Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 85–92/2012
z 12 listopada 2012 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Przed sądem lekarskim

Sąsiedzka przysługa

Helena Kowalik

W małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, lekarz idzie czasem pacjentom na rękę. Ale przybijając pieczątkę ponosi odpowiedzialność, również karną.

Sala Naczelnego Sądu Lekarskiego ma wystrój różowy – w tym kolorze są zasłony i tapicerka na krzesłach dla publiczności.

50-letnia dr Anna A. też jest ubrana na różowo. Do tego ostry makijaż, długie tipsy i luźno puszczone włosy ufarbowane na czarno z cyklamenowymi pasemkami układającymi się w gwiazdę.

Trudno odgonić myśl – czy tak może wyglądać lekarz rodzinny? Ale sędziowie, też przecież lekarze, nawet drgnieniem powieki nie zdradzają zaskoczenia.

Obok dr Anny A. na ławie oskarżonych siedzą jeszcze Andrzej M. i Wojciech P. Też lekarze. Dwoje z tej trójki mają wspólny zarzut, natomiast dr P. łączy z obwinionymi adres – są z tej samej Wrześni. Wszyscy zostali już skazani w sądzie powszechnym. Wspomniał o tym przewodniczący składu sądu lekarskiego, gdy referował sprawę.

Upadniesz na beton

Anna A. jest internistką, właścicielką niepublicznej przychodni lekarzy rodzinnych. Andrzej M. opiekuje się pacjentami w tej placówce jako lekarz pierwszego kontaktu.

Wojciech P. ma prywatną lecznicę; ponadto, jako specjalista medycyny pracy, przyjmuje w przychodni lekarza rodzinnego.

Za zgodą Sądu Rejonowego w Poznaniu policja założyła tym lekarzom podsłuch telefoniczny. Wiązało się to z dochodzeniem na szerszą skalę (operacja o kryptonimie „jesion”) funkcjonariuszy wydziału do spraw korupcji Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu.

Anna A. i Andrzej M. zostali namierzeni w związku ze sprawą studenta Jacka W. W aktach prokuratora wygląda to tak: dwudziestodwulatek Jacek W. z Wrześni zawalił egzaminy na trzecim roku studiów w Akademii Rolniczej w Poznaniu i groziło mu repetowanie. Jego matka, właścicielka pralni, wymyśliła, że załatwi synowi lewe zaświadczenie lekarskie, które usprawiedliwiałoby nieobecności na zajęciach i nie zaliczone egzaminy semestru zimowego i letniego.

Dr Annę A. znała jako swą klientkę. Poprosiła ją o wystawienie dla syna długotrwałego zwolnienia lekarskiego. Panie wymyśliły chorobę: uraz kręgosłupa na skutek upadku na beton podczas gry w siatkówkę.

Dr A. napisała odręcznie projekt zaświadczenia lekarskiego i przekazała kartkę studentowi. Następnie telefonicznie (nie wiedząc o podsłuchu) wytłumaczyła chłopakowi, na czym polega istota jego rzekomego urazu i co powinien odpowiedzieć, gdyby ktoś z uczelni pytał o symptomy choroby. Jacek W. miał przepisać treść kartki na komputerze, a następnie wrzucić wydruk do skrzynki pocztowej dr. Andrzeja M., wiszącej na płocie przy jego willi.

Student nie mógł odsylabizować pisma dr A., więc wydzwaniał do niej, dukając poszczególne terminy medyczne. A służby tajne nagrywały.

Dr Anna A. została oskarżona o to, że w 2007 r. jako lekarz poświadczyła, w porozumieniu z dr. Andrzejem M. nieprawdę w wystawionym dla studenta zaświadczeniu lekarskim. Sprawa trafiła do sądu powszechnego. Równocześnie Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie nieetycznego zachowania lekarzy.

Dwa lata później zapadł wyrok w sądzie powszechnym: Anna A. została skazana na 8 miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem na 2 lata. Wobec Andrzeja M. sąd orzekł rok pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem odbycia kary na 2 lata. Ponadto lekarz miał zapłacić grzywnę.

