Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 42–43/2000
z 25 maja 2000 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Psychiatria w prywatnych rękach

Tomasz Sienkiewicz

Często się słyszy, że psychiatria stacjonarna to dziedzina służby zdrowia najmniej podatna na prywatyzację. A jednak – wcale nie musi tak być.

Pierwszą w Polsce prywatną firmą prowadzącą oddziały psychiatryczne, na podstawie kontraktów zawartych z kasami chorych, jest Niepubliczny Specjalistyczny Psychiatryczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Słupsku, utworzony przez czterech psychiatrów: Stanisława Dorosza, Krzysztofa Gawrońskiego, Konrada Kiersnowskiego i Mirosława Szymańczaka.



Firma istnieje w formie spółki cywilnej, każdy z właścicieli ma równe prawa i obowiązki. Prowadzone przez nią niepubliczne oddziały psychiatryczne znajdują się w oddalonym od Słupska o 57 km Miastku i aż o 102 km Szczecinku, leżącym już w woj. zachodniopomorskim. Żeby ułatwić sobie dojazdy, słupscy psychiatrzy kupili ostatnio dla firmy, na 3-letni kredyt, cztery duże, wygodne ople.

Niepubliczny zoz zarejestrowali w październiku 1998 r., aby zdążyć wynegocjować z pomorską kasą chorych kontrakt na następny rok. Początkowo prowadzili jedną poradnię zdrowia psychicznego. Dziś, oprócz dwóch oddziałów, mają już 7 takich poradni na terenie dwóch województw i myślą o dalszym rozwoju zakładu.

Nie próbowali prywatyzować zakładu publicznego, postanowili stworzyć od podstaw swój zoz. Żaden z utworzonych przez nich oddziałów wcześniej nie istniał.

Siedziba zakładu w Słupsku mieści się na piętrze wynajmowanym od Civitas Christiany. Nie ma tu pokoju prezesa ani pomieszczeń socjalnych, są natomiast trzy gabinety lekarskie, sala terapeutyczna, gabinet psychologa, zabiegowy, rejestracja i poczekalnia dla pacjentów. Wszystko urządzone jest na sposób niemal domowy, bez tradycyjnych białych mebli, jakie najczęściej widzi się jeszcze w przychodniach, wnętrza tworzą nastrój ciepła i komfortu.

Miejscowe władze na podania wspólników o udostępnienie im lokali na preferencyjnych warunkach – w drodze wynajmu bądź dzierżawy – odpowiadały, iż mogą skorzystać z prawa przystąpienia do przetargów na lokale użytkowe na ogólnie obowiązujących zasadach. Podobnie zresztą potraktowały właścicieli dwóch istniejących dotąd w tym mieście praktyk lekarzy rodzinnych – "Doktora Judyma" i "Lekarza domowego", które też powstały tylko dzięki prywatnym oszczędnościom ich właścicieli.

W Słupsku istnieje od lat Publiczny Specjalistyczny Psychiatryczny Zakład Opieki Zdrowotnej z dużym oddziałem. Dr Dorosz odszedł stamtąd najwcześniej – ostatnie kilka lat przed utworzeniem niepublicznego zozu przepracował głównie w gabinecie prywatnym, a 1/4 etatu utrzymał ze względu na opłacanie przez zakład składki ZUS-u. Trzej pozostali właściciele spółki odeszli z publicznego zozu z dnia na dzień – w grudniu 1998 r. Niemal równocześnie zrezygnowali z pracy "na publicznym" kolejni trzej psychiatrzy, którzy znaleźli zatrudnienie w nowej spółce. Wszyscy lekarze tworzący personel zakładu (obecnie jest ich dziewięciu) zatrudnieni są na różnego rodzaju kontraktach: na prowadzenie poradni zdrowia psychicznego, na pełnienie dyżurów w oddziale itp.

- Nie chodzi nam o wykańczanie publicznych zozów – mówi dr Kiersnowski, dyrektor zakładu niepublicznego. – Chcemy wypełniać pojawiające się na rynku luki, poza tym w reformie ochrony zdrowia chodzi przecież o uruchomienie mechanizmów konkurencji.

Dwa prywatne oddziały psychiatryczne prowadzone są w pomieszczeniach wydzierżawionych od szpitali w Miastku i Szczecinku. Właściciele spółki są zdecydowanie przeciwni tradycyjnej psychiatrii rodem z XIX wieku, kiedy "chorych na umyśle" umieszczano w budynkach odległych od ośrodków "dla normalnych", odgradzano wysokimi murami. Oba niepubliczne oddziały stanowią część szpitali "somatycznych", podczas gdy publiczny oddział psychiatryczny w Słupsku mieści się w budynku wprawdzie nie ogrodzonym, lecz odizolowanym.

