Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 34–42/2015
z 7 maja 2015 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Zgon – diagnoza nieoczywista

Bogumiła Kempińska-Mirosławska

Śmierć stanowi codzienne, ale zawsze tajemnicze doświadczenie ludzkiej egzystencji. Próbowali ją zrozumieć teologowie i filozofowie. Badali ją lekarze, chcąc odróżnić śmierć od jej pozorów i przesuwać granicę w kierunku życia.


Rembrandt, Lekcja anatomii doktora Tulpa, 1632

Wielka epidemia dżumy z 1347 r., zwanej „czarną śmiercią”, przyniosła dojmujące doznanie „zmysłowości” śmierci. Doświadczyć obecności śmierci oznaczało widzieć martwe ciała i czuć smród rozkładających się zwłok. W renesansie podjęto próbę naukowych wyjaśnień, czym jest śmierć i poszukiwano tajemniczego eliksiru życia. Lekarz i alchemik Paracelsus (1493 – 1541) twierdził, że odpowiedzialnym za procesy życiowe jest Archeus Vitae, a czas życia człowieka jest wyliczony. Opisywał cykl przemian życia i śmierci jako powstawanie przez łączenie, rozpad tego, co połączone i powtórne odbudowanie ciał z tego, co rozpadłe.

Podobny pogląd wyrażał J. van Helmont (1578 – 1644), traktując śmierć jako przemianę, a nie destrukcję, kończącą wszystko i raz na zawsze. Filozof Kartezjusz (1596 – 1650) tłumaczył śmierć jako uszkodzenie ciała-maszyny, które opuszczone przez duszę przestaje się ruszać. Używając języka filozofii wyraził to, co człowiek wiązał ze śmiercią od zawsze – tetradę objawów: bezruch, hipotermię, zatrzymanie krążenia i bezdech. Lekarz H. Boerhaave (1668 – 1738), będąc wyrazicielem mechanistycznego pojmowania życia i śmierci twierdził, że źródłem zjawisk organicznych jest ruch ciał stałych i cieczy oparty na zasadach hydrauliki. F. Hoffmann (1660 – 1742) wskazywał, że podstawą życia jest krążenie krwi utrzymywane przez skurcze serca, drażnione „nerwową cieczą” pochodzącą z eteru – właściwego źródła życia. Potwierdzeniem, iż źródło życia tkwi w sercu miały być obserwacje dokonywane podczas egzekucji „przez dekapitację” – po ustaniu oddechu serce jeszcze przez chwilę biło, a przejście „od życia ku śmierci” następowało wraz z wypływającą krwią. Zatrzymanie krążenia było równoznaczne ze śmiercią, ale już w XVII w. anatom W. Harvey dokonał eksperymentu, w którym sztucznie podtrzymywał krążenie u zdekapitowanego pacjenta.

W ten oto sposób nastąpiło naukowe usankcjonowanie serca jako najważniejszego narządu życia. Przejścia od pojęcia śmierci, jako braku życia – do śmierci, jako całkowicie odrębnego jakościowo bytu dokonał M. Bichat (1771 – 1802), który twierdził, iż człowiek umiera nie dlatego, że zachorował, ale choruje dlatego, że może umrzeć. Opisywał dwa rodzaje śmierci: fizjologiczną, zachodzącą od „obwodu ku centrum” i patologiczną, gwałtowną – „od środka ku obwodowi”. „Obwód” stanowiły tkanki. Centrum tworzyły przedsionki śmierci: płuca, odpowiadające za śmierć asfyktyczną, mózg – za śmierć apoplektyczną i serce, odpowiadające za śmierć synkoptyczną. W oświeceniu ścierały się dwie koncepcje: jedna, w której każdy narząd był tak samo ważny, a śmierć była ustaniem funkcji życiowych we wszystkich narządach, i druga, w której niektóre narządy – płuca, serce i mózg – pełniły „uprzywilejowaną” rolę w utrzymaniu życia i których „zatrzymanie w swej funkcji” doprowadzało do śmierci. Spór pomiędzy zwolennikami decentralizacji i centralizacji istotnych dla życia narządów zapoczątkował poszukiwanie takich przejawów braku życia, które pozwalałyby na jednoznaczne rozpoznanie śmierci.