To polityczna nagonka

Na pierwszej rozprawie przed Okręgowym Sądem Lekarskim Anna A. twierdziła, że jest niewinna. Nie wystawiała pacjentowi Jackowi W. żadnego zaświadczenia; na tym, którym dysponował prokurator, nie było jej pieczątki.

– Jacek W. miał mój telefon komórkowy, gdyż leczę jego rodzinę – wyjaśniła obwiniona. – Pewnego dnia zadzwonił z prośbą o odczytanie treści zaświadczenia wydanego przez dr. M., ponieważ miał z tym trudności, a chciał przepisać diagnozę do komputera. Ja mu wyświadczyłam tylko tę przysługę.

– A dlaczego zostaliście państwo skazani przez sąd powszechny? – zapytał przewodniczący sądu korporacyjnego w Poznaniu.

– Bo w prokuraturze obciążyłam się, gdyż zeznawałam pod presją. Na rozprawie adwokat, którego wynajęliśmy za duże pieniądze, zabronił nam cokolwiek mówić, a sam nie zadał żadnego pytania. O uprawomocnieniu się wyroku dowiedzieliśmy się po terminie, gdy już nie można było się odwołać.

Również dr Andrzej M. twierdził, że receptę z diagnozą choroby Jacka W., którą zostawił na kontuarze pralni matki studenta, wypisał bez żadnych podpowiedzi dr. A. Niefortunnie, były to odręczne pisma, a chłopak prosił o wersję elektroniczną.

Sąd: – Nie widząc pacjenta, wystawił pan receptę?

– Tak, ale to nie znaczy, że leczyłem korespondencyjnie. Znałem tego młodego człowieka, był zarejestrowany w moim prywatnym gabinecie. Ponieważ usprawiedliwienie swych nieobecności na zajęciach chciał przesłać do dziekanatu jak najszybciej, e-mailem, dr Anna A. znalazła brudnopis tego zaświadczenia w moim biurku i odczytała mu treść przez telefon. Nie wiedziała, że byliśmy podsłuchiwani.

W odczuciu dr. M. on i jego koleżanka po fachu są ofiarami politycznej nagonki. Zostali oskarżeni na podstawie wymuszonych przez policję zeznań pacjentów. Obciążyła ich nawet matka Jacka W., ponieważ była szantażowana w czasie przesłuchania. Straszyli ją, że jeżeli nie powie po myśli prokuratora, będzie miała kłopoty jako właścicielka pralni, a ponadto o podrobionym zaświadczeniu lekarskim dowiedzą się władze uczelni i syn zostanie skreślony z listy.

Notabene – mimo że pani W. zeznawała pod dyktando śledczego, ten nie dotrzymał słowa i zawiadomił o wszystkim rektora Akademii Rolniczej. Student stracił indeks.

Przewodniczący sądu lekarskiego dążył jednak do wyjaśnień merytorycznych. Pytał, dlaczego w dokumentacji choroby Jacka W., ponoć cierpiącego na uraz kręgosłupa, nie ma opisu wypadku, daty, a także zdjęcia rentgenowskiego.

– Moja wina – kajał się dr M. – Nie zleciłem prześwietlenia, nie opisałem też okoliczności powstania urazu. Jestem trochę bałaganiarzem, jeśli chodzi o papiery.

Tylko narzuty są czyste

Sprawca kłopotów lekarzy, Jacek W., przyznał się, że upadek na beton podczas gry w siatkówkę wymyślił w związku z kłopotami na uczelni. W rzeczywistości nic takiego się nie zdarzyło. Doktora M. znał od dawna, głupio mu teraz, że wprowadził go w błąd. Za zaświadczenie nic nie płacił. Nie mógł odczytać medycznych terminów, dlatego poprosił dr A., aby mu to napisała na komputerze (wersja W., jak widać, różni się od podanej przez lekarkę). Owszem, zabrał potem od dr. A. narzuty do prania, za które nie zapłaciła od ręki. Ale to dlatego, że była stałą klientką jego matki i rachunki regulowała raz w miesiącu.

Jacek W. zeznał, że w czasie przesłuchania grożono mu, że jeśli nie obciąży dr. M., to będzie żałował.

– Nauczyłem się – podsumował swoje doświadczenie – żeby nigdy niczego ważnego nie załatwiać przez telefon, bo nie wiadomo, czy ktoś nie podsłuchuje.