Dr Krzysztof Gawroński wolałby, aby w przypadku ich zakładu nie używać słowa "prywatny". – To rodzi skojarzenia, że udzielamy usług odpłatnych, i to dla niewielkiej grupy pacjentów – tylko tych, których na to stać. A my przecież mamy kontrakty z kasami chorych, usługi dla pacjentów świadczymy nieodpłatnie, za środki publiczne uzyskane z kontraktów, więc w zasadzie, poza formą własności zakładu, nie różnimy się od psychiatrii publicznej. Możemy jednak działać w sposób bardziej racjonalny i bliżej pacjenta. Na przykład przed powstaniem oddziału psychiatrycznego w Miastku, miejscowi pacjenci musieli dojeżdżać blisko 70 km do Słupska lub ok. 150 km – do Starogardu Gdańskiego. Dziś korzystają z naszego 31-łóżkowego oddziału.

Pełne poparcie swej inicjatywy zyskali u konsultantów regionalnych ds. psychiatrii: prof. dr. hab. Adama Bilikiewicza z Gdańska i prof. dr. hab. Jana Horodnickiego ze Szczecina.

- Prywatne oddziały psychiatryczne działające na podstawie kontraktów z kasami chorych nie powinny być traktowane w kategoriach sensacji. Jest to coś zwyczajnego, zgodnego z kierunkami przemian i duchem czasu, podobnie jak np. przystąpienie Polski do NATO czy Unii Europejskiej – mówi prof. Bilikiewicz. – Prywatne, nieduże oddziały ogólnopsychiatryczne działają blisko środowiska pacjenta. Niezwykle ważne jest to, że ten sam lekarz prowadzi chorego ambulatoryjnie, leczy go w szpitalu, a potem znów opiekuje się nim w poradni zdrowia psychicznego. Ciągłość terapii, budowanie więzi między pacjentem a lekarzem ma w psychiatrii szczególnie duże znaczenie.

- Głównym powodem powołania naszego zakładu były złe doświadczenia wyniesione z pracy w publicznej służbie zdrowia – mówi jego pomysłodawca, dr Mirosław Szymańczak. – Przede wszystkim nie podobało mi się zarządzanie finansami, nadzatrudnienie personelu pomocniczego, niegospodarność w trakcie remontów.

- Pieniądze były tam po prostu marnowane – uzupełnia dr Kiersnowski. – Jeśli na chroniczne niedofinansowanie służby zdrowia nałoży się jeszcze złe zarządzanie, to nie sposób funkcjonować.

Mimo że lekarzy w przeliczeniu na liczbę pacjentów pracuje u nich więcej niż w publicznym zoz, personelu ogółem mają 3 razy mniej, natomiast wykonują, jak twierdzi dr Kiersnowski, o wiele więcej usług niż jednostki publiczne. – Jesteśmy tańsi niż publiczna służba zdrowia, gdyż nie mamy "czapy administracyjnej" ani nadmiaru pracowników pomocniczych – tłumaczy. – Zatrudniamy tylko księgową, a sami pracujemy nie tylko jako lekarze, lecz również zarządzający. Nawet w obecnej mizerii finansowej, przy właściwym i oszczędnym gospodarowaniu pieniędzmi, można zadbać o przyzwoity standard usług, a także próbować utrzymać się na poziomie. Na pewno, finansowo, na własnym można wyjść lepiej aniżeli siedząc gdzieś na etacie w publicznej służbie zdrowia.

- Chcielibyśmy zwiększyć udział niektórych świadczeń, aby sprostać wymogom nowoczesnej psychiatrii – dodaje dr Krzysztof Gawroński. – Uważam, że kasy chorych powinny bezpośrednio kontraktować psychologów klinicznych, a stawka za poradę psychiatry winna wystarczać na sfinansowanie usług w zakresie psychoterapii i terapii grupowej.

- Okazuje się, że często bardziej opłaca się stosować nowoczesne i drogie leki, niż stosować tradycyjną terapię neuroleptykami – zauważa dr Stanisław Dorosz. – Chory przebywa wówczas w szpitalu krócej, dzięki czemu daje się zaoszczędzić na kosztach hotelowych. W naszej pracy stosujemy aktualne standardy lekowe i zalecenia Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Myślę, że do pracy z pacjentami jesteśmy dobrze przygotowani – sześcioro spośród naszych psychiatrów ma II stopień specjalizacji, stale uczestniczymy w szkoleniach, stosujemy najnowsze formy leczenia. Ostatnio, w okresie jesienno-zimowym, wprowadziliśmy np. fototerapię, czyli naświetlanie lampami o specjalnej długości fal świetlnych, które poprawiają samopoczucie i stan zdrowia niektórych pacjentów.



