Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 77–84/2016
z 6 października 2016 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Lekarze znów emigrują

Marcin Kautsch

Po masowych wyjazdach lekarzy, jakie miały miejsce po wejściu Polski do Unii Europejskiej, nastąpiło wyraźne wyhamowanie tego zjawiska związane z podwyżkami, jakie ta grupa zawodowa otrzymała. Od pewnego czasu widać jednak, że zainteresowanie emigracją ponownie wzrasta.



Nie wiemy tak naprawdę, jak wyglądają wyjazdy lekarzy, choć możemy ocenić nastawienie do emigracji, obserwując, ile osób występuje o zaświadczenia o kwalifikacjach zawodowych. Liczbę wydanych zaświadczeń
w latach 2005–2015 pokazuje tabela 1.

Ciekawe jest też zestawienie odsetka lekarzy poszczególnych specjalności występujących o zaświadczenia potwierdzające kwalifikacje zawodowe (tab. 2.).

Można by powiedzieć, że jak zwykle najchętniej emigrują przedstawiciele specjalności zabiegowych i anestezjolodzy, ale w zestawieniu pojawiają się na wysokim miejscu inni specjaliści, o których wyjazdach raczej się wcześniej nie mówiło.

Czy wszyscy, którzy poprosili o wystawienie zaświadczeń, rzeczywiście wyjeżdżają? Tego nie możemy być pewni.

Niektórzy lekarze wyjeżdżają, ale nie na stałe, lecz tylko na jakiś czas. Są też tacy, którzy pracują jednocześnie w kraju i za granicą. Marne to jednak pocieszenie – nawet jeśli jakiś odsetek lekarzy wyjeżdża tylko „częściowo”, to i tak zapewne w sumie wyjeżdża ich więcej niż kiedyś.

Jakie są konsekwencje? Pierwszy, oczywisty wniosek – wyjazdy oznaczają kłopoty dla systemu. Lekarzy w Polsce nie ma zbyt wielu (w porównaniu z innymi krajami europejskimi), co więcej, są to osoby coraz starsze. Emigracja lekarzy oznacza więc, że mamy coraz mniej specjalistów, są oni coraz starsi i muszą leczyć także coraz starsze – a więc wymagające większej troski – społeczeństwo. Innymi słowy – nie jest dobrze. A będzie coraz gorzej. Niepokoi też to, że na wyjazd decydują się częściej osoby o określonych specjalnościach. Wyjazdy lekarzy oznaczają więc nie tylko mniej lekarzy, ale też znacznie mniej lekarzy o pewnych umiejętnościach. W przypadku niektórych schorzeń skutki emigracji będą więc jeszcze bardziej bolesne. Co więcej, część tych specjalności jest mocno „powiązana” z innymi. Brak anestezjologów, radiologów czy patomorfologów oznacza więc kłopoty nie tylko dla pacjentów, którzy nie mogą się do nich dostać, ale także dla sporej grupy innych lekarzy.

Dodatkowo, w ekspresowym tempie rośnie też średnia wieku pielęgniarek i o ile liczba chętnych do wykonywania zawodu lekarza nie spada (a w kolejce czekają kolejne uczelnie chcące ich kształcić), to młode adeptki pielęgniarstwa jakże często nie podejmują pracy w zawodzie albo od razu podejmują ją za granicą. Tej, tak palącej kwestii nie da się pominąć, kiedy rozpatruje się zjawisko migracji lekarzy. Uważam, że brak pielęgniarek stanowi dużo większy problem dla systemu niż się powszechnie uważa. Istotne jest tu bowiem to, że ten – że się tak nieładnie wyrażę – „zasób ludzki” jest nieodtwarzalny. Liczba pielęgniarek w wieku przedemerytalnym jest wielokrotnie wyższa niż tych, które mają je zastępować. Nie wiem, jakie skutki będą miały podwyżki, które dostała i dostanie ta grupa zawodowa. Obawiam się, że przyszły one zbyt późno, a sposób ich wdrażania jako żywo przypomina niesławną „ustawę 203”, która dla systemu ochrony zdrowia była wręcz katastrofalna.

