowej terapii, z drugiej – jej brak oznacza dla nich największe straty. – Mamy obowiązek, jako obywatele, nieść pomoc tym, których dotknęła poważna choroba, ale również jako obywatele nie możemy wydawać pieniędzy bez widocznego pożytku – podkreślał. Dramat polskich pacjentów – również cierpiących na nowotwory krwi, takie jak szpiczak mnogi – polega na tym, że nie mają dostępu do leczenia o udowodnionej skuteczności. Na świecie, w Europie, nawet kraje biedniejsze niż Polska (np. Rumunia) oferują takim chorym więcej opcji leczenia.

Na ile szanse pacjentów na dostęp do nowoczesnych terapii może zwiększyć rozwój polskiego przemysłu farmaceutycznego? W panelu poświęconym RTR (Refundacyjny Tryb Rozwojowy) padło wiele zapewnień, że przemysł farmaceutyczny – zgodnie z intencją rządu – ma być jednym z priorytetowych dziedzin gospodarki. Projekt RTR, przygotowywany w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, jak zapewniała Anna Rusiecka z Departamentu Innowacji MPiT, jest już praktycznie gotowy, a resort czeka na zielone światło ministra zdrowia, by go zaprezentować, a następnie przełożyć – we współpracy z Ministerstwem Zdrowia – na propozycje konkretnych przepisów, na które czekają zarówno polscy producenci leków, jak i firmy zagraniczne, zwłaszcza te, które już w tej chwili inwestują w Polsce.

– Polscy pacjenci będą się czuli bardziej bezpiecznie, wiedząc, że nie zabraknie dla nich leków, bo są one produkowane w Polsce. Powinniśmy zrobić wszystko, by takich preparatów było jak najwięcej – mówił poseł Marcin Duszek (PiS), podkreślając, że sektor farmaceutyczny, który w ciągu ostatniego ćwierćwiecza stracił na znaczeniu, ma szansę i powinien stać się kołem zamachowym polskiej gospodarki.
Mocniej głos polityków wybrzmiał w panelu „Recepta na zdrowie 2019–2023”, w którym przedstawiciele wszystkich liczących się sił politycznych mieli możliwość wskazania szczególnie istotnych wyzwań w ochronie zdrowia. W dyskusji wyraźnie przebijały się dwa wątki.

Po pierwsze, większe zaangażowanie Unii Europejskiej w problematykę ochrony zdrowia. Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL, przypominał, że o takim zaangażowaniu w kampanii do Parlamentu Europejskiego mówiła Koalicja Europejska, której PSL był członkiem. – Fundusze unijne powinny zasilać w tej chwili nie tyle inwestycje w infrastrukturę, budynki czy sprzęt medyczny, ale wprost w zdrowie Europejczyków – podkreślał, akcentując potrzebę rozwijania europejskiego programu walki z chorobami nowotworowymi. Potrzebę współpracy na szczeblu unijnym – na przykład w obszarze transplantacji – widzi również Paweł Kukiz, który otwarcie zastrzegał, że jego głos może być uznany za mocno subiektywny, gdyż jedna z jego córek oczekuje na przeszczep nerki. Wtórował im Dariusz Sanderski z partii Wiosna. Drugim wyzwaniem, na który nacisk położył Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny i reprezentant partii rządzącej, jest szeroko rozumiana profilaktyka i edukacja zdrowotna, oparta z jednej strony na podstawowej opiece zdrowotnej, z drugiej – na pracownikach inspekcji sanitarnej, którzy powinni wziąć na siebie ciężar realizacji zadań z obszaru zdrowia publicznego. – W dobrze skonstruowane i finansowane programy oświatowo-zdrowotne powinny też być włączone pielęgniarki środowiskowe – podkreślał Pinkas.