Niepubliczny zoz podpisał już kontrakty z trzema kasami chorych: pomorską i zachodniopomorską oraz gdańskim oddziałem Branżowej Kasy Chorych dla Służb Mundurowych, finalizowane są negocjacje przed podpisaniem kontraktu z oddziałem szczecińskim kasy branżowej. Oddział gdański BKChSM zakontraktował tzw. hospitalizację domową – dla 5 pacjentów miesięcznie. Są oni pod opieką rodzin i odwiedzających zespołów terapeutycznych: lekarza, psychologa, pielęgniarki (w zależności od potrzeb). Dzięki temu chory nie przeżywa stresu szpitalnego, a kasa oszczędza na kosztach hotelowych i żywienia.

Dr. Sławomirowi Gajdo, dyrektorowi publicznego zakładu psychiatrycznego w Słupsku, ubyło wprawdzie lekarzy i przybyła konkurencja, lecz specjalnie z tego powodu nie narzeka:

- Trzeba się dostosowywać do nowej sytuacji. Nie widzę nic złego w tym, że z naszego zakładu odeszło kilku lekarzy – mówi. – Pacjentów nam jednak nie ubyło, gdyż obecnie wzrasta liczba chorych psychicznie – głównie na nerwice, które dotykają już ok. 2 proc. populacji.

Samodzielny Publiczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Miastku zalicza się do pionierów przemian w ochronie zdrowia. Gdy w 1997 r. dyrektorem została tu dr Beata Dąbrowska-Remesz, pediatra, rozpoczął się okres restrukturyzacji. Nowa dyrektor – wraz ze swym zastępcą, prawnikiem Ryszardem Zabłockim, postanowili zmniejszyć oddziały: dziecięcy, położniczo-ginekologiczny, wewnętrzny, rozbudować zaś stację dializ i utworzyć 40-łóżkowy, pierwszy na terenie dzisiejszego woj. pomorskiego, oddział opiekuńczo-pielęgnacyjny oraz oddział opieki paliatywnej. W 1998 r. ówczesny wojewoda słupski podpisał z samodzielnym zozem kontrakt na świadczenie usług zdrowotnych.

- Osoba z otoczenia wojewody powiedziała mi wówczas, że przeżyjemy najwyżej 3 miesiące. Tymczasem minęły już 3 lata, a nadal istniejemy – wspomina dyr. Dąbrowska-Remesz. – W 1998 r. wojewoda, wbrew wcześniejszym obietnicom, nie zgodził się jednak renegocjować kontraktu z nami w związku z przekroczeniem limitu usług, sprawa ciągnie się do dziś, ciągle jeszcze nie zwrócono nam należnych pieniędzy.

Szpital w Miastku jest jednym z dwóch zakładów lecznictwa zamkniętego na terenie powiatu bytowskiego – drugi mieści się w siedzibie powiatu.

- Po przeprowadzeniu restrukturyzacji okazało się, że mamy sporo wolnego miejsca, którego sami nie jesteśmy w stanie zagospodarować. Dysponowaliśmy wieloma wolnymi powierzchniami – opowiada dyr. Dąbrowska. – Wówczas otrzymaliśmy propozycję psychiatrów ze Słupska. Interesy obu stron były zbieżne, potrzebowaliśmy się nawzajem. Starostwo było nam przychylne. Współpraca z prywatnym zakładem psychiatrycznym, który dzierżawi w naszym szpitalu pomieszczenia, przynosi nam same korzyści – zakład ten wykupuje usługi w naszym laboratorium, kuchni, pralni, na rentgenodiagnostyce itp. Płaci nam też, oczywiście czynsz dzierżawny, wyposaża pomieszczenia.