Kwestia pielęgniarek jest też o tyle istotna, że ich niedobór będzie silnie wpływał na braki w personelu lekarskim. Lekarze pozbawieni pomocy pielęgniarek zostaną jeszcze bardziej ograniczeni w możliwościach wykonywania swojej pracy. Pamiętam wykład prof. Arniego Kaluznego z University of North Carolina at Chapel Hill, który opowiadając o problemach z pielęgniarkami w USA w latach 90. XX wieku stwierdzał, że dochodziło tam do zamykania oddziałów, bo nie można było ich obsadzić z powodu braku pielęgniarek. To dość przerażająca, ale realna wizja tego, co i nas może czekać.


Działania doraźne?

Czy można coś zrobić w związku z emigracją i ze zmniejszającą się liczbą lekarzy (i pielęgniarek)? Obawiam się, że niewiele. Co prawda rośnie liczba uczelni, które chcą kształcić lekarzy, ale nowe uczelnie potrzebować będą kadry, a tę skądś trzeba wziąć. Zapewne z już istniejących. Albo też ze szpitali, w których pracują specjaliści potrafiący uczyć. Będzie to więc – w krótkiej perspektywie – odciąganie lekarzy od leczenia pacjentów. Należy także pamiętać, że takie nowe jednostki nie będą działać od razu. I nie chodzi tylko o to, że pierwsi absolwenci pojawią się dopiero po kilku latach. Jednostki te muszą bowiem okrzepnąć, dorosnąć jako organizacje, a to trochę trwa. Kilka? Kilkanaście lat? Dłużej?

Nie jest też powiedziane, że absolwenci tych nowych uczelni zostaną w kraju. Dlaczego akurat oni mieliby zostać? Z pewnością zwiększą ogólną pulę lekarzy, ale też pulę tych, którzy będą zastanawiali się nad wyjazdem.

Może więc zabronić wyjazdu absolwentom medycyny, dopóki nie odpracują tego, że zostali wykształceni w Polsce? Znając pomysłowość obecnej ekipy rządzącej nie można tego wykluczyć, choć nie wygląda na to, aby coś takiego przeszło. Poza tym, dlaczego zabraniać wyjazdów akurat młodym lekarzom? W imię równości wobec prawa trzeba by było zabronić tego wszystkim absolwentom publicznych uczelni. Jeżeli kogoś boli, że kształcimy za własne pieniądze lekarzy (i nie tylko), by potem „oferować” ich innym krajom, to może warto by rozważyć opcję, aby wszelkie studia były płatne? Osobiście uważam, że to mogłaby być całkiem ciekawa koncepcja, pod warunkiem że studenci – płacąc za studia – będą wymagać od prowadzących zajęcia zaangażowania i przekazywania wiedzy, a nie będą oczekiwali, że kupią sobie wykształcenie.

A może, wzorem wielu krajów zachodnich, należy zacząć importować lekarzy? Niezły pomysł, ale… Co prawda, zarobki polskich lekarzy są bardziej niż przyzwoite (już słyszę pełne oburzenia głosy lekarzy, że tak nie jest), więc moglibyśmy skusić kompetentne osoby – mieszkańców krajów mniej zamożnych niż nasz – by przeprowadziły się do Polski i tu praktykowały. Pozostaje jednak kwestia niezwykle skutecznej bariery, jaką jest język. Polski jest na tyle trudny, że raczej nie sposób sobie wyobrazić, że ktoś poza Słowianami byłby zainteresowany inwestowaniem w naukę naszego języka. Mając do wyboru niezłe zarobki i trudny język oraz lepsze zarobki i jakiś łatwiejszy język, choćby angielski (dający przy tym o niebo większe możliwości w przyszłości), z pewności wybiorą to drugie. Poza – oczywiście – przypadkami jednostkowymi.

Innymi słowy – nie ma dobrych rozwiązań doraźnych. Niedobór lekarzy oznacza kłopoty systemu, płatnika, pacjentów, a także samych lekarzy. Co prawda, jeśli będzie ich jeszcze mniej, to będą mogli liczyć na jeszcze większe zarobki, ale będzie się to dziać przy jeszcze większym (o ile można to sobie w ogóle wyobrazić) obciążeniu. Prócz niewątpliwych korzyści, pojawią się więc jeszcze większe koszty w postaci zwiększonej presji i stresu. Według Euro Health Consumer Index 2015, mamy co prawda mało lekarzy na populację, ale za to jeden z najwyższych w Europie wskaźników wizyt u lekarza.