W połowie XVIII w. podjęto pierwsze próby resuscytacji i, jak się okazało, życie mogło być przywracane ludzkim działaniem. Możliwość zawrócenia z drogi „ku śmierci” pogłębiła jednak tkwiący w ludziach od wieków lęk, iż to, co za stan śmierci uchodzi, być może wcale nią nie jest, a tym samym można być pochowanym, nie będąc jeszcze martwym. Lęk przed „pogrzebaniem za życia” nie był irracjonalny. Bywało, że śmierć była mylona ze śpiączką występującą w przebiegu choroby zakaźnej. Konieczność szybkiego chowania ciał osób zmarłych podczas epidemii nie pozwalała na przestrzeganie zwyczaju kilkudniowego czekania pomiędzy zgonem a pogrzebem. Do stanu pozornej śmierci mogły prowadzić utonięcia, zatrucia, choroby przebiegające z wyniszczeniem lub odwodnieniem, cukrzyca, zapalenia mózgu, hipotermia, katatonia i wiele innych. Ludzie opowiadali sobie budzące grozę historie: o wykopywanych na cmentarzach trumnach, których wieka od wewnętrznej strony nosiły ślady zadrapań i zawierających ułożone w nienaturalnych pozach kości, o „obudzonych” w prosektorium podczas sekcji zwłokach, o zmarłych – ożywających podczas swojego pogrzebu pod wpływem śpiewu żałobników lub głuchego odgłosu rzucanych na trumnę grud ziemi, o znajdowanych w trumnie zakrwawionych zwłokach kobiety i leżącym przy niej ciele – narodzonego już w grobie – dziecka. Potrzeba postawienia wyraźniej granicy pomiędzy śmiercią pozorną a „ostateczną” dała asumpt do rozwoju tzw. diagnostyki śmierci.

W medycynie znane były tzw. pewne objawy śmierci: wystąpienie plam opadowych, sztywności pośmiertnej, czy specyficznego zapachu rozkładu ciała. Mniej pewne było wyziębienie ciała, które obiektywnie można było oceniać dopiero, gdy zaczęto stosować termometry. O śmierci miały świadczyć niepulsujące, żółte tętnice, brak wypływu krwi z przeciętej tętnicy, brak powrotu barwy i napełnienia krwią żyły po jej uciśnięciu i puszczeniu ucisku, czy brak zmiany koloru palca po obwiązaniu go sznurkiem. O zgonie świadczyły także rozszerzone, sztywne źrenice, niebieskie mętne rogówki, czy odkształcenie źrenicy spowodowane zewnętrznym uciskiem na gałkę oczną. Śmierć rozpoznawano również po opadniętej żuchwie. Badano także serce. Zdarzało się, że w celu potwierdzenia zgonu dokonywano palpacyjnego badania jego czynności, ale przez… nacięte przestrzenie międzyżebrowe! Zwykle miało to miejsce, gdy zgon następował podczas zabiegu operacyjnego.

Zdecydowanie mniej szkodliwą metodą było podawanie amoniaku pod skórę – brak reakcji zapalnej potwierdzał zgon. Dla zdiagnozowania śmierci stosowano testy oparte na obserwacji, że z letargu może wybudzić silny bodziec, np. ból. Stosowano próbę wrażliwości na wdmuchiwane do nozdrzy drażniące substancje, trąbiono do ucha, podważano paznokcie, przypalano i nacinano w różnych miejscach ciało, parzono je gorącą wodą lub olejem. Mniej inwazyjne, ale też mniej czułe były metody wykrywania oddechu: zimnym lusterkiem – patrząc, czy pojawi się para, mydłem – czy wystąpią bańki mydlane, lub płomieniem świecy, którego poruszenie świadczyło o tlącym się jeszcze życiu. Po wprowadzeniu stetoskopu, metody te lekarze zastąpili osłuchiwaniem płuc, a od połowy XIX w. także serca, koniecznie przez 2 – 3 minuty. Stetoskopu używał doktor Collongues wysłuchując na powierzchni skóry przytłumionego szmeru, podobnego do szumu morskiego, występującego u osób żywych, a zanikającego po kilku godzinach u zmarłych. Ważną rolę w diagnostyce śmierci odegrały promienie X – w celu zaobserwowania ruchów serca lub klatki piersiowej od końca XIX w. stosowano rentgenoskopię.