Śladem psychiatrów poszła ostatnio ich koleżanka ze Słupska – lek. reumatolog Jolanta Senko-Byrdziak. Utworzyła niepubliczy reumatologiczny zoz. Postanowiła wydzierżawić pomieszczenia w którymś z sanatoriów w nadmorskiej Ustce. Pomorska kasa chorych zasugerowała jednak, że powinna raczej wykorzystać do tego celu wolne pomieszczenia w zrestrukturyzowanym szpitalu w Miastku. Tym bardziej że funkcjonuje tam już oddział rehabilitacji, dzięki pieniądzom z PFRON-u gruntownie ostatnio wyremontowany i nowocześnie wyposażony. Wiadomo zaś, że terapia w reumatologii powinna być kompleksowa i obejmować także różnego rodzaju zabiegi rehabilitacyjne. W br. dr Senko-Byrdziak rozpoczęła pracę na kontrakcie z dyrekcją szpitala w Miastku, na rok 2001 zamierza zaś zawrzeć bezpośrednie kontrakty z kasami chorych.

Jesienią ub. roku w miasteckim szpitalu zakończył się remont pomieszczeń, w których mieści się dziś niepubliczny oddział psychiatryczny. Lśniące czystością pomieszczenia i sanitariaty, tapczany w 2-4-osobowych salach chorych, przyjazne dla oka wykładziny, wygodne meble – to efekt zaangażowania prywatnych inwestorów w majątek SPZOZ-u w Miastku.

- Będziemy przekazywać w prywatne ręce także inne oddziały naszego szpitala – zapowiada wicedyrektor Ryszard Zabłocki. Konkretów na razie nie chce jednak podać.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Czy Unia zakaże sprzedaży ziół?

Z końcem 2023 roku w całej Unii Europejskiej wejdzie w życie rozporządzenie ograniczające sprzedaż niektórych produktów ziołowych, w których stężenie alkaloidów pirolizydynowych przekroczy ustalone poziomy. Wszystko za sprawą rozporządzenia Komisji Europejskiej 2020/2040 z dnia 11 grudnia 2020 roku zmieniającego rozporządzenie nr 1881/2006 w odniesieniu do najwyższych dopuszczalnych poziomów alkaloidów pirolizydynowych w niektórych środkach spożywczych.

Leczenie wspomagające w przewlekłym zapaleniu prostaty

Terapia przewlekłego zapalenia stercza zarówno postaci bakteryjnej, jak i niebakteryjnej to duże wyzwanie. Wynika to między innymi ze słabej penetracji antybiotyków do gruczołu krokowego, ale także z faktu utrzymywania się objawów, mimo skutecznego leczenia przeciwbakteryjnego.

Protonoterapia. Niekończąca się opowieść

Ośrodek protonoterapii w krakowskich Bronowicach kończy w tym roku pięć lat. To ważny moment, bo o leczenie w Krakowie będzie pacjentom łatwiej. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że ułatwienia dotyczą tych, którzy mogą za terapię zapłacić.

Mielofibroza choroba o wielu twarzach

Zwykle chorują na nią osoby powyżej 65. roku życia, ale występuje też u trzydziestolatków. Średni czas przeżycia wynosi 5–10 lat, choć niektórzy żyją nawet dwadzieścia. Ale w agresywnej postaci choroby zaledwie 2–3 lata od postawienia rozpoznania.

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Neonatologia – specjalizacja holistyczna

O specyfice specjalizacji, którą jest neonatologia, z dr n. med. Beatą Pawlus, lekarz kierującą Oddziałem Neonatologii w Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny w Warszawie oraz konsultant województwa mazowieckiego w dziedzinie neonatologii rozmawia red. Renata Furman.

Czynniki wpływające na wyniki badań laboratoryjnych

Diagnostyka laboratoryjna jest nieodłączną składową procesu diagnostyczno-terapeutycznego, a wyniki badań laboratoryjnych stanowią nieocenione źródło informacji o stanie zdrowia pacjenta. Pod warunkiem że wynik taki jest wiarygodny.

Wrzodziejące zapalenie jelita grubego – rola lekarza POZ

Powszechnie uważa się, że chorego na wrzodziejące zapalenie jelita grubego (WZJG) leczy gastroenterolog i – okresowo – chirurg. Tymczasem główna rola w tym procesie przypada lekarzowi rodzinnemu.

Chcę zjednoczyć i uaktywnić diagnostów

Rozmowa z Moniką Pintal-Ślimak, nowo wybraną prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych.

Koordynowana, czyli jaka?

– Nie może być tak, że pacjent jest wypisywany ze szpitala i ma sam szukać sobie poradni specjalistycznej, w której będzie kontynuował leczenie – mówił minister zdrowia Konstanty Radziwiłł podczas swojego wystąpienia na IX Kongresie Polonii Medycznej/II Światowym Zjeździe Lekarzy Polskich. Trudno się z tym nie zgodzić.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".




bot