Tomasz Grodzki (Platforma Obywatelska) wśród absolutnych priorytetów akcentował konieczność szybszego – niż zakłada obecny rząd – dojścia do minimum 6 proc. PKB wydatków publicznych na zdrowie. – I to 6 proc. PKB realnych, a nie liczonych wobec PKB sprzed dwóch lat – podkreślał. – Platforma Obywatelska wie, jak to zrobić. Wskazujemy m.in. akcyzę jako źródło pozyskania około 30 miliardów złotych, których już w tej chwili brakuje w systemie.

Co do jednego politycy wydawali się zgodni: choć co jakiś czas pojawiają się pomysły, by tematy związane z ochroną zdrowia wyłączyć z bieżącej polityki, pomysł ten jest – przynajmniej w tej chwili – nierealny. Wszyscy gracze uważają, że w pojedynkę mogą zyskać więcej. To, ile tracą na tym pacjenci i cały system ochrony zdrowia, wydaje się bez znaczenia.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Skąd się biorą nazwy leków?

Ręka do góry, kto nigdy nie przekręcił nazwy leku lub nie zastanawiał się, jak poprawnie wymówić nazwę handlową. Nazewnictwo leków (naming) bywa zabawne, mylące, trudne i nastręcza kłopotów tak pracownikom służby zdrowia, jak i pacjentom. Naming to odwzorowywanie konceptu marki, produktu lub jego unikatowego pozycjonowania. Nie jest to sztuka znajdowania nazw i opisywania ich uzasadnień. Aby wytłumaczenie miało sens, trzeba je rozpropagować i wylansować, i – jak wszystko na rynku medycznym – podlega to ścisłym regulacjom prawnym i modom marketingu.

Udar mózgu u dzieci i młodzieży

Większość z nas, niestety także część lekarzy, jest przekonana, że udar mózgu to choroba, która dotyka tylko ludzi starszych. Prawda jest inna. Udar mózgu może wystąpić także u dzieci i młodzieży. Co więcej, może do niego dojść nawet w okresie życia płodowego.

Odpowiedzialność pielęgniarki za niewłaściwe podanie leku

Podjęcie przez pielęgniarkę czynności wykraczającej poza jej wiedzę i umiejętności zawodowe może być podstawą do podważenia jej należytej staranności oraz przesądzać o winie w przypadku wystąpienia szkody lub krzywdy u pacjenta.

Różne oblicza zakrzepicy

Choroba zakrzepowo-zatorowa, potocznie nazywana zakrzepicą to bardzo demokratyczne schorzenie. Nie omija nikogo. Z jej powodu cierpią politycy, sportowcy, aktorzy, prawnicy. Przyjmuje się, że zakrzepica jest trzecią najbardziej rozpowszechnioną chorobą układu krążenia.

Czy będziemy mądrzy przed szkodą?

Nie może być żadnych wątpliwości: zarówno w obszarze ochrony zdrowia, jak i w obszarze zdrowia publicznego wyzwań – zagrożeń, ale i szans – jest coraz więcej. Dobrze rozpoznawana rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana, zupełnie tak jak w powiedzeniu – im dalej w las, tym więcej drzew.

Leczenie przeciwkrzepliwe u chorych onkologicznych

Ustalenie schematu leczenia przeciwkrzepliwego jest bardzo często zagadnieniem trudnym. Wytyczne dotyczące prewencji powikłań zakrzepowo-zatorowych w przypadku migotania przedsionków czy zasady leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej wydają się jasne, w praktyce jednak, decydując o rozpoczęciu stosowania leków przeciwkrzepliwych, musimy brać pod uwagę szereg dodatkowych czynników. Ostatecznie zawsze chodzi o wyważenie potencjalnych zysków ze skutecznej prewencji/leczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej oraz ryzyka powikłań krwotocznych.

Tępy dyżur to nie wymówka

Gdy pacjent jest w potrzebie, nie jest ważne, który szpital ma dyżur. A to, że na miejscu nie ma specjalistów, to nie wytłumaczenie za nieudzielenie pomocy – ostatecznie uznał Naczelny Sąd Administracyjny.




bot