Nigdy nie należy marnować okazji, jaką daje kryzys

Mój kolega, w sytuacjach trudnych (coś się nie udało, katastrofa, bardzo złe wiadomości) ma zwyczaj stwierdzania „To nawet lepiej….”. Po takim stwierdzeniu, następuje argumentacja, w której ów kolega stara się pokazać możliwe rozwiązania i dostrzegać pozytywy tej trudnej sytuacji. Myślę, że to podejście może mieć zastosowanie także w przypadku problemów z emigracją lekarzy.

Mamy ich za mało? To nawet lepiej… Taka bardzo kryzysowa sytuacja powinna w nas wzbudzić kreatywność i wymusić szukanie i – co nie mniej istotne – akceptację nowych rozwiązań. Takich, które do tej pory odrzucaliśmy, bądź które w ogóle nie przyszły nam do głowy.

Jeżeli brakuje nam jakiegoś zasobu, to należy szukać zamienników. Czy coś może zastąpić pracę lekarza? Cóż, jakoś musi. Jeżeli sytuacja jest stabilna, przewidywalna, niezagrażająca zdrowiu i życiu, to pracę lekarza może zastąpić inny profesjonalista medyczny. Można sobie wyobrazić, że pewną niewielką część tej pracy może wykonywać pielęgniarka. Np. może wypisywać recepty na niektóre leki. Do niedawna – science fiction. Obecnie – realna możliwość. Co prawda pielęgniarek też nie mamy za dużo, ale – znowu – można sobie wyobrazić, że i część ich pracy może wykonać kto inny. Inną część pracy lekarza może wykonywać – np. dietetyczka. W Holandii diabetycy widują się rzadko z lekarzami – za to znacznie częściej z dietetykami właśnie. Od iluż to już lat w części karetek jeżdżą ratownicy? Da się? Da! Nie zawsze, nie w każdych warunkach, ale da się. Tym bardziej że zastępowanie pracy lekarza nie jest już kwestią wyboru, tylko konieczności.

Podobnie sprawa ma się z czynnościami, które można zautomatyzować czy zrobotyzować. Oprogramowanie zmieniające mowę na tekst jest kolejnym przykładem, że można ułatwić pracę lekarzom. Zamiast męczyć się z wpisywaniem historii choroby, mogą ją podyktować komputerowi, a potem zweryfikować zapisany tekst i dokonać stosownych poprawek, jeżeli komputer błędnie odszyfrował głos lekarza. Oprogramowanie wspierające decyzje kliniczne jest kolejnym tego typu rozwiązaniem, które trzeba będzie zastosować. Rozwój e-zdrowia, zwiększenie odpowiedzialności pacjenta za zdrowie, komputerowo wspomagane leczenie/rehabilitacja pacjentów czekają w kolejce do zastosowania. I w końcu – coraz większe poleganie na komputerach w diagnostyce. Jeżeli komputery są w stanie wygrywać z nami w szachy, to mogą także analizować najdrobniejsze, trudno uchwytne symptomy, by stawiać diagnozy. Ponownie – nie we wszystkich przypadkach, w każdym razie nie od razu, ale z pewnością jest to kierunek przyszłościowy. Oczywiście, nie obędzie się bez sprzeciwów. Ale nie poradzimy sobie bez pewnej zmiany ról różnego rodzaju profesjonalistów ochrony zdrowia, wsparcia pracy lekarzy w każdy możliwy sposób, wzmocnienia odpowiedzialności pacjenta za swoje zdrowie. Skoro mamy realny problem, to musimy znaleźć realne rozwiązania.

Zacznijmy więc robić to, co jest realne, choć trudne, bo, jak mawiali Rzymianie: tertium non datur… Albo będzie tak fatalnie jak jest (i jeszcze gorzej), albo zaczniemy zachowywać się racjonalnie i spróbujemy rozwiązać jakżeż bolesny i narastający problem małej liczby lekarzy w Polsce. Narzekanie i mówienie, że się nie da, nic nie wnosi.

I nic nie wniesie.