Matka Jacka W. pytana w okręgowym sądzie korporacyjnym o historię lewego zaświadczenia lekarskiego zasłaniała się niepamięcią. Chciała tylko opowiadać o swych przeżyciach podczas przesłuchania: – To było straszne, funkcjonariusze zmieniali się co pół godziny, cały czas mi wmawiali, że kłamię. Męczyli mnie od godziny 9 rano do 5 po południu. Nie miałam nic do picia, bałam się ukarania syna i krachu finansowego, bo nie będę uczestniczyć w miejskich przetargach. Ze strachu już nawet nie wiem, co mówiłam.

Obrońca obwinionych (nie ten, który ich reprezentował przed sądem powszechnym) eksponował polityczne tło publicznego oskarżenia: była ogólnopolska nagonka organów ścigania na lekarzy w celu napiętnowania ich jako łapówkarzy, ludzi skorumpowanych. We Wrześni padło na Annę A. i Andrzeja M.

– Powstaje pytanie – wywodził adwokat – czy sąd lekarski jest bezwzględnie związany wyrokami sądu powszechnego. Moim zdaniem nie, co wynika z art. 8 p. 1 kpk. Wymuszone zeznania złożone w sprawie karnej nie mogą stanowić dowodu obciążającego przed sądem korporacyjnym.

Adwokata żarliwie poparł okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej.

– Staje dziś przed sądem – przekonywał – dwoje lekarzy rodzinnych, z całym szacunkiem dla tej nazwy, wiejskich. Przeciwko którym wdrożono ogromny aparat śledczy. Aby ich złapać i skazać, stosowano podsłuch, szantaż pacjentów. Czy to było adekwatne do zarzucanego czynu? Czy dr M. pozbawił kogoś zysku, wywołał uszczerbek na zdrowiu? Nie. Dlatego ukaranie lekarzy budzi mój obywatelski sprzeciw.

Żarliwa obrona odniosła o tyle sukces, że Okręgowy Sąd Lekarski w Poznaniu umorzył dochodzenie wobec Anny A. i Andrzeja M. Jednakże nie dał obwinionym satysfakcji z poczucia, że są bez winy. Nie orzeczono kary tylko dlatego, gdyż, jak wyjaśniał przewodniczący sądu, otrzymali już prawomocne dotkliwe wyroki w postępowaniu karnym. „Sięganie po dodatkowe sankcje w stosunku do tych dwojga w ocenie OSL jest niecelowe”.

To orzeczenie podtrzymał Naczelny Sąd Lekarski, do którego oboje lekarze wnieśli odwołanie o uniewinnienie. Z uzasadnienia: „Sąd jest świadomy, że w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, lekarz wyświadcza czasem sąsiedzką przysługę. Ale powinien mieć świadomość, że przybijając pieczątkę ponosi za swój czyn odpowiedzialność, również karną”.

Z empatii

Inaczej wyglądała sprawa trzeciego lekarza z Wrześni, dr. Wojciecha P., kierownika niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej lekarzy rodzinnych w tej miejscowości. Dr P. jest specjalistą chorób wewnętrznych. Jego placówka z racji podpisania umowy z NFZ ma prawo wydawania zaświadczeń o zdolności do pracy. Lekarz wydawał je często nie badając, a nawet nie widząc pacjenta. Za fatygę brał do kieszeni pieniądze.

Na skutek założonego w jego gabinecie podsłuchu wyszło na jaw, że w takich okolicznościach zaświadczenie o zdolności do kierowania samochodem dostała uczestniczka kursu na prawo jazdy. I ktoś, kto chciał mieć dzień wolny, a już wykorzystał urlop i tę nieobecność w pracy musiał usprawiedliwić zwolnieniem lekarskim. (Lekarz wpisując numer statystyczny rzekomej choroby podał fikcyjny J 10). A także szef firmy budowlanej, który z mocy prawa był zobligowany do wyegzekwowania od swych robotników zaświadczeń, że mogą pracować na wysokościach. Ponadto kandydat na ławnika oraz obsługujący wózek widłowy.