O tym, jak ważne było ustalenie zgonu świadczą wydawane w XIX w. kompendia, np. J. N. Gannala, zawierające wiadomości na temat odróżniania śmierci pozornej od rzeczywistej. Paniczny lęk przed pochowaniem żywcem, nazywany tafefobią, towarzyszył wielu znanym ludziom. Pisarz i polityk E. Bulwer-Lytton, chcąc mieć „pewność śmierci”, prosił, aby jego serce zostało przebite zanim on zostanie pochowany, a pisarka H. Martineau poleciła lekarzom, by odcięli jej głowę. Ludzie starali się zabezpieczyć na wypadek, gdyby jednak do tragicznego pochówku „za życia” doszło. Stosowano sposoby mające pomóc nieszczęśnikowi w uwolnieniu się z trumny: umieszczano w niej trąbki, dzwonki, flagi. W XIX w. powstały „trumny bezpieczeństwa” – poruszenie się w niej ciała skutkowało zapaleniem się światła, dzwonieniem dzwonka i ruchem chorągiewki. Lud szukał sposobów na uchronienie się od „trumiennej śmierci”, a lekarze zadawali pytanie – w jakim momencie człowiek umiera. W 1896 r. M. Ryan pisał, iż „jednostki, których pasmo życia, jak się wydaje, pozornie przerwane w nagły sposób na skutek obrażeń w rzeczywistości nie umierają natychmiast, lecz znajdują się w stanie, który nie odpowiada potocznemu pojęciu śmierci”. Myśl ta zapoczątkowała dyskusję nad śmiercią somatyczną i śmiercią osobową.

Kolejny krok w diagnostyce śmierci nastąpił, gdy w I połowie XX w. wprowadzono defibrylator, respirator i elektrokardiograf. Urządzenia te, mogąc służyć przywracaniu życia, jego podtrzymaniu lub poszukiwaniu ledwie widocznych oznak, pozwalały jednocześnie z większą pewnością niż kiedyś stwierdzić, iż to, do czego są podłączone, to zaledwie soma – pozbawione „siły życia” ciało. W II połowie XX w. wyzwaniem dla medycyny okazała się transplantologia, która udowodniła, że można zastępować czynność pojedynczych organów – dając życie, jednocześnie czerpiąc ze śmierci. Niemożliwy do „wymiany” mózg stał się tym narządem, którego śmierć stanowiła podstawę decyzji o uznaniu człowieka za zmarłego, choćby niektóre narządy pełniły swoją rolę. W 1965 r., w pracy opisującej transplantację nerki pobranej od dawcy z bijącym sercem, użyto pojęcia „śmierci mózgu”. Zasadniczą rolę w określeniu definicji śmierci odegrał raport Nadzwyczajnej Komisji Harwardzkiej. Zgodnie z nim człowiek jest martwy, „gdy wszystkie funkcje mózgu, kory mózgowej, móżdżku i pnia mózgu pacjenta zostaną przerwane, a wszystkie jego struktury zostaną nieodwracalnie zniszczone”. Od tej pory diagnostyka śmierci skupiła się na badaniach pozwalających jednoznacznie stwierdzić obecność lub brak czynności mózgu. Mózg stał się kwintesencją człowieka, a medycyna zanegowała panujące od wieków przekonanie, iż o śmierci świadczy brak krążenia krwi, oddechu i bezruch.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Byle jakość

Senat pod koniec marca podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta w całości, uznając ją za niekonstytucyjną, niedopracowaną i zawierającą szereg niekorzystnych dla systemu, pracowników i pacjentów rozwiązań. Sejm wetem senatu zajmie się zaraz po świętach wielkanocnych.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Odpowiedzialność pielęgniarki za niewłaściwe podanie leku

Podjęcie przez pielęgniarkę czynności wykraczającej poza jej wiedzę i umiejętności zawodowe może być podstawą do podważenia jej należytej staranności oraz przesądzać o winie w przypadku wystąpienia szkody lub krzywdy u pacjenta.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Tępy dyżur to nie wymówka

Gdy pacjent jest w potrzebie, nie jest ważne, który szpital ma dyżur. A to, że na miejscu nie ma specjalistów, to nie wytłumaczenie za nieudzielenie pomocy – ostatecznie uznał Naczelny Sąd Administracyjny.