Najpopularniejsze artykuły

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Ukraińcy zwyciężają też w… szpitalach

Placówki zdrowia w Ukrainie przez 10 miesięcy wojny były atakowane ponad 700 razy. Wiele z nich zniszczono doszczętnie. Mimo to oraz faktu, że codziennie przybywają setki nowych rannych, poza linią frontu służba zdrowia daje sobie radę zaskakująco dobrze.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Endometrioza – wędrująca kobiecość

Podstępna, przewlekła i nieuleczalna. Taka jest endometrioza. Ta tajemnicza choroba ginekologiczna, badana od przeszło stu lat, nadal pozostaje dla lekarzy niewyjaśniona. Pomimo że występuje u kobiet coraz częściej, wciąż trudno określić mechanizm jej powstawania i rozwoju, a jej następstwa są poważne, prowadzą nawet do bezpłodności.

Diagności idą do TK

Zdalna autoryzacja serologicznych badań laboratoryjnych zagraża bezpieczeństwu pacjentów, dlatego wciąż zabiegamy w resorcie zdrowia o uchylenie tego zapisu. Zamierzamy w tej sprawie złożyć też skargę do Trybunału Konstytucyjnego – zapowiada Krajowa Izba Diagnostów Laboratoryjnych.

Mielofibroza choroba o wielu twarzach

Zwykle chorują na nią osoby powyżej 65. roku życia, ale występuje też u trzydziestolatków. Średni czas przeżycia wynosi 5–10 lat, choć niektórzy żyją nawet dwadzieścia. Ale w agresywnej postaci choroby zaledwie 2–3 lata od postawienia rozpoznania.

Rak jajnika – nowe przeciwciało monoklonalne

Wodobrzusze jest w raku jajnika niezależnym złym czynnikiem prognostycznym. Podczas gdy odsetek 5-letnich przeżyć w III i IV stopniu zaawansowania raka jajnika bez wodobrzusza wynosi 45 proc., przy wodobrzuszu obniża się do zaledwie 5 proc. Wiąże się to z faktem, że obecność ascitesu wiąże się zwykle z opornością na leczenie chemioterapią. Obiecujacą opcją terapeutyczną jest stosowanie revomabu (catumaxomab) – przeciwciała trójfunkcyjnego podawanego dootrzewnowo u pacjentów z nowotworami EpCAM-pozytywnymi, kiedy standardowa terapia nie jest już możliwa. (...)

Udar mózgu u dzieci i młodzieży

Większość z nas, niestety także część lekarzy, jest przekonana, że udar mózgu to choroba, która dotyka tylko ludzi starszych. Prawda jest inna. Udar mózgu może wystąpić także u dzieci i młodzieży. Co więcej, może do niego dojść nawet w okresie życia płodowego.

CRISPR-Cas9: Jeden „lek” na 7000 chorób?

Rewolucja wybuchła 28 czerwca 2016 roku. Sześcioro naukowców opisało w swoim artykule mechanizm nazwany przez jednego z nich CRISPR-Cas9, pozwalający na modyfikowanie genomów dowolnych organizmów. Brzmi to jak science fiction, ale jest czystą science.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Miłość w białym fartuchu

Na nocnych dyżurach, w gabinecie USG, magazynie albo w windzie. Najczęściej
między lekarzem a pielęgniarką. Romanse są trwałym elementem szpitalnej rzeczywistości. Dlaczego? Praca w szpitalu jest ciężka – fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza na chirurgii. W sytuacjach zagrożenia życia działa się tam szybko, na pełnej adrenalinie, często w nocy albo po nocy nieprzespanej. W takiej atmosferze, pracując ramię w ramię, pielęgniarki zbliżają się do chirurgów. Stają się sobie bliżsi. Muszą sobie wzajemnie ufać i polegać na sobie. Z czasem wiedzą o sobie wszystko. Są partnerami w działaniu. I dlatego często stają się partnerami w łóżku, czasami także w życiu. Gdzie uprawiają seks? Wszędzie, gdzie tylko jest okazja. W dyżurce, w gabinecie USG, w pokoju socjalnym, w łazience, a czasem w pustej sali chorych. Kochankowie dobierają się na dyżury, zazwyczaj nocne, często zamieniają się z kolegami/koleżankami, by być razem. (...)




bot