Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 101–103/1999
z 23 grudnia 1999 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Moje wigilie

Paweł Januszewicz

Wigilia to najbardziej rodzinne święto. Spędzamy ją zawsze w domu, nie wyjeżdżamy na urlopy, nie bierzemy dyżurów...

Jak wskazuje samo nazwisko, moja rodzina – po mieczu – pochodzi z Kresów. W dzieciństwie, w domu rodziców, do nieprawdopodobnie suto zastawionego stołu zasiadali wszyscy nasi najbliżsi: galeria ciotek, wujów, krewnych – około trzydziestu osób. Mama, babcie, ciotki już dużo wcześniej zaczynały przygotowania do świąt, zdobywały i gromadziły niezbędne produkty. Na wigilijnym stole przeważały dania zimne: ryby w najrozmaitszych postaciach – po grecku, po żydowsku, po wileńsku, śledź po litwacku, było kilka dań z grzybów – marynowane i duszone prawdziwki, inne grzyby w różnych sosach, był mielony mak z orzechami, miodem i rodzynkami, mama podawała nadzwyczajnego smaku i rozmiarów kulebiak z kapustą i grzybami, polewany gorącym masłem. Smak i zapach tych potraw pamiętam do dziś. Toteż z dzieciństwa najbardziej utkwiły mi w pamięci wspomnienia kulinarne – bardziej niż obyczajowe, np. związane z prezentami, czy religijne, bo te pojawiły się później. Zresztą wtedy, w latach pięćdziesiątych, rodzice nie byli zamożni, ale to z pewnością właśnie wówczas kształtowała się moja wysublimowana fizjologia smaku i wrażliwość na to, co i jak jem. A także tradycja bycia z rodziną chociaż w ten jedyny, wyjątkowy dzień w roku, bycia wyłącznie dla najbliższych, bo przecież na co dzień jest się głównie dla innych.

Z czasem część naszej rodziny wymarła i z nią ów wschodni przepych wigilijnego stołu. Jednak do końca Peerelu życie rodzinne, w tym niezmienna zasada spędzania świąt w gronie najbliższych, było odtrutką, immunizacją na wszystko, co się działo na zewnątrz. Także gdy zostałem lekarzem, bez trudu brałem dyżury w inne dni niż święta, najchętniej – 1 maja.

Tak było do stanu wojennego, który przez przypadek zastał nas z żoną i synkiem na kilkumiesięcznym stypendium naukowym w Stuttgarcie w Niemczech. Wtedy przeżyłem najgorszą wigilię w życiu: niepokój o to, co się dzieje w kraju, samotność, zerwanie – zdawało się na zawsze – kontaktu z resztą rodziny... Moja młoda stażem małżeńskim żona nie radziła sobie z gotowaniem, nie było odpowiednich surowców, ale przede wszystkim – nastroju do świętowania. Jedyny nasz gość przy wigilijnym stole – Japończyk – opowiadał nam o swoim narodowym święcie nowego roku. Drugą emigracyjną wigilię w Niemczech spędziliśmy natomiast w barze McDonald`s, który wówczas w Europie był czymś tak wyjątkowym jak dziś Hotel Ritza. Byliśmy zresztą jedynymi gośmi, jedliśmy fishburgery...

Kolejne święta obchodziliśmy w Kanadzie, wśród Polonii skupionej wokół Kościoła polskiego w Montrealu. Tam, na Zachodzie, zrozumieliśmy, jak głębokie różnice istnieją między katolicyzmem w Polsce i w wolnym świecie. Nasz Kościół, walczący o istnienie, był o wiele bardziej surowy, mniej otwarty, ufny, pogodny niż ten, z którym zetknęliśmy się w Bawarii i Kanadzie. Nasze kanadyjskie wigilie były wielokulturowe. Przychodziło do nas znów około trzydziestu osób: Polacy, Grecy, Francuzi, Japonka, Kanadyjczycy, Australijczyk. Moja żona z tamtejszych półproduktów nauczyła się przyrządzać kilka tradycyjnych potraw. Podawała pysznego kanadyjskiego śledzia, łososia, wędzonego pstrąga – według kuchni bawarskiej i francuskiej. Ale choć z roku na rok było nam tam coraz lepiej, dzieci miały dobre paszporty, a żona chciała zostać – uparłem się, żeby wracać do Polski. Dwa lata po naszym powrocie odbyły się wybory czerwcowe.

Teraz, od dziesięciu lat, ponieważ jestem najstarszym synem, wigilie dla całej rodziny urządzamy w naszym domu. Są rodzice, brat, rodzina żony, znów około trzydziestu osób, ale inaczej niż w moim dzieciństwie, przy stole siedzi bardzo dużo dzieci. Każdy z nas musi coś dla wszystkich zrobić, a podział ról jest wcześniej ściśle określony. Panie prześcigają się oczywiście w przygotowywaniu pyszności, mama jak zawsze piecze swój niepowtarzalny pieróg. Słowem – jest jak w każdym polskim domu: sianko, opłatek, kolędy, żłóbek pod choinką. A także prezenty: dla maluchów – zabawki, dla starszych – pomoce szkolne, książki, ubrania, głównie rzeczy praktyczne, bo prezentów nie fetyszyzujemy. Przy łakociach – na deser – są także opowieści babci, która jak nikt w rodzinie cieszy się autorytetem nawet u naszych dzieci. A na koniec – my młodzież – idziemy na Pasterkę.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Wazektomia – wątpliwości medyczne, etyczne i prawne

Na pytanie, czy wazektomia jest w naszym kraju legalna, trudno uzyskać jednoznaczną odpowiedź. padają sprzeczne opinie i wciąż nie wiadomo, czy jest to tylko problem prawny czy też światopoglądowy? Nikt nie odpowiedział jeszcze na pytanie, czy zdolność płodzenia jest dobrem indywidualnym czy społecznym. Dobrowolna obustronna wazektomia prowadzi do niepłodności. A to jest trwały uszczerbek na zdrowiu. Co do zasady lekarz nawet na prośbę pacjenta nie może mu robić krzywdy. Istnieją wprawdzie procedury przywrócenia drożności nasieniowodów, ale nie gwarantują one płodności. (...)

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Zagrożenie populacji polskiej

W Polsce nowotwory złośliwe są pierwszą przyczyną zgonu kobiet w wieku poniżej 65 lat. Wśród tych nowotworów pierwsze miejsce zajmuje rak piersi. Epidemiologia bada populacyjny charakter tego zjawiska. (...)




bot