Dr P. nie był zbyt pazerny. Za lewe zaświadczenia brał od 40 do 700 zł od osoby. Jeśli wystawiał zaświadczenia hurtem (np. dla pracodawcy), stosował dodatkowe taryfy ulgowe.

Gdy te praktyki wyszły na jaw (dzięki operacji „jesion”), przyznał się od razu. Na swoje usprawiedliwienie wyjaśniał, że większość osób, którym bez badania, zaocznie, wydał zaświadczenie – znał, bo w przeszłości udzielał im porad lekarskich.

– Nie kierowałem się chęcią uzyskania dodatkowych zarobków – mówił bliski płaczu dr P. przed sądem powszechnym – chciałem wyjść ludziom naprzeciw, to rezultat mojej empatii.

Prokurator za zgodą oskarżonego wniósł o skazanie go bez przeprowadzania rozprawy na karę 1,8 miesiąca pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 4 lata. Ponadto – przepadek korzyści majątkowej (prawie 3 tysiące złotych), 17 tys. złotych grzywny i 3-letni zakaz wydawania zaświadczeń o zdolności do prowadzenia pojazdów. Wyrok jest prawomocny.

A gdzie etyka zawodowa?

Po upływie czasu, przed okręgowym rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej w Poznaniu Wojciech P. nie stał już ze spuszczoną głową. Bo też miał w jego osobie gorącego obrońcę.

– Jeżeli aparatem sprawiedliwości kieruje aparatczyk reżimu komunistycznego (rzecznik mówił o 2007 r. – HK), ja mam prawo takie wyroki publicznie podważać, bo znam sposoby przesłuchań. Ja, obywatel Ryszard Smól z takimi esbeckimi technikami się nie zgadzam. Wnoszę o umorzenie tej sprawy.

Jednak płomienna mowa nie pomogła – Okręgowy Sąd Lekarski w Poznaniu uznał dr. P. winnym przewinienia zawodowego, konkretnie – naruszenia godności lekarza, co stanowi art. 1. punkt 3 Kodeksu etyki lekarskiej.

Uzasadniając wyrok sędzia – lekarz zauważył, że wina dr P. nie budzi wątpliwości, bowiem wielokrotne przyjmowanie pieniędzy za wydanie nieprawdziwego zaświadczenia zasługuje na szczególne potępienie. Jest to sprzeniewierzenie się godności zawodowej. Sąd korporacyjny w Poznaniu uznał, że wyrok sądu powszechnego jest za łagodny i orzekł dla lekarza karę surowszą: ogólny zakaz wystawiania wszelkich zaświadczeń przez 2 lata.

Dr P. odwołując się od tego orzeczenia do Naczelnego Sądu Lekarskiego twierdził, że w prokuraturze na świadków były wywierane naciski, zeznania przeciwko niemu zostały zaś wymuszone. A na rozprawie „policja ustawiła sędziego pod swoje potrzeby”.

– W 2007 r. – wyjaśniał – pacjenci skarżyli się, że policja wymusza na nich obciążające mnie zeznania. Wtedy w całym kraju sytuacja polityczna była dla lekarzy niekorzystna, o czym świadczy aresztowanie w warszawskiej klinice znanego kardiochirurga Mirosława G. Byłem przekonany, że jakakolwiek obrona nie ma sensu. Kosztowałoby mnie to dużo czasu i energii, które poświęcam pacjentom. Dlatego poddałem się dobrowolnie karze.

– Nagonka na lekarzy jest faktem – usłyszał obwiniony w Naczelnym Sądzie Lekarskim. – Ale czym innym jest postępowanie karne, a czym innym nieprawidłowość w zakresie Kodeksu etyki lekarskiej. Art. 40 i 41 Kodeksu etyki mówią o wszelkiego rodzaju warunkach, uprawniających lekarza do wydania zaświadczenia o stanie zdrowia. Pan doktor ich nie przestrzegał. Sąd wie, że w małej miejscowości czasem obchodzi się te przepisy. Jednakże wydawanie pacjentom zaświadczeń bez ich zbadania jest nieprawidłowe i ryzykowne.

Z uwagi na skruchę lekarza i przyznanie się do winy, NSL zmniejszył wysokość orzeczonej w Poznaniu grzywny.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Czy Unia zakaże sprzedaży ziół?