Odmitologizować otyłość

– Większość Polaków uważa, że otyłość to efekt słabej woli. Gdyby podać im hormon głodu – grelinę i zablokować wydzielanie poposiłkowe hormonu sytości – GLP1, nie pohamowaliby się przed kompulsywnym jedzeniem i wciąż byliby głodni. I tak właśnie czują się chorzy na otyłość – mówił podczas konferencji Ekonomia dla Zdrowia prof. Mariusz Wyleżoł. Eksperci wyjaśniali, że otyłość jest chorobą, którą trzeba leczyć.

SALMED musi sprostać wyzwaniom medycyny

Cyberbezpieczeństwo i informatyzacja w ochronie zdrowia, strefa start-upów, oferta programowa dla sektora rehabilitacji – to tylko niektóre z planowanych tematów targów SALMED 2020. Pod lupą ekspertów znajdą się także zmiany w prawie zamówień publicznych. Nie zabraknie również rozwiązań ułatwiających placówkom medycznym wybór sprzętu. Projekt wspierany jest przez kluczowe organizacje w ochronie zdrowia.

Czy będziemy mądrzy przed szkodą?

Nie może być żadnych wątpliwości: zarówno w obszarze ochrony zdrowia, jak i w obszarze zdrowia publicznego wyzwań – zagrożeń, ale i szans – jest coraz więcej. Dobrze rozpoznawana rzeczywistość okazuje się bardziej skomplikowana, zupełnie tak jak w powiedzeniu – im dalej w las, tym więcej drzew.

Terapia schizofrenii. Skuteczność w okowach dostępności

Pod koniec marca w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej odbyła się debata ekspercka pt.: „W parze ze schizofrenią. Jak zwiększyć w Polsce dostęp do efektywnych terapii?”. Spotkanie moderowane przez red. Renatę Furman zostało zrealizowane przez organizatorów Kongresu Zdrowia Psychicznego oraz Fundację eFkropka.

Skąd się biorą nazwy leków?

Ręka do góry, kto nigdy nie przekręcił nazwy leku lub nie zastanawiał się, jak poprawnie wymówić nazwę handlową. Nazewnictwo leków (naming) bywa zabawne, mylące, trudne i nastręcza kłopotów tak pracownikom służby zdrowia, jak i pacjentom. Naming to odwzorowywanie konceptu marki, produktu lub jego unikatowego pozycjonowania. Nie jest to sztuka znajdowania nazw i opisywania ich uzasadnień. Aby wytłumaczenie miało sens, trzeba je rozpropagować i wylansować, i – jak wszystko na rynku medycznym – podlega to ścisłym regulacjom prawnym i modom marketingu.

Lekarze, którzy sięgnęli nieba

Na liście osób, które poleciały w kosmos z licencją lekarza są obecnie aż 42 nazwiska. To dużo, biorąc pod uwagę fakt, że udało się to dotychczas tylko 552 osobom.

Opieka psychiatryczna w Polsce. Propozycje zmian w kontekście aktualnych doniesień z państw europejskich

Od jakiegoś czasu temat opieki psychiatrycznej staje się jednym z najczęściej poruszanych podczas dyskusji związanych z systemem ochrony zdrowia w naszym kraju. O ile kiedyś mówiło się wyłącznie o potrzebie reform, obecnie wdrażane są pierwsze rozwiązania mające na celu znaczną poprawę sytuacji w tej specjalizacji. Mają one formę pilotażu i są adresowane do dwóch grup wiekowych.




bot