Z końcem 2023 roku w całej Unii Europejskiej wejdzie w życie rozporządzenie ograniczające sprzedaż niektórych produktów ziołowych, w których stężenie alkaloidów pirolizydynowych przekroczy ustalone poziomy. Wszystko za sprawą rozporządzenia Komisji Europejskiej 2020/2040 z dnia 11 grudnia 2020 roku zmieniającego rozporządzenie nr 1881/2006 w odniesieniu do najwyższych dopuszczalnych poziomów alkaloidów pirolizydynowych w niektórych środkach spożywczych.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Mielofibroza choroba o wielu twarzach

Zwykle chorują na nią osoby powyżej 65. roku życia, ale występuje też u trzydziestolatków. Średni czas przeżycia wynosi 5–10 lat, choć niektórzy żyją nawet dwadzieścia. Ale w agresywnej postaci choroby zaledwie 2–3 lata od postawienia rozpoznania.

Miłość w białym fartuchu

Na nocnych dyżurach, w gabinecie USG, magazynie albo w windzie. Najczęściej
między lekarzem a pielęgniarką. Romanse są trwałym elementem szpitalnej rzeczywistości. Dlaczego? Praca w szpitalu jest ciężka – fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza na chirurgii. W sytuacjach zagrożenia życia działa się tam szybko, na pełnej adrenalinie, często w nocy albo po nocy nieprzespanej. W takiej atmosferze, pracując ramię w ramię, pielęgniarki zbliżają się do chirurgów. Stają się sobie bliżsi. Muszą sobie wzajemnie ufać i polegać na sobie. Z czasem wiedzą o sobie wszystko. Są partnerami w działaniu. I dlatego często stają się partnerami w łóżku, czasami także w życiu. Gdzie uprawiają seks? Wszędzie, gdzie tylko jest okazja. W dyżurce, w gabinecie USG, w pokoju socjalnym, w łazience, a czasem w pustej sali chorych. Kochankowie dobierają się na dyżury, zazwyczaj nocne, często zamieniają się z kolegami/koleżankami, by być razem. (...)

Neonatologia – specjalizacja holistyczna

O specyfice specjalizacji, którą jest neonatologia, z dr n. med. Beatą Pawlus, lekarz kierującą Oddziałem Neonatologii w Szpitalu Specjalistycznym im. Świętej Rodziny w Warszawie oraz konsultant województwa mazowieckiego w dziedzinie neonatologii rozmawia red. Renata Furman.

Odszedł Ireneusz Zatoński

Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia zmarł Irek, mój młodszy o 2 lata brat. Lekarz, który przez niemal pół wieku pełnił posługę lekarską dla mieszkańców podwrocławskiej gminy Żórawina.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

EBN, czyli pielęgniarstwo oparte na faktach

Rozmowa z dr n. o zdrowiu Dorotą Kilańską, kierowniczką Zakładu Pielęgniarstwa Społecznego i Zarządzania w Pielęgniarstwie w UM w Łodzi, dyrektorką Europejskiej Fundacji Badań Naukowych w Pielęgniarstwie (ENRF), ekspertką Komisji Europejskiej, Ministerstwa Zdrowia i WHO.

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Algorytmy czy intuicja?

Procedury redukują dostępną wiedzę do prostych wyborów. Ich sztywne trzymanie się zabija intelektualnego ducha medycyny, który przedkłada podejście zindywidualizowane, wynikające z doświadczenia lekarza.

Nienawiść zabija lekarzy

Lekarze bywają ofiarami fanatyków, radykałów i niezadowolonych z leczenia pacjentów. Zaczyna się od gróźb, a kończy na nożu, pistolecie czy bombie.

Wciąż nie rozumiemy raka trzustki

 – W przypadku raka trzustki cele terapeutyczne są inne niż w raku piersi, jelita grubego czy czerniaku. Postęp w zakresie leczenia systemowego tego nowotworu jest nieznośnie powolny, dlatego sukcesem są terapie, które dodatkowo wydłużają mediany przeżycia nawet o klika miesięcy – mówi dr Leszek Kraj z Kliniki Onkologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. 




bot